"zielonych". I mimo raczej minorowych nastrojów firm próbujących robić interes na oprogramowaniu Open Source, jego wzrok padł na… Linuksa.
Nie, Robertson nie jest pacjentem żadnego zakładu zamkniętego. Jego pomysł jest prosty i przez to niemalże genialny
– połączyć niezawodność Linuksa z łatwością obsługi oraz ogromną liczbą aplikacji Windows. Całość chce opatrzyć sprytną nazwą LindowsOS, zapakować w pudełko i zacząć sprzedawać za około 100 dolarów. Dla zwolenników Pingwina to dużo, dla
"szklarzy" – niewiele. No właśnie – ale czy ktokolwiek to kupi?
Istnieją takie szanse, ale musi być spełniony podstawowy warunek całej zabawy
– aplikacje, przede wszystkim biurowe, muszą bezbłędnie działać w nowym systemie. Prosty powinien być także proces instalacji oprogramowania. Premiera systemu ma nastąpić jeszcze w tym roku
– na razie Lindows wciąż nie dorobił się "mocnej" bety. Pierwsze wrażenia osób, które miały kontakt z powstającym
"oesem", nie są zachwycające – programy znikają bez śladu lub nie dają się uruchomić. Pamiętać jednak należy, że 20-osobowy zespół nadal pracuje i podobno robi postępy, a szef firmy już przesiadł się na nowy system.
Ciekawostką jest, że zaznajomienie się z powstającym
"rewolucyjnym" produktem nie jest zbyt proste. Oczywiście – można, ale tylko stając się tzw. Insiderem, czyli osobą, która wspomagać będzie opracowywanie systemu
– przesyłając informacje o błędach, kłopotach z programami itp. Insider to nie byle kto
– zostaje się nim tylko na rok, bo później… kończy się opłata za bycie Pomocnikiem. Mówiąc wprost
– żeby zaznajomić się z pre-betą Lindows, trzeba zapłacić 100 dolarów. Prawda, że Mr. Robertson ma zmysł do interesów?
Jego cel jest jasno określony – to użytkownicy Windows, którzy nie chcą rezygnować z biurowego oprogramowania Microsoftu, ale chętnie jednak rozstaliby się z Okienkami. W pierwszej wersji LindowsOS nie przewiduje się kompatybilności z grami
– niektóre mogą działać, ale to nie graczy chce skusić szef Lindows.com (cóż, podrobienie DirectX pod Linuksem nie jest zadaniem prostym…).
A co na to Microsoft? Na razie podał Lindows.com do sądu za rzekome mącenie w głowie użytkownikom. Podobno nazwa nowego systemu może się komuś pomylić z Windows. Procesu raczej nie wygra, ale czy będzie to jedyna kłoda rzucona pod nogi Robertsona, tego nie wie zapewne nawet sam Gates.