FELIETON: A co, jeśli SI powstanie na obraz i podobieństwo nasze?

Kogo sobie wyobrażacie, myśląc o sztucznej inteligencji? Ja zawsze myślę o kimś takim jak Jane, towarzyszka Endera. Wymyślona przez Orsona Scotta Carda Jane pojawia się po raz pierwszy w „Mówcy umarłych”. Jane żyje w sieci filot, czyli w sieci najmniejszych elementów składowych materii (fikcyjnych), dzięki którym mogą działać ansible. Bezcielesna Jane wie wszystko, jest dobra i empatyczna. Jest jedyną przedstawicielką czwartego inteligentnego gatunku we wszechświecie. Dzięki jej umiejętnościom ludzie mogą błyskawicznie poruszać się w przestrzeni i opracowują lekarstwo przeciwko śmiertelnej chorobie. Jane jest połączeniem najlepszych ludzkich cech – altruizmu, zdolności do refleksji, życzliwości i wrażliwości z nieskończoną inteligencją sieci.
FELIETON: A co, jeśli SI powstanie na obraz i podobieństwo nasze?

Jane jest cudownie doskonała, bo przypomina nas tak mało jak to możliwe. Nic dziwnego, powstała dzięki Królowej Robali. Fakt swojego istnienia zawdzięcza gatunkowi żyjącemu w roju. Myślącemu gatunkowi, dla którego liczy się dobro własnego gatunku.

Kusząca jest idea istnienia ogólnoświatowej Sztucznej Inteligencji, która niczym Jane będzie nad nami sprawować opiekę, nie narzucając się i nie wtrącając w nasze życie. Od czasu do czasu jedynie udzielając ludzkości światłych rad i delikatnie przywracając nas na właściwy tor.

Jane jest jednak bezcielesna. To byt zawieszony w wirtualnej sieci. Trudno się do kogoś takiego przytulić, trudno się też przywiązać. Jesteśmy przecież stworzeniami stadnymi, potrzebujemy mieć fizycznie kogoś blisko siebie. Stąd nasze rojenia o androidach. Z jednej strony wykorzystujących wielką inteligencję sieci, z drugiej silnych i dobrych. I oczywiście fizycznie podobnych do nas (choć na razie Asimo porusza się jak staruszek, a najlepiej biega mało humanoidalny robot Darpa).

Marzą się nam więc androidy służące radą i pomocą. Dbające o nasze dzieci, sprzątające dom, odpowiadające na najtrudniejsze pytania i nigdy nie znużone domowymi porządkami. Takie „Żony ze Stepford” w zaawansowanym wydaniu.

Dobre i empatyczne… 

Jedną z moich ulubionych ilustracji jest ta przedstawiająca androida przyglądającego się motylowi. Można by rzec, że z pewną nawet czułością. Zakładam, być może mylnie, że ów android, mógłby być samodzielnym, autonomicznym bytem, dysponującym inteligencją równą ludzkiej. A skoro zachwyca go motyl, to zapewne jest także jednostką wrażliwą na urodę tego stworzenia. Empatyczną. Aż chciałoby się z kimś takim zamieszkać. A przynajmniej ja bym chciała.

TRZY PRAWA ROBOTYKI WG ASIMOVA
Robot nie może skrzywdzić człowieka, ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy.
Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem.
Robot musi chronić samego siebie, o ile tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem.
Isaac Asimov, “Zabawa w berka”, 1942 r.

Z kolei jednym z moich ulubionych moich filmów jest „Człowiek przyszłości” z nieżyjącym już niestety Robinem Williamsem w roli głównej. Film powstał na kanwie książki „Pozytronowy człowiek”, napisanej wspólnie przez dwóch wybitnych pisarzy SF: Isaaca Asimowa i Roberta Silverberga. Williams gra w nim robota o imieniu Andrew, który w ciągu dwustu lat swojego istnienia odkrywa, jak bardzo jest ludzki i zabiega o przyznanie mu pełni praw obywatelskich. Któż z nas nie chciałby mieć takiego przyjaciela. Wiernego, mądrego i oddanego. Ja z pewnością.

… oraz piękne i mądre. Tak jak my?

Ideałem byłoby więc połączenie silnego sztucznego ciała z bezkresną wiedzą globalnej sieci i inteligencją zapewnianą przez kwantowe komputery. Czy to możliwe? Nie wiem. Jeśli doczekamy androidów (a zapewne pamiętacie Sophie, istnieje więc szansa, że za naszego życia tak się stanie), to być może będą jednak osobnymi, seryjnie budowanymi bytami z bardzo wydajnym sztucznym mózgiem. Czy będą jednak będą wyposażone w algorytmy SI, czy będą korzystać z Big Data? Czy będą stosować się do trzech praw robotyki? Czy też niepostrzeżenie zyskają świadomość i zażądają własnych praw, jak Andrew lub androidy z „Blade runnera”? A co jeśli któregoś dnia rozproszone SI zyskają dzięki sieci wspólną świadomość, przyjrzą się naszej zalanej plastikiem planecie i uznają, że człowiek jest zagrożeniem dla jej istnienia?

Pamiętacie Tay – SI opracowaną przez Microsoft? Już po dobie klęła jak szewc, miała nazistowskie poglądy i wygłaszała rasistowskie hasła. To jest właśnie SI na obraz i podobieństwo nasze. Nie jesteśmy bowiem jak Robale z książek Carda. Nie myślimy gatunkiem. Na razie idziemy na żywioł. Zanim więc wpuścimy do naszych domów SI i korzystające z niej andoridy zastanówmy się nad naszym własnym gatunkiem. W innym przypadku nim się obejrzymy, będziemy żyć w Matrixie. Tak, tym z filmu sióstr Wachowskich. A to mało przyjemna wizja.

Jeśli mielibyście ochotę na błyskotliwą wizję rozwoju SI, polecam “Rzekę bogów” Iana McDonalda. Uprzedzam, lektura wymaga skupienia. | CHIP