Pojechałem nową Hondą Prelude. Czy tak powinno się odświeżać klasykę?

W motoryzacji czynnikiem, którego wagi nie można przecenić, jest ekscytacja. To ona pcha producentów do tworzenia coraz wymyślniejszych samochodów, ale i do przemycania magii sportowych doświadczeń do pojazdów, które towarzyszą nam na co dzień w drodze do pracy czy podczas odwożenia dzieci do szkół. A gdy dzieci już nie ma i rzeczywistość dookoła nas zmienia swoje oblicze, możemy zbliżyć się do ekscytujących rozwiązań w motoryzacji. Czy Honda Prelude odpowiada na takie potrzeby?
...

Ten wstęp może wydawać się zaskakujący, zwłaszcza dla kogoś, kto nie czytał wcześniej o tym samochodzie. Tłumaczę zatem jego pochodzenie. Podczas rozmów z przedstawicielami Hondy dowiedziałem się, że szósta generacja Prelude będzie adresowana w przekazach reklamowych przede wszystkim do osób w wieku powyżej 45 lat. Z początku uznałem to za nieco zaskakujący obrót spraw – w końcu to samochód z dynamiczną sylwetką, obiecujący sportowe wrażenia.

Potem do niego wsiadłem i chyba rozumiem, czym Honda Prelude jest tak naprawdę. Z Hondy Prelude miałem okazję skorzystać podczas dnia testowego w riwierze francuskiej. Oznaczało to dwa przejazdy na łącznym dystansie około 120 kilometrów po krętych trasach Nicei oraz jej okolic w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, a na odcinku kolejnych kilkudziesięciu kilometrów byłem jego pasażerem. Asfalt, częściowo zwilżony przelotnymi deszczami oraz drogi pełne zakrętów, ale i progów zwalniających, dały ciekawy ogląd na to, co potrafi najnowszy samochoód Hondy. Czy pierwsze wrażenie nie zaciera się w trakcie jazdy?

Honda Prelude przyciąga wzrok, nawet na Lazurowym Wybrzeżu

To nie moje pierwsze spotkanie z nową Hondą Prelude. Ponad rok temu, gdy zachwycałem się jej bryłą, był to jeszcze inny samochód. Forma prezentowała się nieco bardziej zadziornie, a największe różnice można dostrzec w nadkolach, które nieco nabrały na masywności, oraz w kształcie tylnych, bocznych szyb, które są mniejsze i mniej opływowe.

Zmniejszono pociągłość samochodu, któremu teraz bliżej do aut pokroju Porsche 911. W dalszym ciągu jest to wygląd, który może się podobać, zwłaszcza, że z grubsza zachowano charakter i kształt wozu. Inspiracja paralotnią ma swoje odzwierciedlenie w wyżłobieniach maski łączących się z nadkolami czy wylotach powietrza umieszczonymi tuż za przednimi drzwiami. Ostro zakończony “dziób” pojazdu sprawia, że Honda Prelude sprawia wrażenie samochodu szybkiego.

Zaciski hamulcowe w Hondzie Prelude wyglądają jak z aut sportowych

Sportowego zacięcia dodają też charakterystyczne, granatowe zaciski hamulców oraz dość sportowo wyglądające felgi.

Smukłe reflektory LED także pasują do konstrukcji. Zrezygnowano jednak z takich detali jak spoiler, a lusterka są dwukolorowe i bardziej odstają od bryły samochodu. To wszystko to niewielkie zmiany, mające zapewnić zgodność z wymaganiami na międzynarodowych drogach. Zachowano przy tym łączenie tylnej szyby z klapą bagażnika przy dużej opływowości.

Riwiera Francuska naszpikowana jest samochodami o sportowym zacięciu i dynamicznej sylwetce. Mimo tego Honda Prelude przyciągała wzrok. Po części może to być związane z zastosowaniem mocno wyrazistego, niebieskiego lakieru Racing Blue Pearl, który wzbudził we mnie skojarzenia z grami wyścigowymi, w których to właśnie często taki głęboki błękit był pierwszą opcją. Drugim wariantem kolorystycznym, jaki mieliśmy okazję poznać, jest Moonlit White Pearl, widoczny na zdjęciach powyżej. Ten z pewnością będzie bardziej pasował, by podjechać nim na ekskluzywną kolację.

Nie wszystkie elementy nowej Hondy Prelude przemawiają na jej korzyść. Nieco problemów sprawiły mi oraz innym kierowcom klamki. Te chowają się w drzwiach samochodu, ale nie zawsze działo się to samoczynnie po wejściu do samochodu. Lusterka są ważne i co do zasady spełniają swoją funkcję, ale wydają się nieco zbyt masywne przy smukłej bryle pojazdu. Być może wymusiła to słaba widoczność w tylnych szybach. Nie jest to jednak nic, co dyskwalifikowałoby pojazd i odbierało mu powabu.

Wnętrze masowo-preludowe. Honda czerpie ze współczesnego wzornictwa, może aż za mocno

Czy samochód, który na zewnątrz przyciąga wzrok, w środku musi prezentować się równie ekscentrycznie? Nikt nie kupuje Lamborghini, by w środku wyglądało jak Audi i nikt, patrząc na Ferrari, nie myśli o wnętrzu Fiata. Co jednak może myśleć osoba widząca Hondę Preludę, zwłaszcza gdy poprzednia generacja na rynku pojawiła się w 2001 roku?

W kwestii wystroju samochodu Honda postawiła na połączenie tego, co zazwyczaj oferują jej seryjne samochody z domieszką sportowego designu. Do wyboru otrzymujemy wersję z białymi oraz czarnymi akcesoriami. Elementem wspólnym każdego wariantu jest obecność logotypu “Prelude” w kilku miejscach, a najbardziej widoczny jest on na zagłówkach foteli, desce rozdzielczej po stronie pasażera oraz na podłodze.

Jeszcze zanim zobaczycie faktyczne wnętrze, słowo o bagażniku. Ten jest zaskakująco pojemny jak na pojazd z tak wyraźnie ściętym dachem. Żeby z niego skorzystać, trzeba podnieść wydłużoną, tylną szybę. Potem naszym oczom ujawnia się dość długa bryła. Z pewnością zmieszczą się w niej dwie duże walizki i torba – idealnie na tygodniową wycieczkę objazdową.

Wnętrze Hondy Prelude nie jest zbyt sportowe

Wnętrze Hondy Prelude nie ekscytuje tak jak zewnętrze. Skojarzenia z obecnym designem producenta, takim jak chociażby w Hondzie CR-V, są jak najbardziej na miejscu. Charakterystyczny system multimediów z 10,2-calowym ekranem oraz interfejsem najpewniej pamiętającym zaprojektowanie pierwszego iPhone’a (tak naprawdę to nie, chodzi jedynie o to, że ten nie wygląda specjalnie współczesnie) nie sprawiają, że samochód budzi ducha sportowej jazdy. Wręcz przeciwnie – w środku ma się wrażenie obcowania ze zwykłym, codziennym wozem.

To z jednej strony oznacza, że samochód niezbyt porywa swoim designem. Z drugiej – że wszystko tu jest łatwo dostępne, a jeśli ktoś nie jest fanem ekranozy, to w Hondzie Prelude poczuje się jak w domu. Pokrętła do kontroli dwustrefowej klimatyzacji i garść przycisków na znanej kierownicy czynią z pojazdu rozwiązanie o wiele łatwiejsze w obsłudze podczas jazdy. Jednocześnie trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Honda nie skorzystała z szansy na zaprezentowanie nowej, bardziej futurystycznej wizji i zaskoczenia chociażby tabletem głównym z mniejszymi ramkami.

Tym elementem skontrolujemy temperaturę

Jakość wykonania tych elementów także potrafi się znacząco różnić. O ile deska z logotypem “Prelude” prezentuje się przyjemnie, a zastosowana faktura japońskiego papieru jest przyjemna w dotyku, tak nie sposób nie oprzeć się wrażeniu, że część elementów potraktowano po macoszemu. Siatka dzieląca nawiewy od reszty pojazdu to cienki, błyszczący i uginający się pod palcem plastik, który nie wypada szczególnie dobrze. Plastiki potrafią zaskrzypieć, choć, co ważne, nie w trakcie jazdy.

Kierownica Hondy Prelude

Kierownica oraz kokpit kierowcy także nie prezentują niczego, czego byśmy nie znali. Pakiet przycisków i pokręteł pozwala precyzyjnie kontrolować głośność czy przełączać się między utworami i stacjami radiowymi, a narzędzia do zarządzania tempem jazdy nie mają w sobie nic, co mogłoby zaskoczyć. Kierownicę wyróżnia tylko niebieskie przeszycie, ale jej objętość i uchwyty w żadnym razie nie mają w sobie wiele ze sportowego charakteru.

Fotel Honda Prelude

Sportowy charakter częściowo utrzymują fotele. Te oferują skromną regulację. W przypadku rozwiązania dla kierowcy zadecydujemy manualnie o stopniu nachylenia, wysokości i przesunięciu od kierownicy oraz o wysokości zagłówka. Pasażerowi pozostaje jedynie poziom odchylenia do tyłu i tu rodzi się pewien zgrzyt. Samochód ma na tyle ścięty dach, że możemy zapomnieć o pozycji półleżącej. Do tego z tyłu wcale nie ma tu za dużo miejsca.

Miejsce z tyłu jest… na transporter z kotem

Tylna kanapa raczej nie może być traktowana jako źródło dwóch dodatkowych miejsc, chyba że myślimy, by umieścić tam dwa transportery do przewożenia kotów, i to tych mniejszych od Maine Coonów. Z tyłu znajdziemy, dość standardowo, pasy oraz obicie kanapy, natomiast realnie mogą tam się zmieścić osoby z krótszymi i smukłymi nogami.

Elektryfikacja i możliwości jak z Civic Type-R. Jak jeździ się Hondą Prelude?

Jak zapewne dostrzegliście, Honda Prelude uległa elektryfikacji i stała się hybrydą. W środku znajdziemy dwa silniki napędu elektrycznego oraz dwulitrowy silnik benzynowy z wtryskiem bezpośrednim. Samochód oferuje moc rzędu 184 kM i tryby jazdy Comfort, GT (w innych samochodach Hondy to ten, który nazywa się normalnym) oraz Sport. Jednocześnie mówimy tu o jednostce z automatyczną, ośmiostopniową skrzynią biegów, choć bez tradycyjnej przekładni wielobiegowej czy bezstopniowej CVT.

Patrząc z zewnątrz na ten samochód, nie sposób spodziewać się automatycznej skrzyni biegów

Hybrydowy napęd na przednią oś ma to do siebie, że startowanie nim ze świateł stopu siłą rzeczy musi być przyjemne. Pojazd przyspiesza przez pierwsze 30 kilometrów tak, jakby został właśnie do tego zbudowany. Honda Prelude zbiera się bardzo dobrze na drodze i przez opływową konstrukcję niemal nie reaguje na nieprzyjemności związane z manewrowaniem. W pierwszych chwilach czuć, że to auto ma moc i wie, jak z niej skorzystać.

Potem wracamy do dominanty silnika spalinowego, który pracuje dość cicho. Samochód nie daje po sobie poznać w żadnym z ustawień, by w jego wnętrzu drzemał potencjał na wyrywanie z kapci albo chociaż podniesienie ciśnienia pasażerowi. Mocne naciśnięcie pedału gazu wbije w fotel, ale raczej lekko i bez momentu zachłyśnięcia się prędkością. Jest to niezależne od wybranego trybu, choć w Sporcie faktycznie rozwiązanie hybrydowe pracuje jak najmocniej, by wyrwać pojazd z letargu.

Honda Prelude

Każdy z trzech trybów oferuje nieco inną specyfikę jazdy, choć trzeba zaznaczyć, że na krótkim dystansie przejście między GT a Comfort bywało nieodczuwalne i łapałem się na tym, że nie pamiętałem, który jest włączony. Z perspektywy pasażera odczuwalne jest tylko przejście z tych dwóch na Sport, bo wtedy samochód staje się twardszy i francuskie progi zwalniające, często z dość dużym nachyleniem, stają się wyzwaniem dla wygody.

Jednocześnie jazda tym autem była dość… grzeczna. Muszę jednak wyjaśnić, że w tym przypadku nie chodzi o pejoratywne konotacje. Auto dobrze słucha się kierowcy, nawet jeśli potrzeba bardziej zaznaczonego ruchu kierownicą, by coś osiągnąć. Systemy Honda SENSING pracują tu na pełnych obrotach i nawet w trybie sport prowadzi się z przeczuciem, że czuwa nad nami wirtualny anioł stróż, pilnujący tego, czy nie ścinamy pasa ruchu zbyt gwałtownie, a przyczepność pozostaje na odpowiednim poziomie. To nie do końca to, czego możemy spodziewać się po samochodzie tego typu.

Jeżeli nie satysfakcjonują nas tryby przygotowane przez producenta, możemy skorzystać z ustawień indywidualnych. W menu skonfigurujemy kilka parametrów i wybierzemy parametry z trybu Comfort, GT i Sport. Nie przestawimy za to ustawień poza przygotowaną selekcję, więc to raczej namiastka tuningu.

Przycisk S+ włącza dodatkowe wrażenia z jazdy

Podobną namiastką wrażeń obcowania z samochodem w pełni sportowym są rozwiązania z zakresu Honda S+ Shift. Duży przycisk “S+” pozwala na włączenie ustawienia, w którym manetki za kierownicą mają dawać poczucie zmiany biegów jak w manualnym pojeździe. Procesowi ma towarzyszyć efekt dźwiękowy i haptyczny imitujący to, jak Honda Prelude zmieniałaby biegi, gdyby to była manualna skrzynia.

Trudno jednoznacznie wypowiedzieć się na temat tego rozwiązania bez dłuższej jazdy. Z pewnością samochód trochę dopowiada względem tego, co osiągamy podczas prowadzenia, ale z drugiej strony Honda Prelude zyskuje wtedy nieco bardziej zadziorny charakter. Nawet jeśli jest to suplement tradycyjnej jazdy, to i tak dobrze, że ten się pojawia. Bez tego Honda Prelude nie miałaby zbyt wiele do zaoferowania kierowcom wspominającym z lat młodości żywiołowe przejażdżki.

Honda Prelude nie jest do końca tym, czym się wydaje, ale nadal ją lubię

Honda Prelude to auto pełne pewnego rodzaju paradoksów. Jest jak ekscytacja dla rozsądnych, szaleństwo dla roztropnych i ekstrawagancja z umiarem. I może w tych niepewnych czasach taki kompromis i ustępstwa w ostrym, sportowym charakterze mają sens? W końcu wiele samochodów staje się ofiarami własnej charakterystyki, gdy trzeba nimi przejechać więcej, niż kilkadziesiąt kilometrów po Riwierze Francuskiej. Honda Prelude, jeśli tylko fotele okażą się dla was odpowiednio wygodne, będzie w stanie zabrać was w dłuższe podróże bez poczucia zmęczenia.

Honda Prelude front
Honda Prelude wygląda na groźniejszą, niż w rzeczywistości jest

Próbuję sobie wyobrazić przestrzeń dla tego pojazdu i myślę, że sporą częścią jego powabu jest wygląd zewnętrzny. Honda Prelude będzie godnie prezentowała się w garażu dyrektora finansowego korporacji albo pod altaną obok domu, z którego zdążyły już wylecieć na studia dorosłe dzieci. Nie jestem przekonany, by młode osoby ekscytował komfort i rozmnożenie opcji zabezpieczających jazdę. Z drugiej strony w niebieskim wariancie samochód jest niczym Hot Wheels, który może i nie ma szalonych możliwości jezdnych, ale patrzenie na niego sprawia satysfakcję.

Honda Prelude pasuje do Riwiery Francuskiej

To auto, które nie ma bezpośrednich odpowiedników na rynku. Czy jednak jest warte 214 500 złotych w jedynej, pełnej wersji wyposażenia? Dla tych, którzy szukają czegoś innego we współczesnej motoryzacji, to z pewnością ciekawa opcja, ale jej wartością zdecydowanie nie są osiągi czy nietuzinkowe wrażenia z jazdy. Zaserwowane przez Hondę danie jest jak nietypowa forma podania sushi – w dalszym ciągu w bazie jest ryż oraz ryba, ale wygląd robi wszystko, by odciągnąć nas od tego, że w gruncie rzeczy może to być kolejny współczesny samochód. I ta odrobina ekscytacji może wystarczyć dla części osób.