Linux się powiesił? A to ciekawostka – nigdy czegoś takiego nie widziałem… Co innego w Windows – tam mam to na co dzień…
Lato zapowiadało się zupełnie nieźle (przez gęste chmury zaczynało nawet prześwitywać słońce), gdy nagle ktoś przyniósł z pokoju obok straszliwą wieść: Marcin “sadza” Linuksa. Powiało grozą.
Spodziewałem się pewnych perturbacji – w końcu każda osoba rozpoczynająca przygodę z czymkolwiek, co nowe, przeżywa ciężkie chwile. Trudno jednak nie zauważyć, że z pamiętnika mojego redakcyjnego kolegi (patrz: 2202) dałoby się utoczyć spory antałek jadu, nie gorszego niż u żmii. Pozwól zatem, Marcinie, że ustosunkuję się do najważniejszych – jak mi się zdaje – poruszanych przez Ciebie zagadnień.
Problem 1:
“wodotryski”. Mam nieodparte wrażenie, że mylisz nadmiar opcji z elastycznością konfiguracji. To, że w Linuksie wszystko możesz skonfigurować, jest przecież zaletą. Aby zrobić z Okienkami Microsoftu to, co każdy może zdziałać np. z pulpitem KDE, trzeba by chyba być samym Billem Gatesem. Poza tym – któż każe Ci używać KDE? Wybierz coś dla siebie spomiędzy kilkunastu innych menedżerów Okien. Że niby zbyt proste, nie tak ładne? Zastanów się dobrze, czego naprawdę potrzebujesz.
Problem 2:
“skaczący” Xmms. Rzeczywiście, okienko Xmmsa w niektórych sytuacjach nieco “przeskakuje” podczas przeciągania. I co z tego – pytam? Znam gorsze “wpadki programistyczne” – Winampowi np. zdarzają się przerwy w odtwarzaniu utworu. Aha, dla wyjaśnienia – Xmms nie jest kopią Winampa. Gdybyś poświęcił temu pierwszemu kilka minut, dowiedziałbyś się, że okienko, które zobaczyłeś, jest jednym z wielu interfejsów użytkownika. Poza tym przez “kopię” rozumiem kradzież kodu – a tę dziedzinę opensource’owi programiści starają się pozostawiać innym.
Problem 3:
LILO i okolice. No, tu się nie popisałeś. Nie rozumiem, dlaczego powtórnie instalowałeś system, skoro usunąłeś tylko bootmanagera, który nijak nie wpływa na pracę całości? Podobnie zresztą postąpiłeś w przypadku sterowników karty graficznej. Czyżby nawyki z Windows, gdzie podstawową radą na wszelkie problemy jest “czystka” na dysku twardym? Błąd! Już widzę ucieszone miny użytkowników dowolnego Uniksa, gdy zobaczą relację z Twojej walki…
Problem 4:
pryszcze. Znów nie bardzo wiem, o co chodzi. Czyżby Torvalds, Cox czy Stallman ukrywali na plecach wstydliwe czyraki? Ach, a może uważasz za nieodpowiedzialnych małolatów grupy zawodowych programistów zatrudnianych przez takie firmy, jak RedHat, Trolltech czy IBM? Jeśli tak, to mogę powiedzieć tylko jedno – jest mi przykro. Zgadnij, dlaczego.
Piszę niniejszy tekst… używając kedita. W Twoim mniemaniu, Marcinie, to coś jeszcze gorszego niż KWrite. Do napisania artykułu w zupełności jednak wystarcza, “waży” jakieś 300 KB i nie kosztuje nic. Jeśli będę musiał napisać podanie o pracę, skorzystam z równie darmowego StarOffice’a. Do Worda i Excela zaglądam tylko wtedy, gdy muszę pomóc zrozpaczonemu czytelnikowi, którego przerósł mechanizm korespondencji seryjnej czy tabel przestawnych.
Używaną dystrybucję Linuksa pobrałem z Sieci. Na dwóch krążkach CD mieści się m.in. stabilny system wraz z programami narzędziowymi, kilka środowisk okienkowych, zbiór narzędzi biurowych i internetowych. Uaktualnienia systemu znajduję w Sieci, a z wirusów po prostu się śmieję. Jeśli czegoś nawet nie ma na płytach, zawsze na świecie znajdzie się ktoś, kto podzieli się ze mną wynikami swojej pracy i doświadczeniami. I jest mi z tym dobrze. Jedyną rzeczą, która może mnie powstrzymać od wyrzucenia z dysku Windows, są gry. Cóż, może kiedyś nastaną w końcu czasy, gdy do zabawy będą służyły konsole.
Kupując Windows, muszę się poddać “spiskowi dziejowemu” producentów sprzętu i softu – spróbuj uruchomić XP (to podobno od eXPeriment) na Pentium 100. Tymczasem Linuksa mogę zawsze skonfigurować tak, że będzie przyzwoicie działał nawet na 486. I żaden kreator nie będzie próbował mi udowodnić, że wie lepiej ode mnie, jaką mam myszkę. Taki właśnie jest ten system – prawdziwy i elastyczny do granic możliwości. A że nie dla każdego – cóż, takie jest życie. Ja naprawdę nie widzę powodu, żeby wyśmiewać kogoś, kto używa Windows, Linuksa, BeOS-a, QNX-a czy czegokolwiek innego. Jego wybór i chwała mu, jeśli dokonał go sam, a nie poddał się reklamie wiszącej na wszystkich płotach. Co się zaś tyczy łatwości obsługi – uważam to za kwestię gustu. Jestem przekonany, że statystyczna gospodyni domowa, nie znająca żadnego systemu, będzie miała takie same problemy z obsługą Windows co Linuksa.
Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym problemie związanym z Windows, Linuksem i oprogramowaniem ogólnie. Jest nim nasza niechlubna przeszłość, w której kradło się wszędzie i wszystko. I to nam zostało – niejeden z nas, Polaków, zastanowiłby się poważnie nad wyborem narzędzi pracy i zabawy, gdyby musiał wydać dwie wypłaty na system operacyjny, a trzy kolejne na “cudowny” pakiet biurowy. I tak co rok czy dwa lata – bo przecież trzeba mieć wszystko “najszybsze, najlepsze i najbardziej przyjazne dla użytkownika”. Wiadomo – jest giełda i Internet, ale kiedyś trzeba w końcu dorosnąć. Może już czas?
—
Grzegorz Dąbrowski, redaktor działu Porady. Urodzony opozycjonista, testuje swoje teorie na redakcyjnych lamerach. | ![]() |
—
Poglądy prezentowane na łamach kolumny Felieton nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji. |