Surfowanie w trakcie lotu oferują już dzisiaj maszyny Boeinga latające w barwach Lufthansy, Singapore Airlines oraz Korean Air. Pasażerowie mogą tam podłączyć swoje notebooki do gniazd ethernetowych lub korzystać z sieci bezprzewodowej 802.11b.
Zamachowiec z myszką
Potencjalny scenariusz ataku z wykorzystaniem pokładowego dostępu do Internetu wygląda następująco: terroryści na pokładzie jednej maszyny koordynują przez Sieć atak z kolegami lecącymi innymi samolotami, dzięki czemu siły policyjne nie mają czasu na reakcję między kolejnymi katastrofami. Ponadto zamachowcy siedzący w oddalonych od siebie miejscach na pokładzie tej samej maszyny łatwo wymieniają informacje, przekazują rozkazy i ostrzegają się – a wszystko to robią bez zwracania uwagi, siedząc wygodnie w fotelu i wpatrując się w ekran notebooka.
Urzędnicy odpowiedzialni za sprawy bezpieczeństwa domagają się także wprowadzenia zakazu instalacji urządzeń dostępowych w luku bagażowym, by uniemożliwić zdalne zdetonowanie bomby nadanej w paczce.
Bezpiecznie czy wygodnie?
Choć obawy amerykańskich specjalistów do spraw bezpieczeństwa mogą się wydawać przesadne, to trudno jednoznacznie wykluczyć takie ryzyko, biorąc pod uwagę pomysłowość, jaką do tej pory wykazali się islamscy ekstremiści. Z drugiej jednak strony nawoływanie do samoograniczania się w korzystaniu z nowoczesnych technologii jest z pewnością efektem, o którego wywołaniu marzą wychowankowie bin Ladena. Zmuszenie zachodnich społeczeństw do rezygnacji z wygód i zdobyczy techniki w imię bezpieczeństwa byłoby wielkim zwycięstwem terrorystów. Za takie należałoby też uznać zastąpienie demokracji elementami państwa policyjnego, w którym służby specjalne podsłuchują każdego pasażera samolotu.