
Szansa porównywalna do wygranej na loterii
Dostrzeżenie błysku uderzeniowego na Księżycu to nie lada wyczyn. Zjawiska te trwają ułamki sekund, a monitorowanie ogromnej, ciemnej wówczas tarczy naszego satelity przypomina szukanie igły w stogu siana. Sukces był możliwy dzięki zautomatyzowanemu teleskopowi w Obserwatorium Armagh, który musiał być idealnie ustawiony we właściwym miejscu i czasie. Do takich obserwacji niezbędny jest sprzęt o średnicy zwierciadła co najmniej 20 cm, szybka kamera i przede wszystkim – niewyobrażalna dawka cierpliwości.
To sprawia, że obserwacja jest wyjątkowo specjalna i oszczędziła mi godzin późniejszego przetwarzania nagrań. Myślę, że mógłbym obserwować te zjawiska przez wiele lat i nigdy więcej tego nie zobaczyć – przyznaje Marshall-Lee
Nawet przy rosnącej liczbie monitorujących teleskopów, każdy udany zapis to prawdziwy łut szczęścia. Pokazuje to, jak wiele w astronomii wciąż zależy od przypadku i gotowości sprzętu w odpowiednim momencie. Obiekt, który wywołał błysk, był zaskakująco mały. Szacuje się, że miał zaledwie 3 do 5 centymetrów średnicy, czyli był mniejszy od piłki golfowej. Kluczowa okazała się jednak jego prędkość, sięgająca około 35 kilometrów na sekundę. Przy takiej dynamice nawet drobina materii niesie ze sobą ogromną energię kinetyczną.
Czytaj też: Odkrycia dekady? Badał tajemnice Księżyca i Marsa, a teraz NASA skierowała go ku Ziemi
Na Ziemi podobne okruchy spalałyby się w atmosferze jako zwykłe meteory. Księżyc pozbawiony jest jednak takiej ochronnej otoczki. Każda kosmiczna skała uderza w jego powierzchnię z pełną mocą, a cała jej energia w mgnieniu oka zamienia się w intensywne ciepło i światło. Dochodzi do natychmiastowego odparowania materii w miejscu kolizji, co obserwujemy z Ziemi jako krótki rozbłysk. Zespół Marshalla-Lee wciąż pracuje nad precyzyjnym określeniem lokalizacji uderzenia, choć wstępnie wskazuje się rejon około 2 stopni na północny wschód od dobrze znanego krateru Langrenus.
Pochodzenie z Geminidów i nietypowa planetoida-matka
Wszystko wskazuje na to, iż za grudniowe zdarzenie odpowiadał rój Geminidów, który w tamtym czasie przechodził przez okres szczytowej aktywności. To jeden z najbardziej widowiskowych i regularnych rojów meteorów, ale też wyjątkowy pod względem pochodzenia. Jego źródłem nie jest kometa, jak to bywa w większości przypadków, lecz planetoida 3200 Phaethon. Ten obiekt zachowuje się nietypowo, pozostawiając za sobą smugę pyłu niczym kometa. Część tego kosmicznego ogona przecina ziemską atmosferę, dając nam pokaz spadających gwiazd.
Czytaj też: Masywny obiekt pod powierzchnią Księżyca emituje ciepło. Co to jest?
Inne fragmenty omijają naszą planetę, by zderzyć się z Księżycem. Rejestracja takich uderzeń ma konkretną wartość naukową. Pomaga oszacować częstotliwość bombardowania powierzchni Księżyca, lepiej zrozumieć skład materii krążącej w wewnętrznym Układzie Słonecznym i ocenić realne zagrożenie dla przyszłych, długotrwałych misji załogowych. Dla Obserwatorium Armagh to niewątpliwie historyczny sukces, który trafi do kronik. Z punktu widzenia nauki jest to kolejna, drobna cegiełka do lepszego zrozumienia dynamicznego otoczenia naszej planety. Dy.