Wybiórcza cenzura na Facebooku

Jeżeli natknęliście się na Facebooku na posty, których zgodnie z dość restrykcyjnym regulaminem serwisu być tam nie powinno, to zapewne zgłosiliście je, by przestały się pojawiać, prawda? Możliwe, że zmarnowaliście w ten sposób trzy kliknięcia. Dziennikarz stacji Channel 4 zatrudnił się w dublińskiej firmie CPL Resources, która dla firmy Marka Zuckerberga zajmuje się moderacją treści. Jak się okazuje: dosyć selektywnie.
Wybiórcza cenzura na Facebooku

Pracę rozpoczął od obowiązkowego kursu, na którym nowym pracownikom objaśnia się zasady, m.in. to jak oceniać niezgodność zgłaszanych treści z regulaminem Facebooka. Nowi moderatorzy są informowani iż mają trzy opcje reakcji na zgłoszenie: usunięcie, zignorowanie lub oflagowanie jako niepokojącą treść. Dziennikarz zauważył sytuacje, w których celowo pozostawiano na Facebooku treści, które powinny zostać usunięte. Podkreślił także, że w przygotowaniu moderatorów brakuje spójności.

Facebook bywa krytykowany za nadmierną cenzurę, ale okazuje się, że ta działa w dosyć chaotyczny sposób (fot. wccftech)

Elementem kursu była prezentacja przykładowych treści, które powinny zostać ocenzurowane i te oznaczone jako niepokojące. Wśród tych drugich był także film, na którym dorosły mężczyzna bije dziecko. Został on zgłoszony do moderacji w 2012 roku. Film wprawdzie niedawno usunięto, ale przez lata pozostawał dostępny i został udostępniony (nie mówiąc o wyświetleniach) ponad 44 tysiące razy. Inny przykład to mem, na którym małej dziewczynce ktoś przytrzymuje głowę pod wodą. Samo to mogłoby być jedynie zdjęciem z głupiej zabawy, ale mem funkcjonuje z opisem “Kiedy pierwszym zauroczeniem twojej córki jest mały, czarnoskóry chłopiec”. Sugestia jest dość jasna, lecz jak powiedziano kursantom, by udowodnić niezgodność z regulaminem trzeba zbyt wiele pracy.

Film, na którym mężczyzna bije dziecko pozostawał przez lata dostępny na Facebooku, pomimo licznych zgłoszeń (fot. facebook)

Wśród treści, które z pewnością naruszają regulamin serwisu są także te o charakterze rasistowskim, jednak, jak wskazuje dziennikarz Channel 4, część z nich także pozostaje na Facebooku mimo zgłoszeń użytkowników. Tu jednak sprawa jest bardziej grząska, ponieważ dziennikarz ma na myśli treści antyuchodźcze i antyislamskie, a trudno jest na stałe związać kwestie rasowe i religijne. Jednocześnie Facebook często przedstawiany jest jako sprzyjający poprawności politycznej, więc należałoby spodziewać się, że podobny przekaz zostanie natychmiast usunięty. Dlaczego się tak nie dzieje? Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi zawsze o to samo. Pieniądze.

Roger McNamee, wcześniej jeden z inwestorów Facebooka, zapytany w materiale stacji Channel 4 o całą sprawę powiedział, że stał się krytyczny wobec serwisu po aferze Cambridge Analytica. Twierdzi on, że społecznościowy gigant celowo dopuszcza kontrowersyjne treści, by podbić ruch. Pasuje to dość dobrze do tego, co powiedział jeden z kierowników CPL Resources pracującemu incognito dziennikarzowi brytyjskiej stacji: – Jeżeli ocenzurujesz za dużo, to ludzie przestaną interesować się platformą (…). W końcu chodzi o robienie pieniędzy.

Sam Facebook, ustami Richarda Allana zajmującego się polityką publiczną firmy, twierdzi, że serwisowi “szokujące treści nie przynoszą pieniędzy. Jest to niezrozumienie, co do tego jak funkcjonuje nasz system”. Wydaje się to dość dziwne w przypadku portalu, który przecież żyje z reklam, a zarabia na nich gdy te wyświetlają się użytkownikom. Tego, że kontrowersyjne treści przyciągają chyba nie trzeba tłumaczyć w dobie fake news i clickbaitów. Stacja Channel 4 swój materiał wyemitowała pod tytułem “Inside Facebook: Secrets of the Social Network”. Pojawia się pytanie: czy powinna już szykować się na pozew? | CHIP