O tym, jak Disney odmienił gry wyścigowe i czemu przemoc jest dobra

Kiedyś gry wyścigowe mnie o wiele bardziej pasjonowały, niż teraz. Pojawiały się nowe rozwiązania, możliwości, tryby rozgrywki. Na dodatek zawsze to były wyjątkowo ładne produkcje. Ale od pewnego czasu nikt już nie chce wynajdywać koła na nowo. Są pewne powiewy świeżości, ale to już w tym momencie kosmetyka. Nowego Need for Speeda czy Colina kupię na pewno w ciemno, ale zdecydowanie to nie to samo, co kiedyś.
Duża prędkość, duża ilość wybuchów... do pełni szczęścia tylko dużych biustów brakuje

Duża prędkość, duża ilość wybuchów… do pełni szczęścia tylko dużych biustów brakuje

Pojawiła się jednak jedna gra, wydana przez studia Walta Disney’a, dzięki której znowu możemy poczuć tę samą adrenalinę, co kiedyś. Split/Second: Velocity, bowiem o nim mowa, bazuje na wyjątkowo fajnym pomyśle. Mamy niedaleką przyszłość. Cały świat pasjonuje się nowym programem telewizyjnym Split/Second, który transmituje na żywo tzw. wyścigi ekstremalne. Co to oznacza? Ano to, że zawodnicy mają do swojej dyspozycji rozsiane po całym torze ładunki wybuchowe. Twój przeciwnik za bardzo daje ci w kość? Wysadź stojący nieopodal wieżowiec tak, by runął wprost na niego, sam omiń pobojowisko i zdobądź pierwsze miejsce. Pomysł może nie jest nowy, ale wykonanie cudowne. Bo faktycznie oprócz wybuchowych beczek czy ładunków dynamitu możemy rozwalić praktycznie wszystko (co skryptami przewidzieli programiści). Wyobraź sobie dramatyczny pojedynek na pasie startowym. Przepychacie się z przeciwnikiem, walczycie o prowadzenie. Jeden z was postanowił wykorzystać swojego PowerPlay’a (tak się nazywa detonowanie otoczenia). Pędzicie dalej, a tu nagle pojawia się efekt detonacji… lądujący Jumbo-Jet wybucha i zbacza z kursu na pas, na którym się znajdujecie. Dodajecie gazu, ale to wciąż za mało, samolot rozbija się tuż przed wami. Wirujące części, płonące silniki odrzutowe odbijają się od toru i lecą prosto na was. Używając małpiego refleksu i korzystając z farta jakoś ci się udaje przejechać przez sam środek katastrofy. Twój przeciwnik nie miał tyle szczęścia. Auto rozbite, odczekuje na respawn, spadając w międzyczasie na szóstą pozycję.

No właśnie, radosna destrukcja otoczenia na epicką skalę nie tylko cieszy oko (a grafika jest fenomenalna). W tej grze dynamika została zupełnie odmieniona. Detonować można rzeczy tylko przed sobą. Oznacza to, że im bliżej pierwszego miejsca, tym więcej przeciwników zechce ci utrudnić życie destrukcją rozsiewaną przed tobą. Będąc pierwszym nie ma czasu na odprężenie, bo ten drugi, trzeci i czwarty, chcąc cię dogonić, będą robili wszystko, by cię na parę sekund wyeliminować. A kraksa oznacza krótkie oczekiwanie na respawn, a przy wyścigach, gdzie liczą się ułamki sekund, można szybko spaść z pierwszego na środkowe czy nawet ostatnie miejsce. Przetasowania są więc ciągłe, a adrenalina się wręcz gotuje.

Disney i podległe mu studio Black Rock odwaliły kawał cudnej roboty. Fani symulacji nie mają tu czego szukać, model jazdy jest maksymalnie arkadowy. Ale cała reszta, nawet niekoniecznie jarająca się samochodówkami, na pewno będzie się dobrze bawić.