Do dzieła!

Z reklam edytorów HTML-a i generatorów witryn WWW dowiemy się, “strony WWW może tworzyć każdy”. Czy rzeczywiście każdy użytkownik komputera może w ciągu pięciu minut zaprojektować i umieścić w katalogu serwera swoją elektroniczną wizytówkę?

Odpowiedź brzmi: “i tak, i nie”. Jak zwykle w podobnych przypadkach możemy zdać się na automat, który poprosi nas o wpisanie danych personalnych, krótkiego dossier, wyszukanie na dysku zeskanowanego zdjęcia rodziny i psa, a następnie “wypluje” standardowy dokument nr 28. Wielu osobom strona taka zupełnie wystarczy i spełni doskonale swoje podstawowe, informacyjne zadanie. Należy się jednak liczyć z tym, że będzie ona raczej uboga graficznie, trudno modyfikowalna i zazwyczaj nijaka. Jeśli zależy nam na odciśnięciu niepowtarzalnego piętna na zawartości Sieci, musimy podejść do sprawy nieco inaczej.

Pierwszym koniecznym krokiem jest dobry pomysł na wygląd strony. W jego znalezieniu pomogą z pewnością odręczne szkice czy makiety wykonane w dowolnym programie graficznym. Gdy przemyślimy już dokładnie ideę serwisu, będziemy mogli zacząć szukać narzędzia do jego realizacji.

Narzędzie przerasta artystę

Wybór początkujących webmasterów padnie zapewne na jeden z multimedialnych “kombajnów”, takich jak Macromedia Dreamweaver czy Adobe GoLive!. Pozwalają one na graficzną (tzn. przeprowadzaną w trybie WYSIWYG) edycję zawartości witryny, zarządzanie potężnymi projektami webmasterskimi, zagnieżdżanie w tworzonych stronach dowolnych elementów graficznych czy dźwiękowych, edycję skryptów serwerowych, łatwy dostęp do baz danych… Chwileczkę, czy rzeczywiście potrzebujemy tego wszystkiego, aby utworzyć nieskomplikowaną stronę, poświęconą np. amatorskiej hodowli kaktusów? Chyba nie, tym bardziej że obsługa dobrego (a więc zazwyczaj skomplikowanego) narzędzia wcale nie jest tak prosta, jak próbują nam to wmówić specjaliści od marketingu.

Czym zatem posłużyć się podczas tworzenia pierwszej w życiu strony WWW? Edytorem tekstu? Owszem, można. Microsoft Word, StarWriter Suna czy np. KWord z linuksowego pakietu KOffice udostępniają opcję zapisu tworzonego dokumentu do postaci HTML. Zazwyczaj funkcja taka działa zupełnie nieźle – możemy bez kłopotu tworzyć tabele, osadzać obrazki itd. Problemy zaczynają się w dwóch przypadkach: gdy nasza witryna ma zawierać kilka czy kilkanaście stron (kłopotliwe zarządzanie projektem) albo wtedy, kiedy zajrzymy do utworzonego przez edytor pliku. Zazwyczaj jest on straszliwie “zaśmiecony” nie do końca potrzebnymi znacznikami i definicjami stylów, nie zawsze zgodny z obowiązującymi w Sieci standardami itd. Edytorami możemy się więc czasem posłużyć, zalecana jest jednak ostrożność, jeśli chodzi o ich bardziej intensywne wykorzystywanie.

Dobrym rozwiązaniem może być użycie jednego z licznych popularnych edytorów HTML-a (piszemy o nich w teście na str. 28). Oferują one sporo funkcji, ułatwiając znacznie edycję dokumentów przeznaczonych do publikacji na stronach WWW (kolorują kod HTML-a, generują typowe elementy stron itd.). Jednocześnie zakres dostępnych funkcji nie przekracza potrzeb przeciętnego webmastera, nie musimy więc płacić za niepotrzebne nam opcje. Warto zauważyć, że wiele niezłych edytorów HTML można pobrać z Internetu i używać za darmo.

Więcej:bezcatnews