Olympus Pen E-P1

Olympus PEN E-P1 to hołd złożony historii aparatów z lat 50-tych. Olympus PEN, którego premiera odbyła się w roku 1959, produkowany w różnych wersjach do początku lat 80-tych, był wzorcem optycznym współczesnego projektu PEN E-P1. Wyszedł z tego prosty aparat w srebrnej obudowie z wyraźnym zapożyczeniami wyglądu z bardzo dawnych czasów. To pierwsze, nostalgiczne wrażenie znika jednak po bliższym kontakcie.
Olympus Pen E-P1

Mały, ale bez wyszukiwarki 

PEN E-P1 jest pierwszym dziełem Olympusa z klasy mikro 4/3. To jest ogólny termin, który nie bardzo pasuje na określenie rodzaju aparatu-lustrzanki. Bierze się on stąd, że w układzie mikro 4/3 (Micro-Four-Thirds-System) brakuje podstawowych elementów aparatu lustrzanki, takich jak: składane lustro, od którego wywodzi się cała nazwa, oraz optyczna wyszukiwarka. Te części składowe zostały poświęcone na rzecz dążenia do większej miniaturyzacji. Projektanci Olympusa cały swój wysiłek skupili w PEN E-P1 właśnie na tym – aparat waży bez obiektywu jedynie 385 gram – nie ma tak lekkiego DSLR’a w naszym Rankingu.

Redukcja wagi doprowadziłoa jednak do dwóch innych drastycznych redukcji: nie ma ani elektronicznej przeglądarki, którą oferuje konkurecyjny model mikro 4/3 – Panasonic Lumix DMC-G1 – ani lampy błyskowej. Szczególnie doskwiera brak lampy przy szybkich zdjęciach w zmroku. Dobrze przygotowani fotografowie mogą w takiej sytuacji zamontować oddzielną, dostępną lampę FL-14 (za ok. 180 euro). Również optyczna przeglądarka (VF-1, za ok. 120 euro) jest dostępnym rozszerzeniem i można ją zamontować na prowadnicy lampy błyskowej.

Ostre obrazy, wolny fokus

Olympus zaprojektował dwa obiektywy z myślą o PEN E-P1: 17-milimetrowy pancake (1:2,8), do którego przystosowana optyczna przeglądarka  i obiektyw z zoomem o zakresie od 14  do 42 mm (1:3,5-5,6), którego używaliśmy w teście (ogniskowe zawsze o zakresie 34-28 do 84 mm w zależności od rozmiarów obrazu). Olympus oferuje przejściówkę do używania obiektywów układu 4/3.

Czujnik obrazu ma rozdzielczość 12,2 megapikseli. W laboratorium testowym aparat ten przekonuje szerokimi zakresami rozdzielczości: 2603×2593 pary linii na ISO 100 to wynik-klasa. Gdy czułość światła się podnosi, poziom rozdzielczości obniża się tylko nieznacznie. Dobre jest też tłumienie szumów, zaczynające się wprawdzie dość wysoko na ISO 100, lecz pozostaje na tym samym poziomie aż do wartości ISO 800. Odwzorowanie kolorów sprawdza się zarówno na automatycznym, jak i ręcznym balansie bieli. Podsumowując, jakość obrazu jest bardzo dobra.

Przy zdjęciach seryjnych PEN E-P1 wykazuje dobrą wydajność: 3,1 zdjęia na sek. to dobra wartość w tym przedziale cenowym. 20 zdjęć w serii zapisuje w formacie JPEG, tylko 12 w RAW. Ekspozycja lie-view trzęsie się jednak mocno podczas zapisywania zdjęć seryjnych. Trzeba przeczekać aż zapisze do końca przed robieniem kolejnych zdjęć. Autofokus pracuje wolno w porównaniu z obiektywem z zoomem: przerwa między ujęciami wynosi 1,3 sek. ręczne ustawianie ostrości jest dosyć męczące z powodu elektronicznego pierścienia ostrości.

Trudna na wstępie obsługa 

Ilość i rozmieszczenie elementów obsługi na PEN E-P1 przypomina bardziej aparat kompaktowy niż DSLR. Pierwsze odczucie jednak jest mylące: wszystkie istotne elementy są dostępne a na dole dwa kółka ustawień. Można zdefiniować funkcję pojedynczych elementów. Ta swoboda jest na początku jednak mało ergonomiczna. Menu oferuje bardzo szerokie możliwości ustawień, chociaż jego struktura wydaje się ogólnie nieprzejrzysta. Bez lektury podręcznika pierwsze sesje fotograficzne będą raczej nieudane.

Trzycalowy wyświetlacz odgrywa główną rolę w obsłudze aparatu. Ponieważ brakuje oddzielnej przeglądarki, jest to jedyna możliwości sterowania obrazem i motywami. Przypada do gustu dobry zakres kontrastu. Utrudnione jest jednak szczegółowe ustawianie ujęcia przy padających prosto promieniach słońca. W takich chwilach należy raczej polegać na automatyce. Rozdzielczość wyświetlacza 230000 pikseli wydaje się nam nieaktualna w tej klasie cenowej i dla tego formatu.

Dostępne Wideo HD 

Nowy procesor obrazu – TruePic V – sprawia, że PEN E-P1 nadaje się do nagrywania wideo HD. Nagrywane jest ono w rozdzielczości 1280×720 pikseli z szybkością 30 obrazów na sek., ale zapisywane jedynie w kompresji motion-JPEG. Plus: autofokus pracuje także w trakcie filmowania. Minus: pracuje on wolno i bardzo skacze. Dźwięk jest nagrywany w stereo, brakuje osobnego wejścia dla mikrofonu. Filtr artystyczny to sześć efektów obrazu, oszczędzających obróbki na komputerze, bo można je wykorzystywać przy nagrywaniu filmów. Wyjście HDMI do połączenia z telewizorem jest dostępne.

Podsumowanie 

Udał się Olympusowi powrót do czasów aparatów z przeszłości. Dużo błyszczącego metalu i klasyczne elementy obsługi dostarczają PEN E-P1 otoczki retro. Zakres funkcji jest na czasie, ale przy różnych sytuacjach ujęciowych daje się we znaki brak przeglądarki i lampy błyskowej. Jakość obrazu wypada dobrze dzięki wysokiej rozdzielczości i niskim szumom do wartości ISO 800. Jednak oczekiwalibyśmy płynniejszej obsługi i autofokusa.

Alternatywa

Ze względu na unikalny wygląd PEN E-P1, nie ma dla niego alternatywy – decyzja o zakupie tego aparatu wynika z sentymentu. Ale jeśli chcecie nabyć standardowy DSLR, Canona EOS 500D z obiektywem w zestawie dostaniecie już za 2600 zł. EOS 500D oferuje do tego trochę lepszą jakość obrazu i optyczną przeglądarkę.