O co chodzi?
Dlaczego tak się dzieje, że rynek usług telekomunikacyjnych, tak prężny w przypadku telefonii przenośnej, nie wykazuje oznak ożywienia w sektorze telefonii stacjonarnej? Powodów jest kilka. Pierwszy to atak trzech równorzędnych względem siebie operatorów telefonii komórkowej, którzy oferowali coraz bardziej konkurencyjne taryfy (włącznie z usługą bezabonamentową, z której skorzystać mogły osoby o niższym uposażeniu) i coraz więcej usług – pocztę głosową, serwisy informacyjne, wysyłanie i odbieranie wiadomości tekstowych, WAP etc. Ofensywa Polkomtela, Centertela oraz Ery zbiegła się w czasie ze wzrastającym bezrobociem i stagnacją gospodarczą w Polsce. Wielu abonentów telefonii stacjonarnej rezygnowało więc z usług TP SA, wybierając tańsze, wygodniejsze i oferujące więcej możliwości propozycje operatorów telefonii komórkowej. Dość powiedzieć, że aż pół miliona abonentów TP SA wypowiedziało w zeszłym roku umowy lub zostało odciętych od świadczenia usług na skutek niezapłaconych zaległych rachunków.
Drugim powodem załamania się rynku telefonii stacjonarnej była postawa samej TP SA, która najwyraźniej uznała, iż ze względu na nasycenie rynk nie ma sensu szukać nowych klientów. Na efekty takiego rozumowania nie trzeba było długo czekać: w 2001 roku liczba nowych umów była aż pięciokrotnie mniejsza niż w latach poprzednich. Jeśli dodać do tego niesławną podwyżkę opłat za korzystanie z usług telekomunikacyjnego giganta w maju 2001 roku, to trudno nie dojść do wniosku, że TP SA wciąż traktuje swoich klientów jako zło konieczne.