
Nietypowa ścieżka kosmicznej wędrowki
Na początku stycznia astronomowie zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z wyjątkowym przypadkiem. Normalnie, po wstępnym odkryciu i doprecyzowaniu orbity, prawdopodobieństwo kolizji spada gwałtownie do zera. Tutaj było odwrotnie. Nowe dane obserwacyjne konsekwentnie zawężały tzw. „elipsę błędu”, a jej obszar coraz częściej przecinał się z pozycją naszej planety. Kulminacja nastąpiła 27 stycznia, kiedy to Międzynarodowa Unia Astronomiczna oficjalnie przypisała 2024 YR4 poziom 3 w skali Torino. Ten pomarańczowy, „niepokojący” stopień oznaczał ponad jednoprocentowe prawdopodobieństwo zderzenia. Szczytowy moment zagrożenia przypadł na 18 lutego, gdy szanse na kolizję sięgnęły 3,1%. Dla porównania, większość obiektów po odkryciu spada do poziomu 0 w ciągu kilku dni.
Czytaj też: Tajemniczy obiekt krążył miesiącami blisko Ziemi. Astronomowie odkryli planetoidę ukrytą w blasku Słońca
Ta jedenastostopniowa skala, stworzona pod koniec ubiegłego wieku przez naukowca z MIT, służy do komunikowania ryzyka związanego z bliskimi przelotami asteroid. Poziom 0 oznacza brak zagrożenia, a 10 – pewne, globalnie katastrofalne zderzenie. Poziom 3, który osiągnęła 2024 YR4, zarezerwowany jest dla obiektów, które przy uderzeniu mogłyby spowodować zniszczenia na skalę lokalną, podobne do słynnej eksplozji nad Tunguską z 1908 roku. Warto tu wspomnieć o planetoidzie Apophis, która w 2004 roku wzbudziła duży niepokój, osiągając nawet poziom 4. Przypadek 2024 YR4 był jednak inny. Apophis, ze względu na swoje duże rozmiary, nigdy nie mogłaby zostać sklasyfikowana na poziomie 3 – jej uderzenie oznaczałoby zniszczenia regionalne. Co istotne, zagrożenie związane z Apophis zostało wykluczone znacznie szybciej niż w przypadku naszej bohaterki, której orbita przez dłuższy czas pozostawała źródłem niepewności.
Globalna sieć reakcji w praktyce
Przekroczenie progu poziomu 3 w skali Torino uruchomiło po raz pierwszy w historii oficjalne procedury Międzynarodowej Sieci Ostrzegania przed Asteroidami (IAWN). Ta organizacja, powołana do życia po czelabińskim incydencie z 2013 roku, miała właśnie na takie sytuacje czekać. Alarm zadziałał jak powinien – skupił uwagę społeczności naukowej i politycznej, co przełożyło się na natychmiastowy dostęp do wiodących teleskopów na świecie. Do obserwacji skierowano między innymi potężny Very Large Telescope w Chile oraz Gran Telescopio Canarias na Wyspach Kanaryjskich. To właśnie dzięki tym instrumentom udało się scharakteryzować obiekt z niespotykaną dotąd precyzją w tak krótkim czasie.
Okazało się, że asteroida wiruje z zawrotną prędkością – pełny obrót wykonuje w zaledwie 19,5 minuty. To wartość wyjątkowa, znacznie odbiegająca od typowego „gruzowiska” kosmicznych skał. Naukowcy sklasyfikowali ją jako typ Sq lub K, choć dyskusje nad jej dokładnym składem wciąż trwają. Z czasem, w miarę napływu nowych danych, prawdopodobieństwo zderzenia z Ziemią zaczęło systematycznie maleć. Na początku marca stało się jasne, że naszej planecie nic nie grozi. Pojawił się jednak ciekawy, choć mniej niebezpieczny scenariusz. Obecne obliczenia wskazują, iż istnieje około 4% szans na to, że 2024 YR4 uderzy w Księżyc w 2032 roku. Takie zdarzenie, choć niegroźne dla życia na Ziemi, mogłoby wygenerować chmurę odłamków zagrażającą satelitom na orbicie geostacjonarnej.
Czego nas to nauczyło?
Całą tę historię podsumowano w szczegółowej pracy naukowej, której głównym autorem jest Maxime Devogèle z Europejskiego Centrum Koordynacji Obiektów Bliskich Ziemi. Dokumentacja przebiegała od momentu odkrycia, przez eskalację zagrożenia, globalną mobilizację, aż po ostateczne odwołanie alertu. Kluczowy wniosek jest taki, że cały system – od wykrywania, przez komunikację, po reakcję – zadziałał zgodnie z planem. Obiekt wykryto z odpowiednim wyprzedzeniem, protokoły wymiany informacji między obserwatoriami na różnych kontynentach funkcjonowały sprawnie, a świat nauki szybko skierował swoje najlepsze instrumenty w jedno miejsce. To bezcenna lekcja praktyczna.
Czytaj też: Astronomowie ogłosili kryzys w kosmologii. Napięcie Hubble’a nie znika
Nie łudźmy się jednak, że to koniec. Z pewnością nie będzie to ostatni taki alarm. Wraz z uruchamianiem nowych, coraz czulszych teleskopów patrolowych, jak Vera C. Rubin Observatory, będziemy odkrywać dziesiątki tysięcy nowych obiektów rocznie. Niektóre z nich, tak jak 2024 YR4, na początku będą wyglądać groźnie. Ten pierwszy, próbny alarm pokazał, iż mamy działające procedury i potrafimy się zorganizować. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy ta międzynarodowa współpraca i zimna krew utrzymają się, gdy któregoś dnia poziom w skali Torino zacznie zbliżać się nie do 3, a do 7 lub 8. Na tę odpowiedź, na szczęście, przyjdzie nam jeszcze poczekać.