Planetoida 2024 YR4 przetestowała ziemską obronę planetarną. Jak wypadliśmy?

Gdy pod koniec grudnia 2024 roku teleskop ATLAS zarejestrował nowy obiekt na niebie, wyglądał on jak kolejna drobna skała do szybkiego skatalogowania. W ciągu kilku tygodni ta rutynowa obserwacja przerodziła się jednak w coś zupełnie wyjątkowego. Okazało się, że ludzkość po raz pierwszy stanęła przed realnym, choć na szczęście tylko testowym, sprawdzianem swoich procedur ochrony przed kosmicznym zagrożeniem. 2024 YR4 zachowywała się inaczej niż zdecydowana większość nowo odkrytych obiektów. Zamiast szybko zostać sklasyfikowana jako nieszkodliwa, z każdą kolejną obserwacją jej trajektoria wydawała się prowadzić coraz bliżej Ziemi. Zaczęło się niepokojące odliczanie.
...

Nietypowa ścieżka kosmicznej wędrowki

Na początku stycznia astronomowie zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z wyjątkowym przypadkiem. Normalnie, po wstępnym odkryciu i doprecyzowaniu orbity, prawdopodobieństwo kolizji spada gwałtownie do zera. Tutaj było odwrotnie. Nowe dane obserwacyjne konsekwentnie zawężały tzw. „elipsę błędu”, a jej obszar coraz częściej przecinał się z pozycją naszej planety. Kulminacja nastąpiła 27 stycznia, kiedy to Międzynarodowa Unia Astronomiczna oficjalnie przypisała 2024 YR4 poziom 3 w skali Torino. Ten pomarańczowy, „niepokojący” stopień oznaczał ponad jednoprocentowe prawdopodobieństwo zderzenia. Szczytowy moment zagrożenia przypadł na 18 lutego, gdy szanse na kolizję sięgnęły 3,1%. Dla porównania, większość obiektów po odkryciu spada do poziomu 0 w ciągu kilku dni.

Czytaj też: Tajemniczy obiekt krążył miesiącami blisko Ziemi. Astronomowie odkryli planetoidę ukrytą w blasku Słońca

Ta jedenastostopniowa skala, stworzona pod koniec ubiegłego wieku przez naukowca z MIT, służy do komunikowania ryzyka związanego z bliskimi przelotami asteroid. Poziom 0 oznacza brak zagrożenia, a 10 – pewne, globalnie katastrofalne zderzenie. Poziom 3, który osiągnęła 2024 YR4, zarezerwowany jest dla obiektów, które przy uderzeniu mogłyby spowodować zniszczenia na skalę lokalną, podobne do słynnej eksplozji nad Tunguską z 1908 roku. Warto tu wspomnieć o planetoidzie Apophis, która w 2004 roku wzbudziła duży niepokój, osiągając nawet poziom 4. Przypadek 2024 YR4 był jednak inny. Apophis, ze względu na swoje duże rozmiary, nigdy nie mogłaby zostać sklasyfikowana na poziomie 3 – jej uderzenie oznaczałoby zniszczenia regionalne. Co istotne, zagrożenie związane z Apophis zostało wykluczone znacznie szybciej niż w przypadku naszej bohaterki, której orbita przez dłuższy czas pozostawała źródłem niepewności.

Globalna sieć reakcji w praktyce

Przekroczenie progu poziomu 3 w skali Torino uruchomiło po raz pierwszy w historii oficjalne procedury Międzynarodowej Sieci Ostrzegania przed Asteroidami (IAWN). Ta organizacja, powołana do życia po czelabińskim incydencie z 2013 roku, miała właśnie na takie sytuacje czekać. Alarm zadziałał jak powinien – skupił uwagę społeczności naukowej i politycznej, co przełożyło się na natychmiastowy dostęp do wiodących teleskopów na świecie. Do obserwacji skierowano między innymi potężny Very Large Telescope w Chile oraz Gran Telescopio Canarias na Wyspach Kanaryjskich. To właśnie dzięki tym instrumentom udało się scharakteryzować obiekt z niespotykaną dotąd precyzją w tak krótkim czasie.

Okazało się, że asteroida wiruje z zawrotną prędkością – pełny obrót wykonuje w zaledwie 19,5 minuty. To wartość wyjątkowa, znacznie odbiegająca od typowego „gruzowiska” kosmicznych skał. Naukowcy sklasyfikowali ją jako typ Sq lub K, choć dyskusje nad jej dokładnym składem wciąż trwają. Z czasem, w miarę napływu nowych danych, prawdopodobieństwo zderzenia z Ziemią zaczęło systematycznie maleć. Na początku marca stało się jasne, że naszej planecie nic nie grozi. Pojawił się jednak ciekawy, choć mniej niebezpieczny scenariusz. Obecne obliczenia wskazują, iż istnieje około 4% szans na to, że 2024 YR4 uderzy w Księżyc w 2032 roku. Takie zdarzenie, choć niegroźne dla życia na Ziemi, mogłoby wygenerować chmurę odłamków zagrażającą satelitom na orbicie geostacjonarnej.

Czego nas to nauczyło?

Całą tę historię podsumowano w szczegółowej pracy naukowej, której głównym autorem jest Maxime Devogèle z Europejskiego Centrum Koordynacji Obiektów Bliskich Ziemi. Dokumentacja przebiegała od momentu odkrycia, przez eskalację zagrożenia, globalną mobilizację, aż po ostateczne odwołanie alertu. Kluczowy wniosek jest taki, że cały system – od wykrywania, przez komunikację, po reakcję – zadziałał zgodnie z planem. Obiekt wykryto z odpowiednim wyprzedzeniem, protokoły wymiany informacji między obserwatoriami na różnych kontynentach funkcjonowały sprawnie, a świat nauki szybko skierował swoje najlepsze instrumenty w jedno miejsce. To bezcenna lekcja praktyczna.

Czytaj też: Astronomowie ogłosili kryzys w kosmologii. Napięcie Hubble’a nie znika

Nie łudźmy się jednak, że to koniec. Z pewnością nie będzie to ostatni taki alarm. Wraz z uruchamianiem nowych, coraz czulszych teleskopów patrolowych, jak Vera C. Rubin Observatory, będziemy odkrywać dziesiątki tysięcy nowych obiektów rocznie. Niektóre z nich, tak jak 2024 YR4, na początku będą wyglądać groźnie. Ten pierwszy, próbny alarm pokazał, iż mamy działające procedury i potrafimy się zorganizować. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy ta międzynarodowa współpraca i zimna krew utrzymają się, gdy któregoś dnia poziom w skali Torino zacznie zbliżać się nie do 3, a do 7 lub 8. Na tę odpowiedź, na szczęście, przyjdzie nam jeszcze poczekać.