Nowa, (smutna) era gier wideo?

O Alanie Wake’u pisałem już spory czas temu, wychwalając tę grę pod niebiosa. Za wielki szacunek do gracza, za błyskotliwość, za klimat, za fabułę, no za wszystko praktycznie. Wróżyłem i życzyłem Wake’owi sukcesu. Dla mnie to było coś wielkiego. Autorzy również byli pewni swego: zapowiedzieli, że po zasłużonym odpoczynku biorą się za drugi sezon (narracja jest prowadzona w formie serialu, gra składała się z sześciu odcinków).
Goodnight, Alan...

Goodnight, Alan…

Wakacje dla Remedy musiały być jednak bardzo smutne. Wake, który powstawał sześć lat i kosztował majątek, sprzedał się w ilościach… śladowych. Pokonały go gry sportowe na Nintendo Wii, Red Dead Redemption (to akurat solidna, ambitna gra) i mordobicia i wrestlingi. Nikt już nie chce takich produkcji, jak Alan Wake.

Konsumpcjonizm trafił również w świat gier wideo. Nie wiem, czy wiecie, ale według badań, 60% graczy nigdy nie kończy zakupionych przez siebie gier. Nie dlatego, bo są kiepskie, ale dlatego, że chcą grać w coś innego. Chcą kupować, szybko się nudzą, szukają błyskotek (3D). Wciągnąć się w fabułę? Męczyć się nad zagadką dwa dni? W życiu nigdy! Jak zrobisz coś takiego, drogi programisto, nie licz, że ktokolwiek w to zagra. Poza prykami (a mam dopiero 26 lat…) takimi, jak ja, w jakiejś tam Polsce. Ma być szybko i efektownie.

Remedy w końcu to zrozumiało, widać to po dodatku The Signal. To dodatkowy odcinek, który opowiada wydarzenia tuż po skończeniu właściwego, pierwszego sezonu. Dodatek sam w sobie jest bardzo dobry. Mroczniejszy niż poprzednie, bardziej intensywny, psychodeliczny i pokręcony. O fabule nie będę opowiadał, bo za dużo spoilerów by było dla tych, którzy nie grali w “podstawkę” (a cliffhangery i niespodzianki są mocną stroną tej gry, szkoda psuć zabawę). Ale widać też w nim jedno: wszechobecne chwalenie się engine’em. Niektóre elementy są w nim serio zbędne, ale za to robią wrażenie z punktu widzenia technologicznego. Czasami wręcz ma się wrażenie, że storyline to tylko pretekst to popisywania się. To świadczy, moim zdaniem, o jednym: Remedy i Microsoft szykują się do licencjonowania engine’u. Gra najwyraźniej nie tylko nie okazała się hitem, a nawet nie pokryła astronomicznych wydatków na nią poniesionych.

Ciekaw jestem tylko kto to kupi. Bo do wrestlingu czy Mario Wii Sports Plus toto się nie nadaje. MMO są wciąż chodliwym towarem, a ten silnik by się sprawdził. Oznacza to jednak, że wkrótce nie będzie w co grać. Jasne, jest na co czekać, mnóstwo zapowiedzianych gier mnie jara. Ale czy w epoce kokainy w klubach i hamburgerów na obiad, braku czasu bo trzeba zapierniczać by spłacić kredyt, gry z duszą przetrwają? Patrząc na Microsoft Kinect, sprzedaż Alana Wake’a, Prince of Persia czy Split Second trochę się martwię…