Och, oczywiście, że będzie coraz więcej asystentów, kreatorów, animowanych spinaczy, gadających myszy i śpiewających drukarek, które będą łopatologicznie tłumaczyły, co należy zrobić i dlaczego, a najbardziej skomplikowane operacje będą wykonywały same bez pytania. Wszystko to będzie działało świetnie… dopóki się nie popsuje. Wtedy nagle rozleniwiony właściciel procesora dwunastej generacji, terrabajtowego dysku twardego i wyświetlacza od ściany do ściany zostanie sam na sam z dziesiątkami rejestrów, podkatalogów systemowych, plików konfiguracyjnych różnego rodzaju i innych cyberupiorów, które nagle wyskoczyły jak diabeł z pudełka. Z zazdrością wspomni wtedy opowieści dziadka o czasach “C:”, kiedy programy mieściły się w jednym katalogu i po prostu działały albo nie.
Informatyka z racji swego błyskawicznego rozwoju skazana jest na pojawianie się błędów i niezależne jest to od solidności producentów soft- i hardware’u. Nie rozgrzeszam tu autorów programów, którzy przez lata nie mogą uporać się z tymi samymi błędami, myślę raczej o nieuchronnych, wzajemnych konfliktach programów, sterowników i sprzętu. Jeśli dzisiaj mamy 8 typów procesorów, kilkudziesięciu producentów płyt głównych oraz Bóg wie ile modeli kart dźwiękowych, graficznych i CD-ROMów, to pojawianie się niezgodności między nimi jest nieuchronne. Ilość możliwych kombinacji ulega spotęgowaniu, gdy doliczy się różne wersje sterowników, a coraz częściej dochodzą jeszcze akceleratory 3D i modemy, które też wprowadzają się z własnym oprogramowaniem, zajmują przerwania i powiększają ryzyko zadziałania któregoś z praw Murphy’ego. Jeśli ktoś lekkomyślnie będzie chciał do tego wszystkiego zainstalować sobie jeszcze nagrywarkę CD-R opartą na SCSI, kartę video i sieciową, to namówienie całego dobytku do zgodnej współpracy graniczy ze sztuką magiczną. Ryzyko potencjalnego chaosu potęguje Internet, bo ściągnięcie i instalacja nowego, ulepszonego programu obsługi może skończyć się poważnymi problemami z działającym dotychczas bezawaryjnie systemem. Objawy “gryzienia się” podzespołów mogą być przy tym dużo bardziej subtelne niż trywialny błąd krytyczny. Szczęśliwym Czytelnikom, którzy dotąd nie wiedzą, o czym piszę, służę przykładem. Po instalacji demonstracyjnej wersji gry Deadly Tide generator poziomów w Diablo ustawiał zawsze ten sam układ korytarzy. Po wnikliwym śledztwie ustaliłem, że winę ponosi program instalacyjny Microsoftu, który bez pytania mnie o zgodę – w końcu on wie lepiej, czego ja potrzebuję – zainstalował mi nowy sterownik DirectX dla karty dźwiękowej. Moja karta dźwiękowa jest, owszem, zgodna z Microsoft Sound System, ale tylko poprzez własny program obsługi. Po “poprawce” dźwięk nawet był, ale nie działały mechanizmy generowania liczb losowych. Problem rozwiązałem już po kilku godzinach grzebania we wszelkich dostępnych ustawieniach, ale do dzisiaj nie rozumiem zależności między sterownikiem karty dźwiękowej a procedurami randomizacji.
Tego rodzaju “zabawnych” problemów spodziewać się należy również w przyszłości. Galop technologiczny powoduje, że normy nie nadążają za nowinkami z laboratoriów badawczych. Sami producenci zresztą w pogoni za deklasującymi konkurencję osiągami rezygnują ze ścisłego trzymania się standardów. Co może na to poradzić przeciętny użytkownik peceta? Z moich obserwacji wynika, że posiadacze komputerów dzielą się na dwie grupy: entuzjastów instalujących sobie radośnie siedem systemów operacyjnych naraz, najrzadziej raz w miesiącu formatujących dyski i zaczynających całą zabawę od początku oraz tych, którzy boją się, że jak coś nacisną, to na pewno zepsują i wpadają w panikę, gdy im “jakiś horror” (czyli tajemniczy wyraz “error”) wyskoczy na ekranie. Pierwsza grupa zawzięcie uczy się na własnych błędach, czyta od deski do deski prasę komputerową, a zwłaszcza działy podobne do chipowych “Zastosowań” i w przyszłości pewnie też poradzi sobie sama. Drudzy – wąscy specjaliści od czterech klawiszy i jednego programu, skazani będą na telefon do informatyka-domokrążcy, który będzie “panem Jasiem Złotą Rączką” ery powszechnej informatyzacji. W której grupie Ty będziesz, Drogi Czytelniku? Jeśli jesteś stałym czytelnikiem CHIP-a, to masz szansę pozostać niezależnym. Jeśli starczy Ci zapału i cierpliwości, by śledzić wszelkie “tipsy i tricki”, zmagać się z kaprysami wersji beta i bez wytchnienia gnać w peletonie za uciekającym w szalonym tempie liderem z napisem “informatyczne dzisiaj” na koszulce…
Piotr Dębek jest doktorantem filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim