Fenomen Wiedźmina

Ta historia zaczęła się od krótkiego opowiadania pt. “Wiedźmin” nadesłanego na konkurs miesięcznika “Fantastyka” w 1985 roku. Sapkowskiego do udziału nakłonił syn. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja. Opowiadanie zajęło 3 miejsce w konkursie i zostało wydrukowane w grudniu 1986 roku. Andrzej Sapkowski napisał cztery kolejne, które najpierw pojawiły się w “Fantastyce”, a w 1990 roku także w wydanym nakładem wydawnictwa Reporter zbiorze pt. “Wiedźmin”. Wszystkie teksty, poza opowiadaniem “Droga, z której się nie wraca”, zostały ponownie opublikowane przez wydawnictwo superNOWA w zbiorze “Ostatnie życzenie”. To samo wydawnictwo (wtedy jeszcze pod nazwą Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA) w 1992 roku opublikowało inny zbiór opowiadań pt. “Miecz przeznaczenia”. Jest on wstępem do pięciotomowej serii o Geralcie z Rivii, zwanej często wiedźmińską sagą.
Medalion Wiedźmina, wilk z wyszczerzonymi kłami i świecącymi oczami na tle biało-czerwonej tarczy i dwóch mieczy.
Medalion Wiedźmina, wilk z wyszczerzonymi kłami i świecącymi oczami na tle biało-czerwonej tarczy i dwóch mieczy.

Opowiadania i wiedźmińska saga zostały przetłumaczone na 19 języków (fot. Jacek Tomczyk)

Pierwsze adaptacje i tłumaczenia

Proza Andrzeja Sapkowskiego szybko stała się popularna. Wydanie w 1994 r. “Krwi Elfów”, czyli pierwszego tomu sagi, rozeszło się jak świeże bułeczki. Na bazie popularności “Wiedźmina”, w latach 1993-1995, powstał komiks rysowany przez Bogusława Polcha, znanego głównie z “Kapitana Żbika” i “Funky Kovala”. Scenariusz do sześciu zeszytów o wiedźminie napisał Maciej Parowski we współpracy z Andrzejem Sapkowskim. Większość zawiera wątki z pierwszych opowiadań. Komiks miał zwolenników, ale dla wielu osób Geralt z blond grzywą był nie do przełknięcia.

Od 1993 roku zaczęły pojawiać się adaptacje – tu komiksy ilustrowane przez Bogusława Polcha (graf. Bogusław Polch)

Pod koniec ubiegłego wieku ukazały się pierwsze tłumaczenia na języki rosyjski, czeski i litewski. Przekłady okazały się sukcesem. Można się zastanowić, czy wpływ na to miały nawiązania do słowiańskich legend, z których pisarz czerpał pełnymi garściami wprowadzając do swojego świata nie tylko bestiariusz, ale również legendę o dzikim gonie. Według bajań ta pogoń upiorów gnających przez nocne niebo zwiastowała nieszczęścia, wojny i plagi. Znacznie później, bo prawie po dekadzie, z prozą Andrzeja Sapkowskiego mogli zapoznać się czytelnicy na Zachodzie. Opowieści o Geralcie z Rivii można czytać obecnie w 19 językach; w tym po angielsku, niemiecku, francusku, a także po chińsku.

Przypadek czy przeznaczenie?

Andrzej Sapkowski urodził się w tym samym roku (1948), co George R.R. Martin. Obaj autorzy często są do siebie porównywani. Nie tyle ze względu na fantastyczny charakter ich opowieści, co na podobną drogę, jaką przeszli, nim dotarli na pisarski parnas. To, co dla nas, polskich fanów ich twórczości jest ważne, to fakt, że obu panów łączy polskie czasopismo “Fantastyka”, które drukowało teksty zarówno autora “Pieśni lodu i ognia” (pamiętne “Piaseczniki”), jak i Andrzeja Sapkowskiego, jeszcze zanim obaj stali się popularni i rozpoznawalni na całym świecie. Andrzej Sapkowski nie jest zawodowym pisarzem, został nim raczej z przypadku. George R.R. Martin miał nieco więcej wspólnego z literaturą, jest bowiem dziennikarzem. Tymczasem autor “Wiedźmina” z zawodu jest ekonomistą i początkowo pracował w firmie zajmującej się handlem zagranicznym. Na szczęście opowiadanie o “Wiedźminie” zostało dostrzeżone, dzięki czemu możemy czytać nie tylko sagę o Geralcie z Rivii, ale również m.in. znakomitą “Trylogię husycką”. Obydwaj mają to szczęście, że ostatecznie robią to, co lubią. Nieco inaczej niż Geralt z Rivii, który jak wiemy, wcale nie był miłośnikiem eksterminacji potworów.

Andrzej Sapkowski z wykształcenia jest ekonomistą (fot. ActuaLitté)

Wiedźmin a sprawa polska

Andrzej Sapkowski w wywiadach i rozmowach na spotkaniach autorskich podkreśla, że nie przykładał zbyt dużej wagi do szczegółowego tworzenia mapy świata i jest to raczej pretekst do opowiedzenia ciekawej historii. Jednak i tak krainy oraz mieszkańcy Kontynentu (który nie ma oficjalnej nazwy) zostały dość dokładnie opisane. Są też bardzo różnorodne. Dzięki temu w głowie czytelnika siłą rzeczy powstaje wyobrażenie o tym, jak wygląda sytuacja geopolityczna w uniwersum “Wiedźmina”. Mamy wprost wymienione Królestwa Północy i Cesarstwo Nilfgaardu. To ostatnie za pomocą intryg, wywiadu i wojska chce wchłonąć północne ziemie. Warto zwrócić uwagę szczególnie na Redanię, która często jest traktowana jako alegoria Polski. Choć sam “AS” odcina się od takich interpretacji i w tym względzie pozostawia czytelnikom tylko domysły.

Książkowa Redania bywa przez wielu czytelników utożsamiana z Polską (graf. CD Projekt Red)

Gry w wiedźmińskim uniwersum

Zanim CD Projekt Red opublikował swoją znakomitą trylogię, w której możemy wcielić się w Geralta z Rivii, znacznie wcześniej, bo już w 1997 roku nad przełożeniem książki na grę głowiło się polskie studio Metropolis Software. Założyciel firmy, Adrian Chmielarz, w zeszłym roku ujawnił, że Andrzej Sapkowski sprzedał prawa do tytułu za około 15 tysięcy złotych. Oczywiście, ze względu na inflację, 20 lat temu za tę kwotę można było kupić zdecydowanie więcej niż obecnie. Niestety, ze względów finansowych firma musiała zawiesić projekt. Jednak rok temu jeden z programistów umieścił w sieci nagranie przedstawiające grywalne demo “The Witchera”.

Współcześni gracze mogą uznać, że to wielkie szczęście, że firma Metropolis nie podołała wyzwaniu. Jednak pamiętajmy, że mówimy o czasach, kiedy karty graficzne miały zdecydowanie mniejszą moc niż współczesne RTX-y NVIDII, a animacja cieni wzbudzała takie emocje jak dynamicznie generowane oświetlenie w “Battlefieldzie V”. Po decyzji Metropolis o odstąpieniu od pracy nad grą, tytułem zainteresował się CD Projekt Red. Studio zaproponowało Sapkowskiemu procent od zysków w zamian za prawo do adaptacji. “AS” jednak nie wierzył w komercyjny sukces produkcji i wolał dostać od razu pieniądze za prawa do przeniesienie historii Geralta na ekran komputera. W efekcie w 2007 roku polski producent wydał pierwszego “Witchera”, który odniósł ogromny sukces komercyjny nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Rok później CD Projekt kupiło Metropolis Software.

Oczywiście, historia w grze mocno odbiega od wydarzeń w książce. Przede wszystkim projektanci zastosowali sprytny zabieg znany chociażby z popularnej w Polsce serii gier “Gothic”. Sprawili mianowicie, że Geralt dostał amnezji, co zawsze ułatwia poprowadzenie historii w dowolnie wybranym kierunku. Akcja “Wiedźmina” toczy się po wydarzeniach z książkowej “Pani Jeziora”. Dzięki retrospekcjom twórcy mogli opowiedzieć historię wiedźmina zarówno graczom, którzy nie znali prozy Andrzeja Sapkowskiego, jak i fanom, na pamięć znającym każdy wątek opisany w opowiadaniach i sadze. Różnice oczywiście się pojawiają, ale dzięki licznym zadaniom głównym i wątkom pobocznym nawiązującym do fabuły książkowego “Wiedźmina”, scenarzystom udało się oddać klimat prozy Sapkowskiego, a jednocześnie stworzyć zupełnie nową historię.

Prace nad własnym silnikiem graficznym RedEngine

To rozwiązanie okazało się strzałem w dziesiątkę i pierwsza część “Wiedźmina” rozeszła się w 2 milionach egzemplarzy. Dzięki temu przy produkcji drugiej części firma mogła porzucić zastosowany wcześniej silnik o nazwie Aurora studia BioWare, który dość mocno ograniczał twórców. W ten choćby sposób, że świat z pierwszego “Wiedźmina” nie mógł być otwarty, co mocno wpłynęło na liniowość rozgrywki. Dlatego studio zaczęło rozwijać swój własny RedEngine oparty na silniku Havoc, który dał większą swobodę w prowadzeniu narracji. Na kolejną część pt. “Wiedźmin 2 – Zabójcy królów” fani musieli czekać aż 5 lat. Jednak opłaciło się, bo gra miała zdecydowanie większą immersję. Programiści wyeliminowali praktycznie ekrany wczytywania, zastępując je animacjami ruchu Geralta. Na przykład w trakcie wspinania się na skałę, czy wychodzenia z jaskini, silnik ładował do pamięci potrzebne dane.

Również i druga część gry odniosła ogromny sukces w Polsce i poza granicami naszego kraju. W 2015 roku CD Projekt Red wydał ostatnią część trylogii, tym razem zatytułowaną “Wiedźmin 3 – Dziki gon”. Trzyletnie prace nad silnikiem opłaciły się i twórcy w końcu mogli wykreować ogromny świat, po którym gracz poruszał się konno. Brak wierzchowców i konieczność poruszania się pieszo były tymi elementami rozgrywki, które doskwierały graczom w poprzednich częściach. Ileż można biegać tam i z powrotem. W drugiej części studio umieściło nawet easter egga z delikatną samokrytyką. Podczas jednego z zadań, Geralt zapytany, gdzie zostawił konia odpowiada z rozbrajającą szczerością: “Tu w ogóle nie ma żadnych koni”. W następnej części Geralt w końcu może podróżować na swojej wiernej klaczy o imieniu Płotka. Gra doczekała się też dwóch dodatków pt. “Serca z kamienia” i “Krew i wino”.‘

Komercyjny sukces i krytyka

Seria gier o “Wiedźminie” wywołała wiele komentarzy i doczekała się głównie pozytywnych recenzji. Nie wszyscy jednak byli zachwyceni. Pojawiły się też zarzuty nadmiernej seksualizacji postaci kobiecych i braku bohaterów o innym niż biały kolorze skóry. Na ten aspekt szczególnie zwracali uwagę redaktorzy Polygonu. Większość graczy stała murem za twórcami, jednak trzeba przyznać, że “wybielenie” postaci jest widoczne i nie do końca zgodne z intencjami Andrzeja Sapkowskiego. Obrońcy polskiej produkcji zwracali uwagę na wierność średniowiecznym realiom i słowiański charakter “Wiedźmina”. Argumenty te są o tyle nieprzekonujące, że mówimy o świecie fantasy, w którym występują różne stwory i różne postaci – elfy, trolle, krasnoludy i ludzie różnych ras, którzy niekoniecznie przecież muszą być biali. W opowieści o Geralcie bardzo istotny jest przecież wątek związany z mutacjami genetycznymi, które nijak się mają do średniowiecza. Równie problematyczna jest podnoszona przez wielu krytyków słowiańskość sagi o “Wiedźminie”. Co prawda pojawia się wiele nawiązań do mitologii słowiańskiej, jednak Sapkowski równie chętnie czerpie z mitologii nordyckiej. Z kolei wiele nazw postaci brzmi bardzo orientalnie, a samo Cesarstwo Nilfgaardu niektórym przypomina Persję i Imperium Osmańskie. Choć wielu polskich czytelników w Nilfgaardzie widzi Cesarstwo Niemieckie.

Pomimo niedociągnięć, trylogia CD Projekt Red zyskała bardzo dużą popularność. Polska firma stworzyła też wirtualna kolekcjonerską grę karcianą “Gwint”, grę planszową, a także pracowała przez pewien czas nad własną MOBĄ. Wydano też nową serię komiksów. Sukces gry był tak duży, że wydawcy zaczęli ilustrować zagraniczne tłumaczenia “Wiedźmina” grafikami z gry. To z kolei nie spodobało się Andrzejowi Sapkowskiemu, który narzekał, że część graczy uważa przez to, że jego powieści powstały po wydaniu trylogii CD Projektu. Oczywiście było odwrotnie, w czym rzecz jasna “AS” ma rację.

Andrzej Sapkowski nie ukrywa, że nie bierze aktywnego udziału w adaptacjach swoich opowieści. W tym akurat bardzo różni się od George’a R.R. Martina, który napisał scenariusz do kilku odcinków “Gry o Tron” i pomagał przenieść swoją wizję na ekran. Co zresztą odbiło się na tempie pisania kolejnych tomów “Pieśni lodu i Ognia”. Czytelnicy do dziś czekają na wydanie “Wichrów zimy” i “Snu o wiośnie”. Tymczasem serial został ukończony – ostatni sezon zostanie wyemitowany w przyszłym roku. HBO pracuje też nad prequelem “Gry o tron”. Na szczęście historię Geralta z Rivii poznaliśmy zanim ktokolwiek pomyślał o nakręceniu serialu i wyprodukowaniu gry o Wiedźminie.

Ekranizacje

Pierwszą próbę przeniesienia historii Geralta z Rivii na ekran podjął Marek Brodzki w 2001 roku. Powiedzieć, że film ten wywołał mieszane uczucia, to za mało. Mimo zaangażowania znakomitych polskich aktorów i powierzenia napisania ścieżki dźwiękowej Grzegorzowi Ciechowskiemu, zachwytów nie było. W rolę Geralta wcielił się Michał Żebrowski, Jaskra zagrał Zbigniew Zamachowski, a Yennefer – Grażyna Wolszczak. Zarówno 13-odcinkowy serial, jak i wersja kinowa raziły ubogą scenografią i marnymi efektami specjalnymi. Słynna scena ze smokiem przeszła do historii polskiej kinematografii, jako przykład tego, jak nie robić efektów specjalnych. Przy okazji powstania wersji kinowej widzowie zauważyli,  że jest to w istocie kiepski montaż 13-odcinkowego serialu telewizyjnego.

Scena ze smokiem z “Wiedźmina” przeszła do historii polskiej kinematografii (fot. Vision)

Pół wieku poezji później

Na uwagę zasługuje także fanowska produkcja “Pół wieku poezji później” (ang. “Alzur’s Legacy”), która finansowana jest ze zbiórki w serwisach crowdfoundingowych Polak Potrafi i Indiegogo. 80-minutowy film pojawi się prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Opowiedziana w nim historia dzieje się 50 lat po wydarzeniach “Pani Jeziora”, czyli ostatniego tomu sagi o Wiedźminie. Film zostanie opublikowany na YouTubie i wystąpi w nim ponownie Zbigniew Zamachowski w roli Jaskra obok Mariusza Drężka, który wcieli się w rolę wiedźmina Lamberta i Magdaleny Różalskiej, czyli filmowej Triss Merigold. Prace nad tą niskobudżetową produkcją trwają od 2015 roku i nie obyło się bez opóźnień. Twórcy musieli zebrać dodatkowe 25 tysięcy złotych na dokończenie swojego filmu. Na szczęście fani nie zawiedli i udało się sfinansować dodatkowe dni zdjęciowe i postprodukcję. Twórcy “Pół wieku poezji później” co prawda tym razem nie chcą podawać konkretnej daty premiery, ale patrząc na postępy prac możemy być spokojni, że w końcu zobaczymy kolejny polski film w świecie wiedźmina. Bardzo możliwe, że ostateczna wersja zostanie upubliczniona jeszcze przed serialem kręconym dla Netflixa.

Wiedźmin od Netflixa – druga Gra o Tron?

Na początku 2017 roku pojawiła się informacja, że platforma Netflix zamierza nakręcić własną ekranizację “Wiedźmina”. W prace nad 8-odcinkowym serialem zaangażowani zostali między innymi Jarosław Sawko i Tomasz Bagiński, który tworzył animacje do gry wydanej przez CD Projekt Red. Amerykańska firma zatrudniła też Andrzeja Sapkowskiego w roli konsultanta merytorycznego. Producentką została z kolei Lauren S. Hissrich. Serial obejrzymy już w 2019 roku, a nie rok później jak wcześniej zapowiadano.

Henry Cavill zagra Geralta z Rivii w serialu Netflixa (fot. BBC)

Produkcja Netflixa z pewnością będzie porównywana do “Gry o Tron” emitowanej przez telewizję HBO. Nie znamy co prawda budżetu. Jednak po upublicznieniu informacji o tym, że główną rolę zagra zagra brytyjski aktor Henry Cavill, możemy podejrzewać, że Netflix nie poskąpi grosza na tę produkcję. Cavill grał wcześniej m.in. Supermana w “Człowieku ze stali” i “Lidze sprawiedliwości”. Ujawniono też, że “Wiedźmin” będzie kręcony w Europie. Głównie w Budapeszcie, ale twórcy nie wykluczają zdjęć także w innych krajach, w tym w Polsce. Niewykluczone, że sceny rozgrywające się w Kaer Morhen będą kręcone w ruinach zamku w Rabsztynie nieopodal Olkusza. Lauren S. Hissrich podczas swojego kwietniowego pobytu w Polsc odwiedziła właśnie to miejsce po drodze wstępując do Krakowa, Warszawy i Łodzi.

Wybór Henry’ego Cavila do roli Geralta wzbudził raczej pozytywne reakcje. Zupełnie inne, niż te, gdy w sieci pojawiły się informacje, że odtwórczyni roli dziecka-niespodzianki nie będzie biała. Wielu fanów wyobraża sobie lwiątko z Cintry wyłącznie jako dziewczynkę o słowiańskich rysach. Co jest zbyt daleko idącym uproszczeniem biorąc pod uwagę, że wywodzi się z rodu var Emreis, a jak już wspominaliśmy wcześniej – Nilfgaard ma wiele cech Imperium Osmańskiego i tym tropem mogli pójść twórcy serialu.

Skąd ten zgiełk?

“Wiedźmin” wzbudza emocje. O tym, jak wielkie mogliśmy się przekonać, publikując w ostatnich dniach trzy teksty dotyczące ekranizacji, nad którą pracuje Netflix. Nic nie klikało się równie intensywnie. Doprawdy, moglibyśmy nie publikować niczego więcej, bo “Wiedźmin” zdominował wszystkie inne tematy. Skąd zatem ten szum wokół postaci ostatecznie nie najświeższej? Czy to nie jest trochę tak, że “Wiedźmin” daje nam szansę na to, byśmy w końcu, jako kraj, zaistnieli w popkulturze? By przeciętny Smith, siedząc przed ekranem telewizora, w końcu dowiedział się, że jest taki kraj jak Polska? I ma swojego słowiańskiego (załóżmy) bohatera? Czy liczymy na to, że “Wiedźmin” stanie się naszym ambasadorem? A może po prostu rozczarowani poprzednią wersją mamy nadzieję na widowisko równie imponujące jak “Gra o tron”?

Im więcej informacji się pojawia na temat nowej produkcji o “Wiedźminie”, tym bardziej możemy być spokojni o sukces serialu. Na pewno w niczym nie będzie przypominał polskiego filmu z 2001, tak złego, że twórca scenariusza, Michał Szczerbic, nie chciał się pod nim podpisać. Wiele wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej. Za produkcję i efekty specjalne odpowiadają osoby związane ze studiem Platige Image. Nie powinny nas też niepokoić informacje o tym, że Tomasz Bagiński nie wyreżyseruje ani jednego odcinka. Polak będzie miał za to dużo innej pracy, prawdopodobnie związanej z efektami specjalnymi. Miejmy nadzieję, że polscy widzowie będą mieli powód nie tylko do zadowolenia, ale i do dumy. I że tym razem nie odpadnie oczko “temu bazyliszku”.  | CHIP