Opowieść o dźwięku bezstratnym jak wędrówka drużyny pierścienia
Pierwsze wzmianki o bezstratnej jakości dźwięku w Spotify pojawiły się jeszcze w lutym 2021 roku. Firma obiecywała wówczas wprowadzenie funkcji Hi-Fi jeszcze przed końcem tamtego roku i na obietnicach się wtedy skończyło. Plany wielokrotnie się zmieniały, a termin premiery był przekładany tyle razy, że można było stracić rachubę, a całą sytuację opisywano jak niekończącą się opowieść. Przez cały ten czas oczywiście konkurencja nie próżnowała, oferując nie tylko dźwięk bezstratny o jakości CD, ale także Hi-Res Audio w formacie MQA i/lub nawet 24-bit /192 kHz.
Początkowo Spotify rozważało wprowadzenie bezstratnej jakości jako osobnej, droższej opcji abonamentowej – i to dosyć drogiej. Taki ruch mógłby przynieść dodatkowe przychody, jednak okazał się niepraktyczny – Apple Music i Amazon Music zaoferowały bezstratną jakość w cenie podstawowego abonamentu, pod naciskiem konkurencji Tidal także zrezygnował z dodatkowych opłat za Hi-Fi i Spotify ze swoimi planami zostało jak Himilsbach z angielskim. Krótko mówiąc, szwedzki serwis musiał zrewidować swoją strategię.
Spotify Hi-Fi to ubogi brat w stosunku do konkurencji
Bezstratne audio w Spotify bazuje na plikach FLAC o jakości do 24-bit/44,1 kHz. To wyraźna poprawa w porównaniu z dotychczasowym formatem Vorbis, ograniczonym do 320 kbps – różnicę można usłyszeć w detalach i przejrzystości brzmienia, co nie znaczy, że zawsze się uda – zależy to od jakości słuchu (i niestety wieku) słuchacza, przygotowania materiału no i jakości słuchawek.




Lepsza jakość materiału źródłowego ma też spore znaczenie podczas przekodowywania dźwięku na potrzeby bluetooth – Vorbis 320 kbps zakodowany jako LDAC nie ma szansy zagrać lepiej niż przy zakodowany jako AAC, ale już FLAC->LDAC jak najbardziej. Przejście z dźwięku bezstratnego na Hi-Res Audio, dostępne w innych serwisach, w praktyce słyszalne już nie jest, choć trzeba pamiętać, że część masterów jest przygotowywana w wyższej częstotliwości próbkowania niż 44,1 kHz i przetworzenie ich na potrzeby Spotify wymaga stratnego transkodowania, które już może wprowadzić słyszalne zniekształcenia.
Wracając do Spotify, korzystanie z najwyższej jakości dźwięku wiąże się oczywiście ze zwiększonym zapotrzebowaniem na dane. Streaming bezstratny pochłania nawet 1 GB danych na godzinę odtwarzania i jest w stanie dość szybko wyczerpać mniejsze pakiety danych w sieciach komórkowych. Oczywiście program buforuje sobie dane na przyszłość i nie trzeba ich pobierać ponownie, jeśli przyjdzie nam do głowy posłuchać jeszcze raz tego samego, można też z wyprzedzeniem sobie pobrać album czy playlistę do pamięci urządzenia korzystając z Wi-Fi.

Bezstratna jakość dostępna jest dla wszystkich abonentów Spotify Premium bez dodatkowych kosztów, nie jest jednak dostępna domyślnie – trzeba zajrzeć do ustawień aplikacji, tam odnaleźć zakładkę dotyczącą jakości multimediów i wybrać odpowiednią opcję. Warto pamiętać, że ustawienia nie synchronizują się między urządzeniami – każdy sprzęt wymaga osobnych ustawień.
Nie wrócę do Spotify, nawet mimo dźwięku Hi-Fi
Po czterech latach oczekiwań polscy melomani mogą wreszcie cieszyć się bezstratną jakością w najpopularniejszym serwisie streamingowym. Choć specyfikacja techniczna nie powala na kolana, a konkurencja od lat oferuje podobne lub lepsze rozwiązania, to i tak jest to krok w dobrą stronę.
Spotify jednak nie jest w stanie mnie tym zachęcić do powrotu – odrzuca mnie ich polityka dotycząca muzyki „tworzonej” przez AI, głodowe, najniższe pośród wszystkich serwisów streamingowych stawki wypłacane artystom za odtworzenie utworu, brak dźwięku przestrzennego, a także siłowe wkładanie do aplikacji co tylko przyjdzie twórcom do głowy, od podcastów począwszy. Nie ma w Spotify nic, co zachęciłoby mnie do zmiany.