
Historia niejakiego Milesa Wu z Nowego Jorku zaczyna się bardzo niewinnie, bo od hobby rozwijanego w czasie pandemii. Z czasem zwykłe składanie papieru przerodziło się w systematyczne badania nad tym, ile naprawdę wytrzyma odpowiednio ukształtowana kartka. Gdy do gry weszły konkretne liczby, okazało się, że skala tego pomysłu wymyka się prostym porównaniom. Tutaj właśnie zaczyna się opowieść nie tylko o utalentowanym 14-latku, ale też o tym, jak sztuka i nauka mogą wspólnie pracować nad rozwiązaniami, które w realnym świecie mogłyby ratować życie.
Schron z papieru zamiast namiotu wojskowego? Projekt ucznia udowadnia, że to wcale nie jest szalony pomysł
Projekt Milesa Wu łączy starożytną sztukę składania papieru z inżynierską precyzją, co w październiku 2025 roku zapewniło mu główną nagrodę w prestiżowym konkursie Thermo Fisher Scientific ASCEND, kiedy to pokonał niemal dwa tysiące innych uczestników z całych Stanów Zjednoczonych. Był to jednak sukces okupiony wieloletnim procesem, bo Miles Wu zaczął dosłownie “składać papier” już w wieku 7 lat, a jego hobby rozkwitło szczególnie w czasie pandemii, gdy miał więcej czasu na zgłębianie skomplikowanych wzorów. Jego prace trafiły nawet na świąteczną wystawę w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej, a część swoich origami sprzedał na cele charytatywne. Prawdziwy przełom nastąpił jednak wtedy, gdy zaczął łączyć sztukę z nauką.

Inspiracją były doniesienia o klęskach żywiołowych, takich jak pożary czy huragany. Miles zaczął się zastanawiać, czy za pomocą papieru można stworzyć coś więcej niż ozdobę, bo na przykład tymczasowe, lekkie i wytrzymałe schronienie. Skupiło się na klasycznej technice zwanej złożeniem Miura-ori, opracowanej przez japońskiego astrofizyka Kōryō Miurę. To wzór równoległoboków, który pozwala na płaskie złożenie dużej powierzchni i ewidentnie nie jest to przypadkowy wzór znaleziony w książce o origami. To geometryczna struktura opracowana z myślą o jak najbardziej efektywnym składaniu dużych powierzchni do niewielkich rozmiarów. W świecie inżynierii ten motyw pojawiał się już wcześniej: testowano go między innymi w rozkładanych panelach słonecznych, elementach architektury tymczasowej czy lekkich, składanych konstrukcjach nośnych.
Czytaj też: Natura stworzyła idealny katalizator ukryty w bagnach. Naukowcy właśnie odkryli jak wykorzystać torf zamiast drogocennych metali
Potencjał techniki Miura-ori polega na tym, że cała powierzchnia składa się i rozkłada w sposób przewidywalny, niemal “jednym ruchem”, a to w praktyce oznacza mniej złożone mechanizmy i mniejszą liczbę punktów potencjalnej awarii. Na tym tle eksperyment młodego badacza nie jest więc wyłącznie popisem zręczności. To realny test jednej z najbardziej obiecujących koncepcji projektowania składanych konstrukcji. Różnice w wysokości i szerokości równoległoboków oraz zmiana kątów zgięcia to w gruncie rzeczy badanie całej przestrzeni parametrów, w której inżynierowie szukają optymalnego kompromisu między nośnością, masą i możliwością złożenia konstrukcji do minimalnego formatu.
Systematyczne testy 54 wariantów “poskładanego papieru”
Miles nie ograniczył się do teoretycznych rozważań. Uczeń nowojorskiego liceum przeprowadził serię żmudnych eksperymentów, badając 54 różne warianty tego samego podstawowego wzoru. Zmieniał kluczowe parametry: wysokość i szerokość równoległoboków (od 1,3 do 5 centymetrów) oraz kąt ich zagięcia (45, 60 i 75 stopni). Testował też różne gatunki papieru, bo od zwykłego biurowego po gruby karton. Każdą próbkę, po rozłożeniu mającą około 400 centymetrów kwadratowych, umieszczał między dwoma podporami w odległości 13 centymetrów. Następnie stopniowo obciążał konstrukcję, dokładając ciężarki, aż do momentu jej zniszczenia.
Wyniki okazały się absolutnie zaskakujące. Najwytrzymalsza z papierowych konstrukcji udźwignęła obciążenie przekraczające 9000 razy jej własną masę. Po przeliczeniu optymalnego stosunku wytrzymałości do wagi, okazało się, że jest to odpowiednik ponad dziesięciu tysięcy razy. Nie bez powodu więc eksperyment przyniósł kilka nieintuicyjnych wniosków. Po pierwsze, okazało się, że struktury z mniejszymi panelami i bardziej stromymi kątami zgięć są mocniejsze niż te z większymi elementami. Po drugie i tu jest prawdziwa niespodzianka, zwykły, lekki papier do drukarki wykazał lepszy stosunek wytrzymałości do masy niż znacznie grubszy i cięższy karton.
Paradoksalny triumf zwykłego papieru do drukarki nad grubszym kartonem dobrze pokazuje, jak bardzo nasza intuicja bywa zawodna, gdy w grę wchodzą złożone struktury. Intuicyjnie kojarzymy wytrzymałość z masą i grubością materiału, tymczasem w konstrukcjach opartych na zagięciach, kluczowe staje się to, jak materiał współpracuje z geometrią. Cieńszy papier łatwiej przyjmuje precyzyjne zagięcia, mniej “walczy” z kształtem narzuconym mu przez wzór i lepiej rozkłada naprężenia na całej powierzchni. W efekcie cała struktura zachowuje się jak przemyślany układ nośny, a nie jak zestaw przypadkowo poskładanych ścianek.
To odkrycie ma bardzo przyziemne konsekwencje, bo jeśli w przyszłości powstaną modułowe schronienia oparte na podobnych zasadach, to można będzie wykorzystywać tanie, powszechnie dostępne materiały, zamiast polegać wyłącznie na drogich, specjalistycznych kompozytach. W sytuacji kryzysowej liczy się nie tylko to, jak mocny jest pojedynczy element, ale ile takich elementów da się szybko wyprodukować, przetransportować i zmontować. Lżejszy, prostszy materiał, który nie wymaga zaawansowanych technologii, by spełnić swoje zadanie, ma tu ogromną przewagę.
Realne nadzieje i zdrowe wątpliwości
Projekt nastolatka jest bez wątpienia imponujący. Pokazuje, jak dziecięca ciekawość, połączona z metodologią naukową, może prowadzić do konkretnych odkryć. Pomysł wykorzystania prostych, tanie materiałów do budowy tymczasowych schronień jest nie tylko genialny w swojej prostocie, ale też niezwykle praktyczny. Warto jednak zachować pewien dystans co do potencjalnego zastosowania takich struktur z papieru, bo eksperymenty zostały przeprowadzone w kontrolowanych, laboratoryjnych warunkach.
Czytaj też: Ścieli rachunki o ponad połowę. Jedna pompa ciepła to przeżytek na tle tej “prywatnej elektrowni”
Przejście od papierowego modelu do pełnowymiarowego, odpornego na deszcz i wiatr schronienia, to długa i skomplikowana droga wymagająca współpracy z inżynierami materiałowymi i architektami. Koszty produkcji, trwałość w prawdziwych warunkach atmosferycznych oraz logistyka dystrybucji to wyzwania, które pogrzebały już nie jeden innowacyjny pomysł. Nie zmienia to jednak faktu, że praca Milesa Wu daje realną nadzieję na bardziej efektywne i tańsze rozwiązania w zarządzaniu kryzysowym. To doskonały przykład na to, że czasem najprostsze pomysły, wywodzące się z pasji, mają największy potencjał.