To, co dla nas jest chlebem powszednim, wtedy było nie lada zaskoczeniem. Nie zapominajmy, iż pierwsze komputery skonstruowane w latach 40. były mechaniczno-elektryczne. Ich programowanie polegało z grubsza na przełączaniu kabelków, a naprawianie na wyszukiwaniu wśród tysiąca lamp próżniowych jednej uszkodzonej.
Ewolucja interfejsu
Później wkroczyły karty perforowane z wycięciami odpowiadającymi instrukcjom języka maszynowego, a następnie nastała era terminala w oryginalnym tego słowa znaczeniu – maszyny do pisania, będącej urządzeniem wejściowym, i drukarki mozolnie “wypluwającej” kolejne odpowiedzi komputera. Dopiero w latach sześćdziesiątych na scenę weszły monitory, chociaż zasada przetwarzania komend “linijka po linijce” pozostała taka sama i spotykamy ją do dziś w postaci linii poleceń.
Każda z przedstawionych generacji interfejsów umożliwiała wygodniejsze korzystanie z komputera. Użytkownikami pierwszych maszyn byli właściwie tylko ich twórcy, później dołączyli do nich eksperci, a następnie – dzięki interfejsom pełnotekstowym (znanym chociażby z Nortona Commandera) – z programów mogli korzystać także bardziej zaawansowani “niekomputerowcy”. Prawdziwa rewolucja miała jednak dopiero nastąpić.
Biurko na ekranie
W 1973 roku w legendarnym laboratorium Xeroksa w Palo Alto powstała prototypowa maszyna Alto, która doczekała się z czasem pierwszego kompleksowego interfejsu graficznego, zrealizowanego osiem lat później w komercyjnym produkcie Star. Interfejs Xerox Alto/Star bazował na osiągnięciach Sutherlanda i Engelbarta, ale znacznie je rozwijał, wprowadzając pojęcia i założenia, które goszczą w naszych komputerach do dziś.
Przede wszystkim wynalazcy z Xeroksa zastosowali bardzo skuteczny zabieg, polegający na porównaniu ekranu komputera do powierzchni biurka. Skoro właściwie każdy wie, jak “obsługiwać” biurko i jak wyglądają dokumenty oraz przechowujące je teczki, to czemu nie wykorzystać tej wiedzy i nie uprościć korzystania z komputera?
W ten sposób powstała tzw. metafora biurka. Na ekranie znalazły się pulpit z teczkami i kartkami, kalkulator, a nawet kosz na śmieci… W przypadku dawnych systemów bardziej dbano o zwizualizowanie rzeczywistych przedmiotów niż obecnie – aby np. stworzyć nowy dokument, odrywało się nową kartkę z wirtualnego notatnika!
Co więcej, w przeciwieństwie do interfejsów tekstowych nie opisywaliśmy tego, co chcemy robić, a po prostu wskazywaliśmy myszką element na ekranie i manipulowaliśmy nim. Mniej naturalną kolejność “czynność > obiekt” (np. DEL *.*) zastąpił wariant “obiekt > czynność”. Nie trzeba się już było orientować w dziesiątkach trudnych do zapamiętania komend i ich parametrach – wystarczyło kliknąć wybrany obiekt, a dostępne opcje same pchały się pod kursor o charakterystycznym kształcie strzałki.
Korzystanie z komputera ułatwiły programy działające zgodnie z ideą WYSIWYG (What You See Is What You Get), czyli założeniem, że obraz na ekranie ma być identyczny z tym, co otrzymamy na wydruku. I znowu: w dzisiejszych czasach to naturalna sprawa, lecz dla każdego, kto próbował napisać coś estetycznego w tekstowym edytorze, udogodnienie to było na wagę złota.