Z dialerami jak z kobietami…

I wszyscy są zadowoleni – poza biednym (dosłownie i w przenośni) e-konsumentem. Co więcej, choć prawo wyraźnie staje po stronie tego ostatniego, nikt się za bardzo nie przejmuje uchwaleniem tak istotnej dla społeczeństwa informacyjnego ustawy z 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. z 2002 r., Nr 144, poz. 1204), która weszła w życie 10 marca br. Jest zresztą wiele starszych aktów prawnych, w świetle których nieuczciwe praktyki związane ze stosowaniem dialerów powinny być tępione przez odpowiednie organa, począwszy od prokuratury, a skończywszy na Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumenta.

Porno Harry Potter

W obliczu złej koniunktury gospodarczej i kompromitacji politycznej kolejnych rządów – “prawych” czy “lewych” – oraz walki o przekonanie społeczeństwa przed zbliżającym się referendum, że Unia wcale nie jest taka “be”, któż by się przejmował małą dziewczynką, która – zamiast zobaczyć w Internecie na jednym z polskich portali dodatkowe materiały o kultowym Harrym Potterze – zapoznała się niestety z wyjątkowo niebajkowymi “ptaszkami i pszczółkami”. Nie mniej szokujący był rachunek, jaki niebawem otrzymał od TP SA dziadek rzeczonej dziewczynki. Bo kuszące “polskie amatorki” nie poprzestały jedynie na wyświetleniu banerowej orgii wszelkich możliwych pozycji Kamasutry ze szczególnym uwzględnieniem tzw. “francuskich dziwactw”, ale potajemnie zainstalowały dialera internetowego. Od tej pory każda sesja internetowa – niezależnie od wywoływanych w przeglądarce treści – odbywała się za pośrednictwem drogiego połączenia z prefiksem 0-700…

W świetle powyższego co najmniej dziwił brak reakcji ze strony naszego operatora narodowego. Dopiero niedawno na stronie internetowej TP SA pojawiło się oświadczenie, w którym firma łaskawie przestrzega przed korzystaniem z dialerów, informując jednak przy tym, iż nie ponosi odpowiedzialności za ich użytkowanie. Pociechą w tym wszystkim może być za to fakt, iż – jak głosi to samo oświadczenie – TP SA zamierza podjąć działania prawne, które chroniłyby abonentów przed numerami z prefiksem 0-700.

Syndrom Forda T

A przecież w świetle obowiązującego w Polsce prawa stosowanie całej gamy podstępnych tricków, na które nie dadzą się nabrać tylko naprawdę doświadczeni internauci, jest nielegalne. W szczególności mam tu na myśli m.in. notoryczną praktykę ukrywania informacji o zasadach i kosztach usługi dostępu do “płatnych treści” gdzieś w mało widocznym miejscu, na przykład z boku planszy tytułowej dialera, której większą część zajmują zdjęcia z zachęcająco prężącymi się do nas w stroju Ewy dziewczynami. Wyjątkowo denerwujący jest też fakt, iż dialery bardzo często w ogóle nie reagują na komendy użytkownika – nawet kliknięcie przycisku Anuluj nie powoduje zaniechania instalacji. Dokładnie jak w klasycznym już dziś przypadku wyboru kolorów Forda T: “Może to być każdy kolor, pod warunkiem że będzie to kolor czarny”.

Teoretycznie, wobec globalnej plagi robienia internautów w przysłowiowe jajo, aktywnie powinien zareagować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta jako organ powołany do zapobiegania wynaturzeniom naszej młodocianej gospodarki kapitalistycznej. I faktycznie, wraz z pojawieniem się dobre pół roku temu na forum opinii publicznej pierwszych poważnych sygnałów o wzmożonej aktywności “mafii dialerowej”, działającej przy biernej akceptacji naszego narodowego operatora telekomunikacyjnego, UOik bardzo aktywnie oświadczył, iż “zajmie się tą sprawą”. I na tym mniej więcej skończyła się jego działalność.

Paragraf na dialery…

…można znaleźć. Przekonała się o tym niedawno jedna z prokuratur, która notorycznie odmawiała wszczęcia postępowania w opisanej powyżej sprawie “Porno-Pottera”. Bo przecież Internet to takie nie wiadomo co – jak tu stosować prawo, pod jakie paragrafy podciągnąć… Dziadek wspomnianej dziewczynki nie dawał jednak za wygraną i w końcu doprowadził do uruchomienia postępowania przygotowawczego w sprawie. Prokurator, przyznając mu ostatecznie rację, stwierdził, że rzeczywiście “chyba popełniono przestępstwo”, i z pewnym rozbawieniem nadmienił, iż nawet znalazł “podobną sprawę” w Internecie. Czy ten pseudoargument ma usprawiedliwiać zawodową ignorancję ludzi, którzy powinni ścigać tego typu przypadki, mając w ręku środki prawne w postaci odpowiednich paragrafów?

Ja natomiast uśmiecham się pod nosem, bo wspomniana przez rzeczonego prokuratora “podobna sprawa w Internecie” jest tą samą sprawą, którą sam opisałem w Sieci, po tym jak pokrzywdzeni przez “Hardego Pottera”, szukając pomocy, trafili do mnie jako specjalisty zajmującego się prawem komunikacji elektronicznej. Jak widać, świat jest mały, a prawo to nie kamień filozoficzny – trzeba je nie tyle odkrywać, co skutecznie stosować. A to jest psi obowiązek odpowiednich organów państwowych.

Poglądy prezentowane na łamach kolumny Felieton nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.

Więcej:bezcatnews