Naszedł rok 1995 i wspaniałe 386 stało się kupą złomu. Odzyskał z niego Entuzjasta kilka groszy, do których natychmiast dołożył nowych kilka i nabył “486” z osiemdziesięciomegahercowym procesorem, dyskiem 470 MB i 16 MB RAM-u. A że był legalistą, doszły koszty zakupu Windows 95 i stosownych aplikacji. Ta maszyna służyła Entuzjaście do 1997 roku. W tym czasie notatnik elektroniczny popełnił samobójstwo, grzebiąc wraz ze sobą bezcenne adresy i kontakty. Ból był tym razem niewielki, bo trafiła się Entuzjaście okazja – Atari Portfolio jakby nie patrzeć, prawdziwy komputer w kieszeni.
Krzemowa karuzela
Na miejsce przestarzałej “486” złożył Entuzjasta (bo nauczył się, że składak jest tańszy od gotowca) maszynę z Pentium MMX 166 MHz, jednogigabajtowym dyskiem, 64 MB RAM-u, grafiką na PCI, CD-ROM-em i drukarką atramentową. Dwa lata później, w 1999 roku, i ta konfiguracja padła ofiarą Postępu. W tym czasie Entuzjasta nie zaniedbywał komputerów przenośnych (nabył Poquet PC: cudo wyposażone w prawdziwe CGA mono, dwa sloty PCMCIA, a do tego zdolne do kilku dni pracy na dwóch paluszkach). W tym samym roku podłączył się do Internetu. Też zabolało – gdy przyszedł pierwszy rachunek za pracę modemu. Ale nasz Entuzjasta, doceniwszy zalety Sieci, pocieszył się, że jego średnio 300 PLN miesięcznie za “połączenia do sieci teleinformatycznych” to jeszcze nic w porównaniu z 500 PLN kolegi, który miał jeden z pierwszych sklepów internetowych i intensywnie go aktualizował.
500 MHz wystarczy?
W 1999 roku, gdy Postęp wydał wyrok śmierci na MMX-a, wyskrobał nasz bohater ekstrapieniążki i złożył pięćsetmegahercowe AMD z dwudziestogigabajtowym dyskiem i kartą graficzną na AGP. Jako że mu się finansowo poszczęściło, nabył też swój pierwszy PDA z Windows CE 2.0.
Postęp wymaga kosztów: potrzebował Entuzjasta komputera do swojej firmy. Zrealizował to, przy okazji stając się szczęśliwym użytkownikiem dwóch legalnych kopii Windows 98 (do domu i do biura). W microsoftowej promocji nabył też dwie licencje MS Office.
Rok 2000 był dla Entuzjasty pamiętny, gdyż sprawił on sobie telefon komórkowy. I to nie byle jaki, ale z modemem na podczerwień, aby i na swoim PDA w podróży mieć faks i pocztę elektroniczną. Sieć komórkowa, w której ów telefon działał, tylko zapiszczała z uciechy i wystawiła Entuzjaście stosowne rachunki.
Najsłabszym ogniwem Postępu okazał się w tym momencie kupiony niedawno PDA – nie miał slotu kart pamięci, a jego modem był powolny i zawodny. Zajęczał Entuzjasta cicho, ale kupił następny PDA, tym razem ze wszystkimi wymaganymi bajerami (mocno używany, nie najnowszy, ale względnie tanio). Poprzednim zaś zainteresowała się żona Entuzjasty i stwierdziła, że takie PDA to coś dla niej. Jednakże po samoistnym twardym resecie tego cuda, gdy jej dane poszły do informatycznego raju, zażądała od Entuzjasty czegoś bezpieczniejszego. Entuzjasta był małżonkiem troskliwym i kochającym. Kupił.
Rachunek za entuzjazm
A potem był kolejny “blaszak” i kolejne PDA, i dwie nowe komórki, w tym ostatnia z GPRS-em. Jednocześnie próbował Entuzjasta walki z Postępem: w roku 2003 znalazł providera internetowego tańszego niż TP SA, a gdy przyszło do odnowienia “cyrografu” u “komórkowców”, wziął dodatkowe impulsy zamiast nowego telefonu. Jeszcze później (w grudniu 2004 roku) poszedł Entuzjasta po rozum do głowy, podsumował pieniądze, jakie w ciągu czternastu lat wydał na sprzęt oraz na przepłacanie stacjonarnego i komórkowego okupanta telekomunikacyjnego, podzielił to przez liczbę miesięcy i wyszedł mu podatek od Postępu w wysokości 380 zł (słownie: trzysta osiemdziesiąt złotych), który płacił miesiąc w miesiąc przez trzynaście lat… A nasz bohater nie jest, z przyczyn głównie finansowych, najbardziej nawiedzonym maniakiem Postępu. Zamożniejsi i bardziej postępowi od niego znaleźli się w wyższym progu podatkowo-postępowym, z odpowiednio wyższą stawką miesięczną.
Czas rozsądku
Dziś Entuzjasta otrzeźwiał i przyhamował: ma od trzech lat tego samego “blaszaka” (Duron 800 MHz, HDD 40 GB, 256 MB RAM-u), od dwóch lat tego samego PDA, a z kosztami upgrade’u oprogramowania poradził sobie, instalując Linuksa. Ciekawe, jak długo oprze się agresji marketingowej, sprzętowej i programowej, zaprzęgniętej w służbę wciąż galopującego Postępu? I czy archeolodzy, odkopawszy po stuleciach dobrze zachowany dysk z zapisem historii Entuzjasty, zadumają się nad jego szaleństwem finansowym, tak jak my dziś dumamy nad kosztami uczt i podbojów dawno odeszłych królów?