Atomowa ruletka: recenzja Fallout New Vegas [Update: spolszczenie]

Fallout jest jak dobre wino. Choćbym próbował jakiegokolwiek rodzaju z szerokiego gatunkowego spektrum i tak nie znajdzie się nic o tak intensywnym i sugestywnym smaku. Smaku brudu, ludzkiego cierpienia, brutalnego świata, w którym jedynym prawem jest bezprawie, a jedynym relaksem śmierć. Zacząłem dość epicko i wzniośle, ale czy nie taki jest właśnie Fallout? To on tchnął życie w zrujnowane pustkowia i jednocześnie wlał nadzieje w serca oczekujących na RPG graczy.
Czy New Vegas to stary dobry Fallout? Czy wreszcie spodoba się hardkorowym fanom?
Czy New Vegas to stary dobry Fallout? Czy wreszcie spodoba się hardkorowym fanom?

Pierwsza styczność ze zdewastowanym światem miała miejsce w 1997 roku, druga rok po niej. Dziesięć lat później pojawiła się część trzecia stworzona i wydana przez Bethesdę. Beton jednogłośnie stwierdził, że to już nie to. Bo trzeci wymiar, bo bohater ma inny numerek na niebieskim uniformie, bo brakuje gekonów, a sama gra nie działa w turach. Zapewne po tej recenzji zostanę na stałe wpisany na czarną listę grupy skupionej wokół No Mutants Allowed, ale cóż – taka rola innowiercy. Najnowsza część gry zatytułowana Fallout New Vegas, zrobiona jest przez Obsidian Entertainment. Studio to wsławiło się głównie dzięki produkcji takich jak Star Wars Knights of the Old Republic II, Neverwinter Nights 2 czy Alpha Protocol. Można więc powiedzieć, że doświadczenie zebrane wcześniej zaowocuje. Udało to się połowicznie.

[Update] Wersja polska

Wersja polska jest dość ciekawym tworem. Jest to bowiem dzieło, które istnieje w Steamie jako zupełnie oddzielny produkt. Oznacza to, że osiągnięcia, których dokonamy w grze nie będą wliczały się w globalne osiągnięcia Steama i nie będzie można ich z nimi porównywać. Oczywiście nadal będziemy mogli przeglądać osiągnięcia naszych rodzimych graczy.

Spolszczenie dostępne jest tylko na PC i nie zapowiada się na nic, co by wskazywało na pojawienie się ojczystego języka na którejś z konsol. Trzeba tez przyznać, że rozmiar dialogów robi wrażenie. W całej grze jest ich mnóstwo – wydawać by się mogło, że nawet więcej niż w poprzedniej części. Tłumacze mieli więc pełne ręce roboty

Spolszczenie istnieje “tylko” w wersji kinowej. To nawet lepiej. Mimo, iż w poprzedniej części wypadło to całkiem przyzwoicie nie zawsze tak jest. Wszyscy pamiętamy niemrawe dialogi z innych gier RPG, czego najlepszym przykładem może być druga część Mass Effecta. Napisy zawsze można wyłączyć, a nic bardziej nie denerwuje niż bohater, który w obliczu nadchodzącego zagrożenia mówi głosem, który sugerowałby pewną czynność w toalecie. Wersja kinowa jest więc w obliczu takich produkcji wysoce uzasadniona.

Jeżeli chodzi o samą jakość spolszczenia po prostu nie ma się do czego przyczepić. Specjalnie przeszedłem cały główny wątek od początku i parę misji pobocznych, aby sprawdzić czy nie ma ubytku w dialogach. Moje poszukiwania nie przyniosły jednak zamierzonego skutku, bo w całej grze doszukałem się lepiej jednej literówki.

Co więcej, porównując nawet oryginalne dialogi z wersji angielskiej ich sens został zachowany dzięki czemu gra nie straciła niczego na klimacie. Miejscami nabrała nawet polskiego akcentu, ponieważ tłumacze wpletli parę “smaczków”, których odkrywanie jest bardzo miłe.

Ocena spolszczenia: 9+/10

Stary, ale masz kaloryfer!

Stary, ale masz kaloryfer!

Wstęp do artykułu nie jest przypadkowy. Tak właśnie można opisać przeżycia głównego bohatera. Na myśl przychodzi mi tylko porównanie z tymi, jakich doświadczył Jed Cooper w filmie Heng’em High z Clintem Eastwoodem w roli głównej. Słowem: zabili go i uciekł. A potem szukał zemsty.

Tak jest i tym razem. Nasz uroczy watażka popełnia największy błąd swojego życia: zatrudnia się w roli kuriera. Paczka, którą przewoził musiała być bardzo ważna skoro parę godzin później dziarsko przerzucał ziemię kopiąc sobie grób. Swoją drogą kto przejmowałby się zakopaniem zwłok w zniszczonym wojną atomową świecie, gdzie prawo praktycznie nie istnieje? Szybko okazuje się, że kula w głowie nie może przeszkodzić żadnemu kurierowi w dostarczeniu przesyłki! Robot z pobliskiej wioski zanosi ciało do lekarza, który szybko składa rannego w jedną całość.

Właśnie tutaj ustawiamy parametry początkowe naszej postaci: na początku imię i wygląd za pomocą rzeczy, która przypomina lusterko. Następnie podchodzimy do maszyny, gdzie wybieramy atrybuty w znanym z trzeciej części systemie S.P.E.C.I.A.L. Wszystko przypomina więc model kreowania bohatera znany nam z trzeciej części gry. Jedyną zmianą jest rezygnacja z testu G.O.A.T, który nie miałby sensu ze względu na fabułę. Zastąpiono go testem Rorschacha, który polega na skojarzeniach plam atramentu z różnymi rzeczami bądź wydarzeniami. W ten sposób rozdzielamy umiejętności czy przedzielamy perki. Trzeba przyznać, że taki początek bardziej przypadł mi do gustu, gdyż jeżeli chcemy rozpocząć grę od nowa, nie musimy przechodzić po raz kolejny znanych nam już etapów.

Kiedy doktorek zaopatrzy nas już w początkowy ekwipunek i PipBoy’a, czeka na nas nowy, wspaniały świat. Jeżeli chodzi o wielkość, mapa jest porównywalna do tej, którą mieliśmy okazję zobaczyć w “trójce”. Różnica polega na jej zagęszczeniu. Pustynia Mojave nie ucierpiała w wielkiej wojnie tak, jak to miało miejsce w przypadku innych dużych miast. W związku z tym co i rusz natrafiamy na jakąś faktorię, placówkę czy wioskę. Z największą troską twórcy potraktowali tytułowe Las Vegas. Klejnot hazardu nadal błyszczy na pustyni, zasilane wciąż działającą elektrownią. Miasto to tętni życiem. Po ulicach przechadzają się pijani przechodnie, potykający się o krawężniki, w kasynach ludzie grają w jednorękich bandytów, w ruletkę czy karty. Co więcej – tak, jak to miało miejsce w starej, dobrej dwójce – sami możemy spróbować swoich sił. Twórcy wymyślili też sposób na zniechęcenie graczy do ciągłego zapisywania i wczytywania gry w celu pozyskania gotówki. Oszust będzie musiał odczekać ponad minutę na ponowne “uruchomienie” stołu.

Sielskie miasteczko Goodsprings. To jednak tylko pozory

Sielskie miasteczko Goodsprings. To jednak tylko pozory

Główny wątek możemy przerwać w każdej chwili i wyruszyć na zwiedzanie świata. Questy, które przyjdzie nam wykonywać dzielą się na główne i poboczne. Zdawać by się mogło, że twórcy wpadali ze skrajności w skrajność. Wątki główne ciągną się godzinami, a niektóre poboczne nie trwają nawet pięciu minut. W dodatku te drugie nie były umieszczane na liście zadań w PipBoy’u. Jeżeli więc zostawiliśmy sobie jakąś misję na później, możemy już nie pamiętać niektórych faktów potrzebnych do jej wypełnienia.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to grafika. Co prawda w grze RPG nie ona jest kluczowym elementem, ale należałoby poprawić to i owo w stosunku do części trzeciej. Tego jednak nie uczyniono. Cała akcja toczy się na pustyni Mojave, a więc trudno tutaj o bujną roślinność, latające motylki i hasające po polanie kucyki Pony. Jest brudno, brązowo i brzydko, czyli tak jak być powinno. Nie wiem tylko czy to celowy zabieg czy po prostu lenistwo grafików, którzy mieli podane na tacy wcześniejsze dzieła Bethesdy.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki mniejszej pracy włożonej w grafikę, specjaliści z Obsidian mogli zająć się tym, co umieją najlepiej: układaniem historii. W Falloutcie 3 była ona – delikatnie mówiąc – nudna. Tutaj widać, że scenarzyści bardziej się postarali. W samym Las Vegas, jak i na pustyni Mojave władzę trzyma parę zorganizowanych grup. Są to nie tylko pospolici bandyci, ale także zorganizowane gangi, przedstawiciele New California Republic czy tzw. Caesar’s Legion czyli banda złożona ze świrów i łowców niewolników. Co ciekawe nie można wiecznie lawirować tak, aby wybrać mniejsze zło, bo nigdy nie przewidzimy przeszłości. Nawet, jeżeli kierowały nami szlachetne pobudki ich konsekwencje mogą być opłakane. Poza tym przyjdzie wreszcie czas na wybranie jednej ze stron. Wszak nikt nie jest kuloodporny i każdy potrzebuje kogoś do ochrony. To czy dana organizacja nas lubi czy nie możemy zobaczyć w naszych statystykach. Teraz reputacja ustalana jest nie tylko ogólnie, ale także dla każdej lokalizacji i formacji oddzielnie.

Oto koło za pomocą którego możemy wydawać rozkazy naszym towarzyszom broni

Oto koło za pomocą którego możemy wydawać rozkazy naszym towarzyszom broni

Dochodzimy nieuchronnie do kwestii towarzyszy. W grze bowiem może za nami podążać więcej niż jeden, a ich liczba zależy od modyfikatora charyzmy. Dodatkowo obdarzają nas przeróżnymi bonusami np. do broni palnych czy zakresu w jakim dostrzegamy wroga. W kontroli nad naszym mini-oddziałem pomoże nam specjalne koło komend. Niestety nie wiadomo kto tak naprawdę ma kogo ochraniać, ponieważ nasi kompani sami pchają się w krzyżowy ogień przeciwnika i padają jak muchy. To jednak dotyczy także komputerowych oponentów, którzy są na tyle głupi, by za każdym razem ślepo udać się za nami w pościg. Wystarczy tylko pojedynczo wywabić ich z grupy i wpakować serię w ten głupi łeb.

Inną wprowadzoną nowością są modyfikacje ekwipunku. Można zmieniać niemal każdy jego element. Do broni dodawać lunety, celowniki czy modyfikować amunicję, za pomocą palnika przygotować proszek leczniczy, stimpacka czy narkotyki, a z pomocą warsztatu zbudować minę czy granat. To tylko przykłady. Pełną listę dostępnych modyfikacji i składniki potrzebne do ich wykonania zobaczymy, gdy skorzystamy z danego przedmiotu.

Starzy wyjadacze także znajdą coś dla siebie. Jeżeli maksymalny poziom trudności okaże się niewystarczający, zawsze możemy go zwiększyć poprzez specjalny tryb hardcore. Wtedy słowo “przetrwanie” nabierze dla nas szczególnie ważnego znaczenia. Nasza postać będzie musiała bowiem jeść, pić i spać, jak normalny człowiek. Stimpacki zadziałają z opóźnieniem, a amunicja też zacznie ważyć swoje. To wyraźny ukłon w stronę fanów dwóch pierwszych części Fallouta. Tryb ten można włączyć bądź wyłączyć w dowolnym momencie, jednak jeżeli przejdziemy na nim cała grę, dostaniemy specjalne osiągnięcie. Czy będziesz hardkorem?

... 47 tu Diana. Masz pozwolenie na oddanie strzału...

… 47 tu Diana. Masz pozwolenie na oddanie strzału…

Oczywiście produkcja nie ustrzegła się błędów. Poza wspomnianą grafiką gra chciała mi za wszelką cenę pokazać pulpit, co objawiało się szczególnie w chwili kiedy włączałem ekran mapy. Także i w samej grze parę razy zalała mnie krew gdy musiałem z powodu jakiegoś bugu wczytywać grę. Bo drzwi się zatrzasnęły, bo postać zablokowała się i nie może się ruszyć lub wpadła w przedmiot z którego nie mogła wyjść. Ostatni z błędów pojawiał się też niekiedy w stosunku do NPC-ów.

Fallout New Vegas to pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego fana postnuklearnego uniwersum. Nie tylko czerpie w najlepsze ze starych i sprawdzonych rozwiązań z poprzednich części, ale wprowadza też wiele nowych. Przede wszystkim jednak Obsidian przygotował dla nas długą, epicką przygodę gdzie nie jeden raz zatrzymamy się by posłuchać odgłosów minionej wojny.

OCENA: 9/10

PLUSY:
Wielki, żyjący świat
Las Vegas
Trudne wybory
Nowy system karmy
Tryb hardcore
Łatwe zarządzanie towarzyszami
 Świetna fabuła
 Wciąga jak stary, dobry Fallout

MINUSY:
Oprawa graficzna nie należy do najładniejszych
 Niektóre zadania poboczne nie trafiają do PipBoy’a
Bugi i niestabilność
Głupia AI