Zanim zapytasz, ile jest wart albo czy trafi do pierścionka, warto zatrzymać się przy samej zagadce. Jakie siły rzeźbią pojedynczy kryształ w dwa tak czyste charaktery, że granicę między nimi można wskazać na pierwszy rzut oka? Dlaczego takie kamienie niemal się nie pojawiają – a gdy już się pojawią, czemu zdają się pochodzić z tego samego skrawka Afryki, który stale przepisuje historię diamentów? Te wszystkie szczegóły czynią to odkrycie czymś więcej niż ciekawostką i zamieniają je w opowieść o tym, jak diamenty powstają, jak się je wycenia i jak jeden kamień potrafi poruszyć rynki oraz wyobraźnię.

Trudno uwierzyć, że natura to zrobiła. Ten diament odmawia opowiedzenia się po którejś ze stron
Gemmolodzy z laboratorium GIA (Gemological Institute of America) w Botswanie zbadali naturalny surowy diament o masie 37,41 karata. To około 7,48 g, mniej więcej masa małego winogrona i znacząco więcej niż większość dwukolorowych surowców kiedykolwiek udokumentowanych. Kryształ ma wymiary 24,3 × 16,0 × 14,5 mm. Jedna połowa jest różowa, druga bezbarwna, a granica między nimi jest wyraźna, a nie stopniowa, jak moglibyśmy oczekiwać po dziele natury. Kamień wydobyto w kopalni Karowe w Botswanie, czyli złożu słynącym z kryształów o “nienormalnych” rozmiarach, a specjaliści zaklasyfikowali go jak diament typu IIa, co oznacza tyle, że nie wykazuje mierzalnych domieszek azotu ani boru. Innymi słowy, kolor nie wynika tu z obcych pierwiastków wciskających się do sieci krystalicznej. Spektroskopia laboratorium i obrazowanie w głębokim UV wskazują na coś bardziej fascynującego w życiu tego dokładnie znaleziska.

Jak diament staje się różowy i co może zapewnić światu?
Większość kolorowych diamentów zawdzięcza barwę obcym atomom lub uszkodzeniom radiacyjnym. Róż jest jednak inny. W tym przypadku sieć krystaliczna jest ściskana i ścinana tak długo, aż jej struktura elektronowa zaczyna pochłaniać inne długości fal, przechodząc nawet do koloru brązowego. Kluczowe jest to, że deformacja ta może zajść długo po pierwotnej krystalizacji diamentu, bo na przykład podczas orogenezy. W tym przypadku naukowcy GIA sugerują, że różowa część najpewniej zaczynała jako bezbarwna i stała się różowa po deformacji, podczas gdy bezbarwna połowa wykrystalizowała później i uniknęła tego stresu. Taka dwuaktowa historia tłumaczy ostrą linię podziału i choć naturalnie dwukolorowe surowce istnieją, to wcześniejsze naturalne przykłady różowo-bezbarwne widziane przez GIA były ledwie 2 karatowe, więc skok do 37,41 karata zmienia stawkę naukową i handlową.

Odpowiedzialnie nikt nie przypnie jeszcze ceny do tego surowca. Dwukolorowa struktura komplikuje plany cięcia, rozkład barwy może się zmieniać podczas przecinania, a ostateczna ocena zależy od tego, ile różu da się zachować w wypolerowanych fasetach. Kontekst jednak pomaga. Rynek najlepszych różów został turbodoładowany po zamknięciu w 2020 roku kopalni Argyle, a więc historycznie głównego źródła różowych diamentów, co zacieśniło podaż i podbiło rekordowe ceny. Na aukcji 59,60-karatowy CTF Pink Star sprzedano za 71,2 mln dolarów, a 11,15-karatowy Williamson Pink Star osiągnął 57,7 mln dolarów i ustanowił rekord stosunku ceny za karat (powyżej 5 mln dolarów).
Czytaj też: Wiązka elektronów zamienia zwykły węglowodór w diamenty. Japończycy właśnie zrewolucjonizowali jubilerstwo
Tego typu diament jest też wręcz darem dla badań, bo granica między strefami różową i bezbarwną jest na tyle ostra, by testować hipotezy o tym, jak fale deformacji rozchodzą się przez jeden kryształ. Gdyby tego było mało, chemia typu IIa usuwa z równania wiele zmiennych związanych z domieszkami, pozwalając skupić się na paśmie absorpcji 550 nm kojarzonym z deformacją w różach. Jeśli plan cięcia zachowa przekrój przez to „interfejsowe” miejsce, laboratoria zyskają rzadkie okno na strefowanie barwy w skali mikrometrów. To nie tylko akademicka ciekawostka, bo takie analizy mogą zrewolucjonizować wytwarzanie sztucznych diamentów. Tylko jednak czas jednak pokaże, co stanie się z tym znaleziskiem.