
UNESCO chce większego równouprawnienia asystentów głosowych
W języku polskim utarło się mówić o „asystentach głosowych”, a tak naprawdę wypadałoby mówić o „asystentkach”. Bowiem według autorów 146 stronicowego opracowania UNESCO zatytułowanego „Zaczerwieniłabym się, gdybym mogła” (ang. „I’d blush if i could”), większość dostępnych na rynku urządzeń tego typu, posługuje się głosem żeńskim, a w 2/3 urządzeń to jedyna dostępna opcja. Większość z nich nosi kobiece imiona. Alexa Amazonu wzięła swoją nazwę od Biblioteki Aleksandryjskiej, Cortana swoje imię zawdzięcza SI z serii gier „Halo” występującej pod postacią rozebranej kobiety, natomiast imię asystentki głosowej Apple (Siri) popularne jest u rdzennych Amerykanów i w języku norweskim.

Twórcy oprogramowania argumentują taki wybór tym, że klienci wolą kobiece głosy. Co wydaje się dziwne biorąc pod uwagę badania pokazujące, że raczej wolimy słuchać osób o niskich głosach, które z natury rzeczy częściej występują u mężczyzn. Z drugiej strony większość systemów nawigacyjnych wykorzystuje z reguły męskie głosy. Zdaniem autorów opracowania, wynika z tego, że taki wybór jest arbitralny i związany z rolami społecznymi do jakich przyzwyczajeni są twórcy oprogramowania, a ci w większość to… mężczyźni.

Według danych OECD tylko 7 procent patentów związanych z teleinformatyką zostało zgłoszonych przez panie i jedynie 10 procent firm ubiegających się o granty założyły kobiety. Ta dysproporcja widoczna jest też wśród inżynierów zajmujących się sztuczną inteligencją – na 641 osób pracujących nad SI w Google jedynie 60 to kobiety. Nie powinno zatem dziwić, że systemy obsługiwane głosowo bywają odzwierciedleniem męskiego widzenia świata. | CHIP