Żółty piasek pokrywa się niebieskim szkłem. Inżynierowie z Chin budują energetyczny cud na pustyni Kubuqi

Pustynia Kubuqi w Mongolii Wewnętrznej to wyjątkowe miejsce. Chiny budują tam nowy rodzaj krajobrazu energetycznego na wydmach, które jeszcze do niedawna symbolizowały pustkę. Obietnica brzmi jednak kusząco prosto – przechwycić obfite pustynne światło słoneczne, wysłać elektrony na wybrzeże i zrobić to w takiej skali, że cały świat będzie zazdrościł.
...

Rosnąca skala instalacji fotowoltaicznych w Chinach ma znaczenie, bo cele krajowe stale rosną. Pod koniec września kraj wyznaczył nowy cel: zwiększenie do 2035 roku mocy wiatrowej i słonecznej do sześciokrotności poziomu z 2020 roku, czyli około 3600 gigawatów przy jednoczesnej redukcji gazów cieplarnianych o 7-10 procent od poziomu szczytowego. Część tego zapotrzebowania będzie pochodzić prosto z pustynnej fotowoltaiki, ale od razu spójrzmy prawdzie w oczy – nawet gdy energia słoneczna rośnie, węgiel nie znika na zawołanie. Widać to w tym, że Chiny oddały do użytku 21 gigawatów nowych jednostek węglowych w pierwszej połowie 2025 roku, co stanowi najwyższy wynik od stycznia do czerwca od 2016 roku, będący opóźnioną konsekwencją zatwierdzeń z okresu kryzysu energetycznego w latach 2021-2022.

Błękitne morze na żółtych wydmach. Jak Chiny zamieniają pustynię w elektrownię?

Wstęga niebieskiego szkła ciągnie się po horyzont, a panel za panelem wspina się po niepewnych stokach tak, jakby sztuczne morze wyszło na brzeg i postanowiło zostać. Sam pomysł uczynienia z niezagospodarowanych obszarów pustynnych wielkich elektrowni słonecznych u podstaw ma sens, ale nie jest taki idealny. Piasek się przemieszcza, upalne temperatury duszą półprzewodniki, a na dodatek miasta potrzebujące energii leżą setki lub tysiące kilometrów dalej. Dlatego też chiński projekt na pustyni Kubuqi to więc coś więcej niż fotogeniczne pole modułów. To test wytrzymałości technologii oraz infrastruktury, który zweryfikuje krajowe cele emisyjne i wiarygodność największej na świecie transformacji energetycznej.

Czytaj też: Wystarczyła pojedyncza cząsteczka. Rekordowe wyniki zaskoczyły wszystkich

Długi pas wydm między Baotou a Bayannur jest pokazowym projektem i świetnym tego przykładem jest fakt, że NASA udokumentowała tam budowę “Wielkiej Solarnej Ściany” na podstawie zdjęć satelitarnych. Trudno się temu dziwić, bo instalacja będzie mierzyć około 400 kilometrów długości i 5 kilometrów szerokości, przekładając się na produkcję aż 100 gigawatów. Sam wybór lokalizacji jest pragmatyczny – nasłonecznienie jest tam wysokie, konflikty o grunty stosunkowo niewielkie, a istniejące centra przemysłowe w północnych Chinach nie są specjalnie odległe, choć i tak same prace w zakresie przesyłu energii pozostaną ogromnym wyzwaniem.

Background
Foreground

Czytaj też: Bezpieczniejsze i wydajniejsze akumulatory już nie są marzeniem. Chińczycy właśnie to udowodnili

Budowa farmy słonecznej na pustyni różni się jednak od tego, jak podchodzimy do fotowoltaiki w europejskich ogrodach czy na dachach. Dlatego też Chińczycy postawili na moduły bifacjalne, które zbierają zarówno bezpośrednie światło, jak i to odbite od jasnego podłoża, co pomaga odzyskać moc utraconą przez upał. Musieli też sięgnąć po powłoki antyzabrudzeniowe i systemy suchego czyszczenia, bo pył w takim środowisku to wręcz podatek od energii. Samo przesyłanie energii to inne wyzwanie, jako że północne i zachodnie Chiny produkują więcej energii, niż zużywają, podczas gdy wybrzeże wciąż pragnie większych dostaw. Odpowiedzią Państwowej Sieci Energetycznej stał się kręgosłup linii przesyłowych ultra-wysokiego napięcia (UHV), które niosą elektrony tysiące kilometrów z baz wiatrowych i solarnych do megamiast. Kilka korytarzy UHV łączy Mongolię Wewnętrzną z regionem Pekin-Tianjin-Hebei, a dodatkowe trasy planuje się do Szanghaju i Jiangxi specjalnie po to, by odbierać energię z pustyń.

Panele na pustyniach to ukryte zagrożenie czy potencjał zmian?

Badania prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Lund sugerują, że bardzo duże, ciągłe instalacje fotowoltaiczne mogą zmieniać nagrzewanie powierzchni na tyle, by wpływać na cyrkulację atmosferyczną, z potencjalnymi skutkami ubocznymi w postaci zmian opadów daleko od pustyni. Badanie obejmowało jednak projekty o znacznie większej skali, a sami autorzy wyraźnie podkreślają, że ryzyka są niewielkie w porównaniu ze szkodami wynikającymi z nieograniczonego użycia paliw kopalnych. Niemniej jednak tego typu zagrożenia pokazują, że wielkie projekty energetyczne powinny być planowane z rozwagą. Zwłaszcza że można na nich dodatkowo zyskać, bo agrofotowoltaika nie raz udowodniła, że wygenerowany cień spowalnia parowanie i daje nowe szanse roślinności.

Czytaj też: Chiny biją rekordy. Wznieśli giganta w niebo, a prąd popłynął wartkim strumieniem

Pustynia kusi prostymi narracjami, a błękitne morze powstające na pustyni Kubuqi udowadnia, że fotowoltaika pustynna na dużą skalę po prostu ma sens. Nic więc dziwnego, że nie jest to jednorazowy projekt na pokaz, a potwierdza to fakt, że chińscy planiści wpisali je w szerszy program “baz czystej energii pustynnej”, której celem jest budowa około 450 gigawatów nowych źródeł wiatrowych i słonecznych do 2030 roku w regionach takich jak pustynia Gobi. Ta liczba sama w sobie przewyższy całkowitą moc wielu krajów i pokaże, jak Chiny przekształcą pustynie z bezowocnej pustki w prowincje energetyczne.