Śpiący olbrzym
Tymczasem decyzje o wyborze systemu operacyjnego to proces ciągły – kupując nowy sprzęt czy stojąc przed koniecznością reinstalacji Okienek, w każdej minucie ktoś musi oprzeć się pokusie: a może spróbować Linuksa? Następuje wówczas szybka analiza plusów i minusów każdego systemu. To, że dziś w większości sytuacji zwyciężają Windows, nie znaczy, że tak samo będzie jutro. Dotychczasowemu liderowi nie przybywa zalet, gdy tymczasem pretendent z każdą edycją pozbywa się wad i – co jest chyba najistotniejsze – ma coraz lepszą prasę.
Powiedzmy sobie szczerze – rosnące szanse Linuksa nie wynikają z tego, że szybko goni on potentata, ale z tego, że ów nie ucieka. Odwlekająca się premiera Longhorna to prezent dla środowiska związanego z Wolnym Oprogramowaniem. Osobną kwestią jest, czy nowe Okienka będą atrakcyjne dla domowych “klikaczy”, skoro MS Office’owi przybywa funkcji przydatnych już nie tyle w małym biurze, co w dużej firmie.
Bogaci nie mogą się mylić
W codziennych wyborach użytkowników znaczenia nabiera też fakt, że w ciągu kilku lat Linux z zabawki dla geeków stał się marką znaną nawet wśród kompletnych laików. Tak jak modnie jest ponarzekać na Windows, tak w dobrym tonie jest pochwalić się wiedzą o zaletach – prawdziwych lub mitycznych – Pingwina. Z pewnością na masową świadomość miały wpływ decyzje znanych koncernów – od IBM-a, przez Novella, po HP i Della – o zaangażowaniu w prace nad Linuksem lub sprzedaży pecetów z tym systemem.
Mętna polityka licencyjna Microsoftu, zwłaszcza w odniesieniu do najpopularniejszych produktów OEM (patrz: $(LC119038:Wszystko o MS OEM)$, oraz $(LC122722:Licencje Microsoft OEM, cz. II)$), oraz dotykające użytkowników Outlooka plagi internetowych robaków nie poprawiają wizerunku koncernu. Jeśli gigant z Redmont nie ucieknie do przodu, to za jakiś czas będzie musiał tłumaczyć swoim klientom, dlaczego wybierając dwa podobne produkty, powinni sięgnąć po droższy. Jak w bajce Ezopa – zając może prześcignąć żółwia, ale musi wreszcie zacząć biec.