Mechanizm net-meteringu, potocznie nazywany systemem opustów, przez piętnaście lat zapewniał prosumentom możliwość oddawania nadwyżek energii do sieci i późniejszego ich odbierania w atrakcyjnych proporcjach. Działa to jak wirtualny magazyn energii, w ramach to którego właściciel paneli może “zdeponować” nadmiar prądu w słoneczny dzień i “wypłacić” go wieczorem lub podczas pochmurnej zimy. Jednak za nieco ponad pięć lat komfortowy system może po prostu przestać istnieć. Problem dotyczy nie tylko garstki prosumentów, ale potencjalnie setek tysięcy gospodarstw domowych, które uwierzyły w ideę energetyki obywatelskiej. Tak wielki brak przejrzystych regulacji na przyszłość może zachwiać zaufaniem do całego sektora, który obecnie skupia ponad 1,5 miliona instalacji w naszym kraju.
Fotowoltaiczny przywilej prędzej czy później wygaśnie… a co później?
W przypadku net-meteringu zasady są proste i korzystne dla każdego prosumenta. Za każdą kilowatogodzinę oddaną do sieci właściciel fotowoltaiki odbiera 0,8 kWh w przypadku instalacji do 10 kW mocy lub 0,7 kWh dla większych systemów o mocy od 10 do 50 kW. Zgromadzone nadwyżki mają jednak ograniczony termin ważności, bo muszą zostać wykorzystane w ciągu dwunastu miesięcy, w przeciwnym razie po prostu przepadają. Pierwsi prosumenci, którzy skorzystali z tego systemu w 2016 roku, otrzymali gwarancję piętnastoletniego okresu ochronnego, a okres ten wygaśnie dla nich już w 2031 roku. Naturalnie każdy prosument zostanie pozbawiony tego benefitu zależnie od momentu, w którym wprowadził pierwszą energię do sieci, ale nastąpi to nie później niż 30 czerwca 2039 roku.

Niepokojący jest fakt, że ministerstwo odpowiedzialne za tę sferę obecnie nie prowadzi prac legislacyjnych dotyczących rozwiązań po zakończeniu okresu net-meteringu. Czy więc każdy zostanie przełączony na net-billing? Resort zapowiada jedynie, że kwestia będzie przedmiotem analiz w kolejnych latach, a ewentualne zmiany zostaną ogłoszone z odpowiednim wyprzedzeniem. Taka postawa budzi uzasadnione obawy wśród ekspertów rynku energetycznego. Brak oficjalnego mechanizmu automatycznego przedłużania umów sugeruje, że prosumenci mogą zostać pozostawieni sami sobie. W najczarniejszym scenariuszu stracą możliwość oddawania energii do sieci, a to drastycznie obniży opłacalność ich inwestycji.
Czytaj też: Rok 2025 przyniesie pierwszy od dekady spadek przyrostu mocy słonecznych w UE. Nasycenie rynku zaczyna być widoczne
Skala tego problemu może być ogromna, bo na koniec marca 2025 roku w Polsce funkcjonowało już ponad 1,5 miliona instalacji prosumenckich. Sektor fotowoltaiczny zresztą dynamicznie rośnie, notując kilkaset tysięcy nowych przyłączeń rocznie. Niepewność prawna może jednak zachwiać zaufaniem nie tylko obecnych, ale i przyszłych inwestorów. Brak jasnych perspektyw po 2031 roku to coś więcej niż tylko problem techniczny czy prawny. To potencjalne uderzenie w samą ideę energetyki obywatelskiej, która miała uczynić Polaków aktywnymi uczestnikami transformacji energetycznej, a nie tylko biernymi odbiorcami prądu.
Brak równie korzystnej alternatywy dla net-meteringu uderzy nie tylko w kieszeń
Prosumenci, którzy zainwestowali dziesiątki tysięcy złotych w panele słoneczne, liczyli na stabilne warunki przez cały okres eksploatacji instalacji, który zwykle wynosi 20-25 lat. Jeśli po piętnastu latach stracą możliwość korzystnego rozliczania nadwyżek, to zwrot z inwestycji może okazać się znacznie niższy od pierwotnych założeń. Rozwój rynku fotowoltaicznego w Polsce w dużej mierze opierał się na atrakcyjności net-meteringu. Bez czytelnych gwarancji na przyszłość potencjalni inwestorzy mogą zacząć wahać się przed zakupem instalacji fotowoltaiki, co naturalnie zahamuje rozwój odnawialnych źródeł energii. Widać to po nowych instalacjach, które od 2022 roku są rozliczane według zasad net-billingu.

Czytaj też: 200 razy szybsza produkcja i 99% niższe koszty. Japończycy znaleźli sposób na masową produkcję perowskitów
Rząd ma jeszcze sześć lat na wypracowanie rozwiązań, które pogodzą interesy prosumentów z potrzebami stabilności sieci energetycznej. Czy wykorzysta ten czas, czy pozostawi pierwszy milion polskich prosumentów bez jasnych perspektyw? To okaże się niebawem, ale warto już teraz śledzić tę sprawę, bo dotyczy ona nie tylko posiadaczy paneli, ale przyszłości całej energetyki rozproszonej w naszym kraju.