Linux: ukochana zmora geeków

O co więc chodzi z tym ciągłym stawianiem Linuksa (a przynajmniej ostatnio najbardziej reprezentatywnej jego dystrybucji, czyli Ubuntu) w szranki z Mac OS X i Windows 7? W gruncie rzeczy to szaleństwo, bo systemów operacyjnych IMHO porównywać się nie da. Co możemy im mierzyć? Wydajność, zależną przecież od sprzętu i sterowników? A może porównywać rozmiary jąder? Nawet tych obwód nie zawsze powinien być mierzony tą samą miarką. Bo jak porównać mikrojądra z jądrami hybrydowymi?

Użytkownicy różnorodnych systemów operacyjnych przyjmują najczęściej trzy pozy:

– nie ważne jaki system operacyjny, byleby działał

– mam OS, używam, spełnia moje potrzeby, gdyby nie spełniał – poprawie co trzeba lub zmienię na inny

– mam X (gdzie X to np. Linux, Windows, Mac OS) i nie zawaham się go użyć w dowolnym flamewarze

Aż dwukrotnie pojawia się opcja czysto użytkowego podejścia do OS. I właśnie tak powinno być, bowiem OS pełni dla nas funkcję czysto użytkową – ma działać, zarządzać sprzętem, dyskami, pamięcią, rozdzielać zasoby komputera pomiędzy poszczególnych użytkowników. Nic więcej, nic mniej. Owszem OS mógłby być darmowy, no ale zazwyczaj za coś trzeba wykarmić koderów, testerów i rozbudowany dział marketingu. Fascynacji i tak zrobią swoje, choć czasami ich sposób myślenia może być zupełnie niestrawny dla przeciętnego “klikaczu”. Mógłby być tańszy… ale ktoś do diabła musi utrzymywać wsparcie techniczne, musi łatać system w odpowiednio krótkim czasie. Więc – jeśli tylko skupimy się na wnioskach typu darmowe jest ok, a odpłatnie już nie – generalnie cała dyskusja i tak będzie zupełnie jałowa. Z resztą fanatycy tego typu to raczej margines, a ich poglądy często zakrawają o faszyzm, więc: powinny być zakazane. Najważniejsze przed nami, a więc:

To co uwielbiam w Linuksie:

– środowisko tekstowe, przy którym PowerShell kłania się nisko

– fakt, iż większą część zadań, zarówno użytkowych, jak i administracyjnych można wykonać za pośrednictwem terminala/SSH

– mogę skonfigurować środowisko do pracy dokładnie tak, jak lubię, choć będzie to wymagało niezłego grzebania w plikach konfiguracyjnych (a co tam, czasem sam proces dłubania w OS-ie jest zabawniejszy, niż efekt końcowy)

– ogromną dynamikę rozwoju oraz to, że Linux po zainstalowaniu po prostu ma większość niezbędnego do pracy softu

– stosunkowo łatwe kompilowanie brakujących paczek softu (no chyba, że jakiś wariat zapomniał o dołączeniu do dystrybucji GCC)

– idealnie sprawdza się w roli systemu ratunkowego odpalanego z pendrivea

To czego nie znoszę w Linuksie:

– niejednolity desktop – czasami siadając przed nową dystrybucją, nie wiem co zobaczę na ekranie

– początkujący użytkownik i tak zgubi się w setkach opcji i dziesiątkach poinstalowanych aplikacji

– zależności – jak czegoś brakuje, a nie wiesz jak to poprawić, to tylko telefon do admina Cię zbawi

– brakuje sterowników – masz w kompie jakąś niezwykła kartę dźwiękową – to sobei sam poradź!

– za mało dobrych gier

– niewiele przyzwoitego softu dla muzyków, choć część rzeczy da się załatać dzięki Wine (musiałem to wtrącić, wyjątek Renoise www.renoise.com, ale pod Windows też działa)

– ogólnie: mały wybór oprogramowania komercyjnego, znacznie mniejsza baza darmowego softu, niż w wypadku Windows

To co uwielbiam w Windows:

– da się oglądać dema (nie dema gier tylko te z Pouetu www.pouet.net)

– jest masa świetnego softu dla muzyków (Buzz i VSTi)

– producenci tworzą sterowniki do większości popularnych urządzeń, jeśli coś nie działa, zazwyczaj wystarczy ściągnąć odpowiednią instalkę

– Windows 7 nareszcie przyzwoicie wygląda i działa

To czego nie znoszę w Windows:

– rozrosło się toto aż do 7 GB, w których w sumie nie wiadomo co się pojawiło

– Windows łączy w sobie cechy systemu dla totalnie nieobytego z komputerami lusera z OS-em biznesowym, zarządzanym w sieci lokalnej – hybryda takiego podejścia do OS-a powoduje zupełnie niepotrzebne rozdwojenie jaźni

– Notatnik, o kurde!

– brak opcji wyboru wersji językowej w standardzie

– horrendalne ceny wersji pudełkowych (i tak wszyscy kupują OEM!)

O Mac OS X nie będę się wypowiadał, bo za mało z tego OS-a korzystałem.

Niezależnie od tego jak wiele napiszę – i tak dobiorę wyłącznie subiektywne cechy systemów operacyjnych, oglądane z punktu widzenia zwykłego użytkownika.

Znacznie ciekawiej jest gdy wypłynie się na nieco szersze wody, niż wieka trójka: Windows, Linux i Mac OS X. Bo czy wiecie, że:

System operacyjny #1, zgadnij jaki.

System operacyjny #1, zgadnij jaki.

– istnieje cos takiego jak RTOS, np., QNX – Pan Carl Sassenrath (odpowiadający za stworzenie pierwszych wersji Amiga OS – pierwszego desktopowego systemu z multitaskingiem) wciąż pracuje nad Rebolem – na Maca Mini G4 przeportowano niedawno MorphOS-a, kompatybilny z Amiga OS system operacyjny działający na procesorach PPC (komercyjny!)

– również komercyjny Amiga OS 4.x także rozwija się bez przeszkód, dzięki ugodzie pomiędzy Hyperionem, a Amiga Inc.

– stacja dysków 1541/1571 (ta od Commodore 64) – ma własny system operacyjny (podobnie, jak FDD 3000 i inne wynalazki z czasów 8-bitowców)

– istnieje wielozadaniowy system operacyjny działający na komputerach 8-bitowych. Zwie się Contiki, da się na nim sprawdzić pocztę i przeglądać strony WWW (może ktoś pożyczyć RR Net do C64? 🙂

 System operacyjny #2, zgadnij jaki.

System operacyjny #2, zgadnij jaki.

Niech uzupełnieniem do tego wpisu będą dwa załączone screenshoty – zgadnijcie jakie to OS-y.