Po 5 latach korzystania z MacBooka uruchomiłem laptopa z Windowsem. Bardzo dobrego laptopa

Trawa zawsze wydaje się bardziej zielona po drugiej stronie płotu — każdy z nas to wie, niezależnie od tego, po której stronie płotu się znajduje. Nie powinno zatem dziwić, że przeciętny użytkownik komputera z Windowsem zaintrygowany jest komputerami działającymi na MacOS. Czasami nawet jest odwrotnie.
...

Od dziecka, pomijając zamierzchłą przeszłość spędzoną na „programowaniu w BASICu” (czyt. przepisywaniu kodu z papierowego podręcznika) na komputerze Commodore 64, byłem użytkownikiem komputerów z Windowsem, zaczynając od Windowsa 95 (aczkolwiek w szkole dzielnie jeszcze rządził Win 3.11), a kończąc na Windowsie 10. W 2019 roku jednak doszło do zmiany: w moje ręce trafił pierwszy MacBook i… przepadłem. Przez niemal 6 lat nie spojrzałem wstecz i na co dzień korzystałem tylko i wyłącznie z systemu MacOS. Dla moich zastosowań MacBook okazał się komputerem idealnym.

Pracując jednak w mediach bądź co bądź technologicznych, od czasu do czasu zdarzyło mi się przeczytać napisaną przez kolegów z redakcji recenzję komputera z Windowsem, czy też tekst opisujący kolejne modyfikacje w samym systemie z okienkami. Nie powinno zatem dziwić, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, jak obecnie wygląda Windows oraz jak działają naprawdę dobre laptopy wyposażone w ten system.

Postanowiłem zatem w wolnym czasie to sprawdzić. Od razu zaznaczyłem w redakcji, że nie jestem w stanie zrobić recenzji sprzętu, bowiem niezależnie z której strony, by nie spojrzeć, nie jestem poweruserem jakiegokolwiek systemu i nigdy przesadnie nie interesowały mnie parametry techniczne komputera, opcje jego personalizacji, czy wyniki testów syntetycznych (nawet nie wiem, co to jest). Mogę zatem jedynie napisać tekst o swoich odczuciach z przejścia z komputera MacOS na komputer z Windowsem. Takich tekstów w sieci jest już bez liku, ale ewidentnie jeden więcej nie zaszkodzi.

Dla jasności: przez ostatnie 4-5 lat korzystam z MacBooka Pro z procesorem M1 w absolutnie podstawowej wersji 8/256. Teraz jednak w moje ręce trafił ASUS ROG Zephyrus G16 z 2024 roku z procesorem Intel Core Ultra 1st gen oraz kartą graficzną GeForce RTX4090. Sądząc po cenie nowego komputera, jest to specyfikacja niemalże topowa. Nic zatem dziwnego, że wyciągając komputer z kartonu, czułem się, jak podczas rozpakowywania (wróć, unboxingu) pierwszego MacBooka.

Już na etapie rozpakowywania uderzyły mnie dwie rzeczy: komputer jest naprawdę ładny oraz… kto jeszcze korzysta z tak monstrualnych i nieporęcznych zasilaczy? Ale miało być o komputerze, a nie o zasilaczu.

Sam komputer to zaskakująco zgrabna i gustowna konstrukcja. Warto tu podkreślić, że mamy do czynienia z komputerem gamingowym, a więc docelowo przeznaczonym dla graczy. Wbrew konwencji jednak (na szczęście) producent nie wyposażył komputera w krzykliwe akcenty gamingowe, które w większości przypadków przypominają mi diody LED umieszczane w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku na głośnikach magnetofonów typu „jamnik”. Jedynym charakterystycznym akcentem na obudowie jest biegnący po przekątnej obudowy ekranu pasek LED oraz delikatne logo „Republic of Gamers”, które naprawdę nie rzuca się w oczy. Dzięki temu komputer sprawdzi się praktycznie w każdym otoczeniu, nawet w biurze.

W ogóle nie sposób nie wspomnieć o jakości wykonania całej konstrukcji: komputerowi praktycznie nie da się nic zarzucić. Szara obudowa jest sztywna, zawiasy ekranu trzymają się pewnie, otwory wentylatora dobrze umiejscowione i nawet maty antypoślizgowe na spodzie komputera są rewolucyjnie, szczególnie w porównaniu do katastrofalnych wypustek antypoślizgowych w MacBooku, które ani nie są antypoślizgowe, ani miękkie. Jedyne, do czego w tym kontekście mógłbym się przyczepić, to fakt, że podczas pisania na klawiaturze komputera trzymanego na kolanach, górna część ekranu nie jest tak sztywna jak w produkcie rodem z Cupertino.

Producenta należy tutaj także pochwalić za świetną niskoprofilową klawiaturę oraz naprawdę sporych rozmiarów gładzik. Jako że od wielu lat korzystam tylko z gładzików i zapomniałem już, jak się trzyma mysz w dłoni, jest to dla mnie bardzo istotny element komputera. Pamiętam doskonale, jakim skokiem jakościowym było u mnie przejście z dramatycznego gładzika mojego ostatniego komputera z Windowsem na touchpad w MacBooku. Teraz mogę potwierdzić, że konkurencja z Republiki Graczy ma się czym pochwalić i Apple z pewnością w tej kwestii może czuć oddech konkurencji na karku (generalnie taka sytuacja jest zawsze dobra dla konsumentów).

Należy tutaj także pochwalić ekran samego komputera. Panel OLED umieszczony jest w naprawdę cienkich ramkach, przy których ramki MacBooka po raz pierwszy zaczęły mi się wydawać grube. W specyficznych warunkach (słoneczne letnie dni) może jedynie drażnić ilość odbijanego przez błyszczącą powłokę światła. Kiedy człowiek nie może się pochwalić przesadną urodą, nie chce spoglądać na odbicie swojej facjaty za każdym razem, gdy otworzy laptopa. Z drugiej strony, jak mawiała matka Kaźmirza Pawlaka w klasycznej komedii „był czas przywyknąć przecie”.

Komputer dostałem wraz z Game Passem, aby mógł sobie na nim odpalić kilka porządnych gier i zobaczyć, jak komputer sobie z nimi radzi. Game Pass co do zasady to genialne rozwiązanie. Widząc, ile w dzisiejszym świecie kosztują pojedyncze gry AAA, możliwość zagrania w całą paletę tytułów za względnie niską miesięczną opłatę wydaje się doskonałą okazją. Problem jednak w tym, że przed otrzymaniem komputera po raz ostatni w grę grałem jeszcze w XX wieku i ominęły mnie ponad dwie dekady rozwoju gier.

Z tego też powodu jestem w stanie powiedzieć tylko to, że komputer naprawdę rewelacyjnie daje sobie radę z wymagającymi grami. Grafika? Rewelacyjna. Płynność? Jeszcze lepsza. A przynajmniej tyle byłem w stanie ustalić w zaskakująco krótkim czasie, jakiego potrzebowałem, aby stwierdzić, że w całej tej konfiguracji to ja jestem najsłabszym ogniwem. Ponad dwie dekady przerwy w graniu to przepaść, której nie da się zasypać dobrymi chęciami. Której gry bym nie uruchomił, okazywało się, że nie mam pojęcia, co i jak mam w niej robić. Gdzie się podziały gry tak banalne jak pierwszy Tomb Raider czy Colin McRae Rally? Teraz w grach są całe światy (podobno), a ja i tak nie jestem w stanie wyjść z pierwszego pomieszczenia, w którym zaczyna się rozgrywka.

Zauważyłem właśnie, że jak dotąd powyższy tekst brzmi jak tekst sponsorowany. Same zalety, zero wad. Faktycznie nie jestem swoim amatorskim okiem znaleźć jakichś szczególnych minusów tego komputera. A nie, czekaj! Po raz pierwszy od 5 lat przypomniałem sobie, że w komputerach istnieją wentylatory. Serio, przez ostatnich 5 lat korzystania z MacBooka nigdy nie usłyszałem wentylatora. W ASUSie usłyszałem wściekły huragan już na etapie konfiguracji Windowsa.

I to jest ten punkt, w którym muszę przejść do podstawowej wady opisywanego komputera. Wady tej producent nie jest w stanie usunąć, bowiem nie od niego ona zależy. Już wiecie, co chcę powiedzieć? Nie będę tutaj zapewne oryginalny, ale chodzi o sam system operacyjny. Windows daje w kość już na etapie pierwszego uruchomienia komputera. Każdy, kto uruchamiał/konfigurował nowego MacBooka wie, jak bezstresowy i szybki jest to proces.

Pierwsze uruchomienie nawet komputera premium, jakim niewątpliwie jest ROG Zephyrus G16, to droga przez mękę. Konfiguracja systemu, a następnie instalowanie kolejnych aktualizacji systemu trwa całymi godzinami, w trakcie których człowiek zastanawia się, czy gdy już w końcu system będzie gotowy do pracy, będzie mógł go spokojnie wyłączyć i odłożyć na półkę.

Być może za bardzo się już odzwyczaiłem od Windowsa, ale system ten jest naprawdę nieestetyczny, żeby nie powiedzieć okropny, a wybór „aktualności” wyświetlających się domyślnie w interfejsie systemu to szczyt absurdu. Kwadrans w Windowsie 11 pozwala na nowo docenić estetykę, przejrzystość, dopracowanie i brak przeładowania bzdurami systemu z Cupertino.

Pojawia się zatem pytanie o to, jak podsumować doświadczenie korzystania z produktu od ASUSa. Przyznam, że nie jest to wcale zadanie łatwe. Pierwotnie chciałem właśnie na nowo poczuć Windowsa i cóż… nie pozostawiłbym na tym systemie suchej nitki: toporny, brzydki, napakowany bzdurami i sprawiający, że nawet w dobrym komputerze wentylatory chcą się zamienić w wirnik helikoptera i odlecieć. Kiedy jednak spojrzymy na sam komputer — dla laika takiego jak ja, ROG Zephyrus G16 nie ma wad. Jest to produkt najwyższej jakości, ze świetnym ekranem, z dobrą klawiaturą i rewelacyjnym gładzikiem. Nie ma się tu do czego przyczepić.

Swoje doświadczenie z komputerem oceniam niejednoznacznie. Komputer jest świetny, ale cały efekt psuje system. Z tego też powodu na razie pozostanę w świecie Apple, gdzie człowiek być może się nie zachwyca systemem na co dzień, ale też nie musi nigdy na niego narzekać. Wszystko działa tam tak, że kwestia systemu zasadniczo nie istnieje. W świecie Windowsa… cóż, sprzęt już dogonił konkurencję, musimy jednak poczekać na dopracowany system.