Recenzja Shokz OpenFit 2+. Nie tylko do biegania

Słuchawki w formule otwartej mają swoich fanów, nie tylko ze względu na to, że nie wtykamy ich do kanału usznego. Lekkość i poręczność mogą przemawiać do niezdecydowanych osób, jak i tych, którzy nie znaleźli idealnego kształtu rozwiązań dokanałowych. Shokz OpenFit 2+ może być dla tych osób ciekawą odpowiedzią, choć z pewnością trzeba przygotować się na pewne kompromisy. Czy te będą bolesne?
...

Sposobów na słuchawki, które nie są w naszych uszach, istnieje kilka. W ostatnim czasie popularnością cieszą się konstrukcje typu clip, które zakłada się przed i za uchem, a elastyczny łącznik między tymi częściami okala obrąbek. Są jednak też stare, dobre słuchawki zawieszane na pałąku na uszach. I to właśnie w tę stronę kierują się Shokz OpenFit 2+, które przez ostatnie kilka tygodni zawieszałem na uszach. Jedno mogę powiedzieć już teraz – bez problemów da się je tak nosić przez długie godziny.

Czy jednak takie noszenie ma jakikolwiek sens? Jeżeli jakość dźwięku i dodatkowe funkcje nie będą satysfakcjonujące, to trudno będzie je obronić wobec licznej konkurencji. Shokz ma jednak spore doświadczenie w tej dziedzinie i od lat tworzy rozwiązania dla mniej i bardziej zaawansowanych sportowców. Czy udało się je przekuć w udany produkt? Czy warto dopłacić względem Shokz OpenFit 2? Przekonajmy się!

Etui mogło mocniej zachęcać, ale spełnia swoją rolę

Shokz OpenFit 2+ na pierwszy rzut oka nie wyglądają jak słuchawki, za które przyjdzie nam zapłacić kilkaset złotych. Etui mogło zostać wykonane z nieco większą starannością, zwłaszcza, gdy chodzi o zewnętrzną powłokę. Zmatowiony plastik należy do tego gatunku, który dość łatwo uwypukla odciski palców i rysy. Tych drugich na szczęście nie zebrałem, choć mam wrażenie, że to kwestia czasu. Wytłoczone logo w przyszłości może też gromadzić brud i nie zawsze tak łatwo je doczyścić.

Shokz openfit 2+ etui
Etui Shokz OpenFit 2+ po zamknięciu

Jednocześnie Shokz zrobiło tym etui na mnie wrażenie. Jego lekkość i zaoblenie sprawiają, że przyjemnie sięga się po nie do kieszeni. Mimo niewielkiej masy oferuje ono zarówno ładowanie indukcyjne, jak i przewodowe. Port USB-C umieszczono z tyłu obudowy i choć ten jest zagłębiony w obudowie, to znakomita większość kabli radzi sobie z tą przestrzenią. Pochwalić należy także magnesy, które zabezpieczają klapkę – mimo usilnych starań nie udało mi się jej otworzyć w niepożądany sposób, nie licząc upadku całego etui na podłogę. W takim scenariuszu poddaje się jednak większość rozwiązań.

Błyszczący plastik lubi gromadzić brud, ale łatwo go doczyścić

Po otwarciu naszym oczom ukazuje się błyszczący plastik. Niekoniecznie jest to najlepszy wybór dla wnętrza etui słuchawek open-ear, bowiem niemal zawsze przeniesiemy do niego nasze odciski lub inne zabrudzenia z okolic ucha, które będą od razu widoczne. Z kolei zagłębienia związane z formą słuchawek nie ułatwią czyszczenia. Na plus, ponownie, moc magnesów, które dobrze łączą słuchawki z etui. Po otwarciu naszym oczom ukaże się też przycisk parowania, pod którym znajduje się dioda migająca zielonym i czerwonym światłem.

Jakość wykonania słuchawek Shokz OpenFit 2+ sprawia, że nosiłem je komfortowo całymi dniami

Wygoda to kluczowy aspekt wszystkich słuchawek, a w przypadku rozwiązań otwartych mówimy wręcz o obowiązku, w końcu to dla tego parametru użytkownicy potrafią poświęcić chociażby jakość dźwięku czy obecność ANC. Mam dobrą wiadomość – Shokz OpenFit 2+ są naprawdę wygodne. Musicie tylko nauczyć się je nakładać.

Jedna słuchawka waży 9,4 grama

Pierwszych kilka wyjęć z etui wiązało się z konsternacją – co zrobić z pałąkami? Jak nałożyć je na uszy? Najlepszą metodę stanowi złapanie słuchawki za część z przetwornikami, włożenie palca między tę część i pałąk i rozszerzenie go tak, by ten zmieścił się nad uchem. Sprawa staje się z czasem prosta. A do tego bez skrępowania Shokz OpenFit 2+ można nosić cały dzień.

Głośnik w Shokz OpenFit 2+

Pałąk, im bliżej końca, tym większą ma objętość, ale mimo tego nie naciska on na ucho. Silikon, jakim zabudowano ten element, także należy odnotować na plus. Całość łatwo wyczyścić, a po wysiłku będzie to konieczność. Dzięki wodo- i pyłoszczelności w standardzie IP55 nie musimy się martwić przecierania wilgotną szmatką. Deszcz, o ile nie będzie okrutną ulewą, także nie będzie stanowił problemu. Sporą zaletą jest to, że słuchawki stosunkowo łatwo ukryć pod czapką osłaniającą uszy.

Przycisk w słuchawce

Shokz OpenFit 2+ korzystają z pojedynczych przycisków na każdej słuchawce. Jest to rozwiązanie fizyczne, który znajduje się bliżej końca słuchawki i początku pałąka. Przy odpowiednio dużym nacisku da się go kliknąć jednym palcem, choć zdecydowanie bardziej komfortowo będzie obsługiwać słuchawki dwoma palcami. Rozwiązanie wymaga mocnego kliknięcia, ale rozwiązanie zdecydowanie sprawdza się podczas aktywności fizycznej.

Shokz OpenFit 2+ dobrze leżą na uszach

Zarówno podczas pajacyków, jak i biegu (choć najczęściej truchtałem), część emitująca dźwięk niemal jak przyklejona trzyma się ucha. Jestem pod wrażeniem, jak producentowi jednocześnie udało się zachować elastyczność przy jednoczesnym komforcie, także podczas aktywności. Jedynie jeśli macie wilgotne końce palców, to trudniej będzie wam, by ten nie ześlizgnął się z obudowy. Masa jednej słuchawki to zaledwie 9,4 grama i to może być przepisem na ergonomiczny sukces.

Nie spodziewajcie się nie wiadomo czego po aplikacji Shokz

Słuchawki Shokz OpenFit 2+, podobnie jak znakomita większość rozwiązań wypuszczanych teraz na rynek, korzystają z aplikacji mobilnej. W tym przypadku znajdziemy ją po prostu pod nazwą “Shokz”, zarówno w sklepie Google Play, jak i App Store. Internet nie jest zgodny co do tego, czy słuchawki obsługują Google Fast Pair, ale w moim doświadczeniu nie udało mi się ich połączyć ze smartfonami z Androidem za pośrednictwem animowanego okienka. Być może wynika to z tego, że producent oferuje funkcję zarządzania dwoma połączeniami już z poziomu aplikacji.

Shokz OpenFit 2+ dostały prostą aplikację

Interfejs aplikacji to sztuka minimalizmu i zapewne droga, by nie obciążać nadmiernie podzespołów. Dzięki temu wszystko, co tu widzimy, jest jasno opisane i znajduje się jedno pod drugim. Największą uwagę producent przywiązuje do opcji odpowiadających za dźwięk. Wyróżnikiem modelu Shokz OpenFit 2+ względem wersji bez plusa jest przełącznik ustawień Dolby Audio. Nie dostajemy żadnych dodatkowych narzędzi do zarządzania tym rozwiązaniem, jak dopasowania do chociażby rodzaju odsłuchiwanej zawartości, jak ma to miejsce w smartfonowych ustawieniach Dolby Atmos.

Ustawienia Dolby Audio

Dalej znajdziemy korektor graficzny, który ukrywa się pod “plusem”, gdzie możemy dodać własne ustawienia. Zakres regulacji dźwięku to pięć suwaków o określonych częstotliwościach i przedział +5 do -5 dB (a więc nie tak dużo, jak w niektórych innych aplikacjach). W ten sposób możemy zapisać dwa tryby pracy korektora i nazwać je, korzystając z ograniczenia do 8 znaków. Oprócz własnej korekty znajdziemy gotowe ustawienia dopasowane pod wokal, bas, dyszkant (wysoki głos odpowiadający sopranowi) oraz ustawienie standardowe.

Poniżej znajdują się pozostałe ustawienia słuchawek takie jak parowanie wielopunktowe, czyli możliwość łączenia z dwoma urządzeniami jednocześnie. Opcję możemy też wyłączyć.

Shokz OpenFit 2+ za pomocą aplikacji pozwalają też na konfigurację działania przycisków na lewej i prawej słuchawce oraz przy przyłożeniu i przytrzymaniu palca na zewnętrznej ściance słuchawki. Opcji nie możemy konfigurować dowolnie – wybierzemy jedynie to, co proponuje nam producent, albo zdecydujemy się wyłączyć dany gest. Jednocześnie stworzono pięć stopni interakcji ze słuchawkami i obstawiono nimi wszystkie najważniejsze ustawienia, jak zmianę głośności, przełączanie utworów i pauza.

Ustawienia aplikacji Shokz

Oprócz tego znajdziemy przełącznik odpowiedzialny za redukcję szumów mikrofonu podczas połączeń… i to tyle. Producent postanowił nie przekombinować tego doświadczenia, ale szkoda, że nie dał pełnej swobody przy ustawieniach związanych z przyciskami.

Jak jest z jakością dźwięku Shokz OpenFit 2+? Test mikrofonów

Shokz OpenFit 2+ jako słuchawki otwarte nie są w stanie rywalizować z najlepszymi słuchawkami dokanałowymi. Nie oznacza to, że odstają od nich w znacznym stopniu. Konstrukcja, w której producent postawił na dwa przetworniki – niskotonowy 11×21 mm i wysokotonowy – broni się w starciu z codziennymi źródłami dźwięku. Z pewnością priorytet otrzymują tu basy, które potrafią w wybranych utworach zdominować scenę, a wyższe partie mogą wpadać w przester (co najmocniej odczułem w One More Year Tame Impali). W efekcie powstaje pewna otulina muzyczna, składająca się głównie z basu, która dominuje odbiór. Dobre dla muzyki klubowej i elektronicznej.

Własne ustawienia korektora to klucz do lepszego brzmienia

Mimo tego jakość dźwięku oceniam na zadowalającą, zwłaszcza jak na konstrukcję open-ear. Przede wszystkim nie doszło tu do pokpienia tematu wyższych częstotliwości. Nie są to z pewnością słuchawki do odsłuchu studyjnego, ale podczas biegu usłyszałem zarówno większość wokali i wysokich niuansów, jak i dynamiczny bas. Odrębne przetworniki sprawiają, że dźwięki nie nanoszą się na siebie i możemy usłyszeć sprężysty bas, jak i dać się porwać dynamicznym balladom. Nie ma może tu za dużo miejsca na słuchanie gitar będących tłem i priorytet ma zdecydowanie środek, ale znajdzie się jeszcze odrobina przestrzeni na danie utworom czegoś więcej niż tylko ich odtworzenie.

Dźwięk mogę ocenić, w szkolnej skali na 4. Jest dobrze i wątpię, czy mogłoby być bardzo dobrze lub wybitnie przy tej konstrukcji. Gdyby oceniać to wyłącznie w kategorii open-ear, to zdecydowanie są to słuchawki na 5+. Są też utwory, w których gitarze basowej nie daje się tak dużej przestrzeni i wtedy da się też usłyszeć wokale. Warto poprawić ustawienia korektora w stronę wyższych dźwięków, bo to zbliża nas do jakości przyjemniejszej dla naszego ucha. Dobrze spisuje się też ustawienie Dolby Audio, które sprawia wrażenie podbicia jakości utworu o jeden stopień.

Czy dźwięk ze słuchawek ucieka poza obszar ucha do odbiorców? W pewnym stopniu tak. W autobusie pasażerowie usłyszą najczęściej lekki szum, który niekoniecznie będzie skojarzony z konkretnym utworem czy podcastem. Przy maksymalnej głośności osoby postronne mogą już słyszeć, z jakim utworem mają do czynienia. Nie jest to zły poziom, a przy biegu już raczej nikt nie zwróci uwagi na to, czy słychać coś, czy nie. Jednocześnie wstrząsy wynikające z tej aktywności nie

Próbkę dźwięku z mikrofonów możecie usłyszeć poniżej:

Słuchawki Shokz OpenFit 2+ oferują łącznie 4 mikrofony z redukcją szumów realizowaną przez sztuczną inteligencję w trakcie rozmów telefonicznych. W zwykłych nagraniach zarejestrowanych na telefonie mamy do czynienia ze standardowym łączeniem wiązek w jedną wypowiedź. Efekt jest całkiem dobry – słychać odczuwalną mechaniczność głosu, ale ten jednocześnie jest klarowny i nie dochodzi do zniekształceń, które mogłyby zakłamywać prawdziwy głos. Pod tym względem Shokz OpenFit 2+ nie odstają znacznie od chociażby Samsung Galaxy Buds 3 Pro.

Czas pracy na jednym ładowaniu – tu naprawdę jest dobrze

Jako, że Shokz OpenFit 2+ nie oferują aktywnej redukcji hałasu, nie ma jednego z najbardziej prądożernych rozwiązań w nowoczesnych słuchawkach. To sprawia, że czas pracy staje się kwestią wyłącznie głośników i połączenia Bluetooth. Jako, że słuchawki wykorzystują Bluetooth 5.4 z obsługą przesyłania A2DP, AVRCP i HFP oraz kodeki AAC i SBC, to nie ma tu powodów do zwiększonego zapotrzebowania na energię.

Port USB-C znajduje się na dole

W rzeczywistości słuchawki zbliżyły się do wskazanych przez producenta 11 godzin, ale nie na maksymalnej głośności. Przez połowę czasu słuchawki transmitowały dźwięk z około 70% głośności. Tyle w zupełności wystarczy do chociażby słuchania podcastu podczas spacerowania po mieście, a jedynie przy głośnych ulicach musiałem podkręcać głośność do maksymalnego poziomu. W domu spokojnie możecie ustawić 50% i mniej i tak też korzystałem z nich w drugiej połowie ich rozładowywania.

Shokz OpenFit 2+ obsługują ładowanie indukcyjne

A rozładowywanie w przypadku Shokz OpenFit 2+ to także żmudny proces ze strony etui, które zapewniło mi kolejne trzy ładowania słuchawek nim samo poprosiło o dostawę prądu. Ładowanie słuchawek od 0 do 100% zajmuje mniej więcej godzinę, przy czym pierwsze 10 minut to 25% naładowania, a po pół godzinie mamy już 70% energii. Z kolei ładowanie etui kablem zajęło mi godzinę i 45 minut. Możemy też skorzystać z indukcji – tej opcji nie znajdziemy w Shokz OpenFit 2 (tych bez plusa w nazwie).

Czy Shokz OpenFit 2+ warto kupić?

Shokz OpenFit 2+ nie próbują zrewolucjonizować rynku, ale są na tyle przyjemnymi słuchawkami w odbiorze, by nie musiały tego robić. Jeżeli potrzebujecie rozwiązania, które bez problemu będziecie nosili na uszach przez cały dzień, nie tylko podczas aktywności, to wygoda tej konstrukcji zdecydowanie jest sporą zaletą. Może mógłbym chcieć więcej od aplikacji mobilnej, ale konstrukcja nie oferuje ANC, więc siłą rzeczy opcji jest mniej. Tak czy inaczej Shokz OpenFit 2+ są wygodne, brzmią dobrze i robią to, co powinny robić, bez żadnych większych fajerwerków.

Shokz OpenFit 2+
Shokz OpenFit 2+ to solidne słuchawki

Pozostaje kwestia różnic między modelem OpenFit 2 a Shokz OpenFit 2+. Rozbija się ona o trzy kwestie: model z plusem oferuje ładowanie indukcyjne oraz ustwienia Dolby Audio, a także zarządzaniem redukcją szumów mikrofonów. Jeżeli różnica w cenie jest niewielka (tj. do 100 złotych), myślę, że dopłata jak najbardziej ma sens – ładowanie indukcyjne etui to wygodna sprawa, a efekt Dolby Audio nadają słuchanym treściom świeżość.

Dla tych, którym zależy na sprzęcie do biegania i rozmawiania, Shokz OpenFit 2+ powinny być więcej niż wystarczające. Nie są tanie i to może być ich największą wadą, ale dostarczają na tyle dobry dźwięk przez długi czas pracy, że w efekcie nie ma większych powodów do narzekania. To solidny sprzęt, na który warto mieć oko, gdy chcemy obdarować sportowego świra lub zależy nam na kontakcie ze światem przy jednoczesnym słuchaniu muzyki i podcastów.