Recenzja: Hot Pursuit przywraca serii Need for Speed dawny blask

Need for Speed swego czasu wyznaczał pewne standardy w grach wyścigowych. Pierwsza część serii to była zupełnie nowa jakość. Druga zademonstrowała, jako jedna z pierwszych ścigałek, wsparcie dla kart 3D (produktów marki 3dfx) i dynamicznie dopasowującą się muzykę. Trzecia wyglądała wręcz “fotorealistycznie” (tak przynajmniej kiedyś uważaliśmy, dziś ta grafika wydaje się paskudna…). Zawsze były mega miodne. Zawsze posiadały niesamowitą oprawę audiowizualną. Zawsze można było pojeździć maszynami, na widok których nawet nie-fani motoryzacji zaczynali się ślinić.
To nie jest render - tak wygląda gra
To nie jest render - tak wygląda gra

Potem coś się zepsuło. Grom zaczynało brakować polotu. Niby wszystko było: świetna grafika, super wozy… ale jakoś te gry przestawały cieszyć. Widać to zwłaszcza po ostatnich tytułach: Pro Street był nudny, Undercover miał mnóstwo bugów a Shift… OK., była to świetna samochodówka, ale też brakowało jej ducha Need for Speed.

Need for Speed: Hot Pursuit

Podoba ci się Need for Speed: Hot Pursuit? Kup go w sklepie CHIP.pl!

Hot Pursuit wzięło w obroty zupełnie inne studio deweloperskie. Criterion Games, które znane jest z serii Burnout. Serii, za którą nie przepadałem. Jasne, Burnout: Paradise miał świetny engine. Miał najlepiej zrealizowane kraksy w historii gier wideo. Ale nudził bardzo szybko (mnie przynajmniej) i nowe serie samochodów i tras nic nie zmieniały – mechanika gry była po prostu słaba. Zbytnia otwartość świata powodowała, że przy 250 km/h nie trafialiśmy w zakręty, w efekcie błądząc po wirtualnej mapie zamiast skupić się na współzawodnictwie. Wieść, że to oni zajmą się nowym NFS-em wcale mnie nie elektryzowała. Lakoniczne zwiastuny również nie robiły wrażenia. Nawet się nie zainteresowałem wersją demo, a pre-order na grę złożyłem z przyzwoitości i sympatii do serii. Jak się okazało, to był jeden z lepszych zakupów tego roku a Hot Pursuit okazał się dla mnie nową samochodówką wszech czasów, pokonując umieszczonego przeze mnie na podium DiRT-a 2.

Jak w to się gra?

Hot Pursuit to najgorętsze bryki świata do twojej dyspozycji

Hot Pursuit to najgorętsze bryki świata do twojej dyspozycji

Dość przydługawego wstępu. Czas się skupić na omawianym tytule. Hot Pursuit to gra, która nie ma aspiracji symulacyjnych, tak jak Shift. Nie jest to też nic w rodzaju Forza Motorsport czy też Gran Turismo. Fani symulacji nie mają tu czego szukać. Nie oznacza to jednak, że jest to bezsensowna rozwałka na całego, tak jak Burnout. W Hot Pursuit autorom idealnie udało się trafić w złoty środek. To właśnie to przesądzało o popularności Need for Speeda – gra się bardzo miło, a zarazem nie mamy wrażenia, że to co widzimy na ekranie to jakaś głupota. Model jazdy jest po prostu niesamowicie PRZYJEMNY. Nie walczymy tu z samochodem, nie mamy problemu z pokonywaniem zakrętów. Po bardzo krótkim treningu wiemy już dokładnie jak prowadzić naszą furę. Efekty są cholernie satysfakcjonujące. Wprowadzenie naszego Lambo w perfekcyjny drift na zakręcie i sunięcie bokiem przy akompaniamencie beatów Pendulum w stronę zachodzącego słońca… dawno w nic mi się tak przyjemnie nie grało. Hot Pursuit, poza krytycznymi momentami wyścigu (a te zdarzają się na tyle często, że albo gra jest perfekcyjnie wyważona, albo podejrzewam obecność skryptów), kiedy pompuje graczowi adrenalinę, niesamowicie odpręża. Trasy są bardzo ciekawe, nie pozwalają błądzić tak jak w Burnoucie. Zakręty łagodne i długie. Nie oznacza to, że gra jest łatwa. Co to, to nie. Tu pojedynek toczysz wyłącznie z rywalem i by go pokonać, musisz się nieźle skupić. Ale rzadko kiedy zdarzają się sytuacje, że musisz się skupić nad zapanowaniem nad wozem. Tu musisz się skonentrować na pojedynku z przeciwnikiem. Przeciwnikiem bardzo ludzkim, który też popełnia błędy, ale też potrafi walczyć z całych sił o prowadzenie

Rodzajów wyścigów mamy tak na serio trzy: zwykły rajd, próbę czasową i tytułowy Hot Pursuit, czyli pojedynek z gliniarzami. Dodatkowo, możemy się wcielić w rolę stróżów prawa i próbować powstrzymać wyścig supersamochodów (a wozy policyjne też są niczego sobie, na przykład pościgowe Lamborghini…). Ich rodzajów jest mniej więcej po równo – i bardzo dobrze. Osobiście, najmniej mi przypadły do gustu próby czasowe. Aby zdobyć złoty medal (i odblokować dalsze tory i bryki) trzeba przejechać trasę perfekcyjnie. Biorąc pod uwagę prędkość maksymalną, ruch drogowy, długość tras (jeden wyścig to dobre 15 km, ale spoko, gwarantuje, że się nie nudzi) potrafi to być frustrujące. Najbardziej mi się podobały wyścigi. Przyjemność z sunięcia po tej trasie, pojedynkowanie się z przeciwnikami… za każdym razem, jak w to gram, się po prostu uśmiecham. Z kolei tytułowy Hot Pursuit stawiałbym na drugim miejscu: tu panuje nieco inny klimat, niż w reszcie gry. Policja stara się rozbić twój samochód, ty musisz kombinować, by się nie dać a na dodatek ukończyć wyścig. Nie jestem pewien, czy dobrym pomysłem było dodanie samochodom broni. Oczywiście, nie chodzi tu o miny, karabiny maszynowe, i tak dalej. Mamy do dyspozycji turbo, impuls elektromagnetyczny, kolczatkę i zagłuszanie radia. Na szczęście mamy tego mało i długo się to ładuje. I dobrze, Need for Speedzie chcę się ścigać, a nie “strzelać”. Podobny asortyment mają gliniarze. Jako stróż prawa mi się kiepsko jeździło, i to duży mój zarzut wobec tej gry. Ale przed policją zwiewa się wybornie.

Gliniarze mają odpowiednie zasoby, by cię powstrzymać

Gliniarze mają odpowiednie zasoby, by cię powstrzymać

Miłośnicy tuningu niestety muszą obejść się smakiem. Jedyne, co gra proponuje, to rodzaj… lakieru. Mi się to bardzo podoba. Miałem już dość siedzenia w garażu i śrubowania osiągów. Czekałem na grę, w której po prostu wybieram czym chcę teraz pojeździć i jadę. Odblokowywanie nowych samochodów również mi się bardzo spodobało. Tu nie ma kasy, nie ma jej oszczędzania i ściubienia. Nowe, jeszcze gorętsze fury odblokowujesz za… robienie fajnych rzeczy. Jazdę pod prąd, driftowanie czy ogólne “psocenie” na drodze. Świetny pomysł!

Jak to wygląda?

Bosko. Nie jest to może jakaś nowa jakość. DiRT 2 też wyglądał świetnie, a samochodówki ogólnie szczycą się świetną grafiką. Tym niemniej Hot Pursuit należy tu do ścisłej czołówki. Po pierwsze, modele samochodów. Jak żywe. Nikt tu nie obraża cudów motoryzacji, prezentują się dokładnie tak, jak trzeba. Widać każdy detal, każdy szczególik. Trasy są również śliczne. Criterion Games zrobiło mini-kontynent, po którym możemy nieskrępowanie jeździć i go podziwiać. Nie ma tu żadnego miasta, ale są lasy, góry, pustynie, tropikalne wybrzeża. Każde z miejsc wygląda tak, że cholernie chciałbyś (chciałabyś) tam się znaleźć na wymarzonych wakacjach. Tory żyją: poza oczywistym ruchem ulicznym mamy tu wzbijające się w niebo ptactwo, latające szybowce, zamiecie śnieżne, dokujące okręty. Pod tym względem Hot Pursuit nie ma sobie chyba równych. Znane z Burnouta kraksy również wyglądają wręcz epicko. Samochody co prawda nie nadają się do kasacji po pierwszej stłuczce, tak jak w poprzedniej grze Criterion, ale i tak robią duże wrażenie. Dodajmy do tego dynamicznie zmieniającą się pogodę i porę dnia (i wszystko z tym związane wygląda fenomenalnie) i właściwie, to pozostał już tylko ślinotok…

Oprawa dźwiękowa jest poprawna. Niczym mnie nie zaszokowała, ale wszystko brzmi tak, jak powinno. Komunikaty gliniarzy, ryk silników i dźwięki otoczenia po prostu są. Jest tak, jak trzeba. Wielkie brawa za to idą za dobór ścieżki dźwiękowej. Pendulum, 30 Seconds to Mars, Bad Religion, M.I.A i tym podobne wręcz wybornie się komponują z tym, co się dzieje na ekranie. Ponownie, poziom DiRT-a 2.

Taka drobna uwaga: w grze znajduje się świetny kreator do kalibracji posiadanego telewizora. Polecam skorzystanie. Jak się okazało, moją Bravię można było sporo ulepszyć.

Zabawa z kolegami

Kosztował jedyne pół miliona dolarów...

Kosztował jedyne pół miliona dolarów…

W Hot Pursuit mocno promowanym elementem jest Autolog, czyli odpowiednik Battle.net dla serii Need for Speed. I trzeba przyznać, że Criterion Games udało się stworzyć bardzo dobry system. Mechanizm nie tylko dobiera graczy do zabawy, ale też jest zintegrowany z kampanią dla pojedynczego gracza. Przykładowo, jeżeli twój znajomy pobije twój rekord na danej trasie, Autolog od razu cię o tym powiadomi i zaproponuje zemstę. Komunikacja między przyjaciółmi jest bardzo wygodna a gra zbalansowana. Na swoim dość lichym łączu lagów nie stwierdzono, a w grze wyścigowej, gdzie liczą się ułamki sekund, jest to bardzo ważne. Autolog bardzo wydłuży żywotność tego tytułu, to pierwszy tryb multiplayer, w który gram równie chętnie, co po singlu.

Podsumowanie

Hot Pursuit przywrócił blask serii Need for Speed a nawet zrobił coś więcej. Wyznaczył pewne standardy, których teraz będę oczekiwał od innych gier. To cudowny, złoty środek pomiędzy arkadówką a symulacją, który na dodatek wygląda po prostu prześlicznie i jest mega-miodny. Nad Need for Speedem spędziłem cały weekend, a samochodówki dla mnie to zazwyczaj przerywnik od “poważniejszych” gier. Hot Pursuit to

szybkie i piękne samochody, miejsca o których marzysz by je odwiedzić, piękne słońce, elektryzująca muza i wiatr we włosach.

I pełen luz. Brakuje tylko jakiejś długonogiej piękności na fotelu pasażera. Gorąco polecam, i to nie tylko fanom gier wyścigowych. Doczepię się niecno nudnawego (dla mnie!!!) trybu gliniarza i troszkę zbyt trudnych prób czasowych (aczkolwiek dla niektórych może to być wyzwanie). I tak, to koniec wad tej gry. Reszta – same plusy.

Zobaczcie zresztą sami jak to wygląda, na zwiastunie poniżej. I polecam wam

jeszcze reklamę telewizyjną tej gry

, nakręconą przy użyciu prawdziwych bolidów. Jak dla mnie – jedna z gier roku. Dostępna na Xbox 360 (recenzowana wersja), PlayStation 3 i Windows.

Okiem sceptyka, czyli Marcina z sąsiedniego biurka:

Stary, dobry NFS w nowej oprawie – taka krótka, acz treściwa myśl przychodzi mi do głowy po spędzeniu kilku godzin “za sterami” superszybkich bolidów. Dokładnie tak, jak Maciek, zachwycam się modelem jazdy – powrót do tego, co znamy z Undergrounda to strzał w 10! Latające samochody z Shifta i Most Wanted niezbyt przypadły mi do gustu – gdybym chciał polatać samolotem, to włączyłbym symulator lotu albo poszedłbym do muzeum lotnictwa.

Nad grafiką zachwycał się nie będę – jest po prostu na takim poziomie, na jakim powinna być. Wygląda ładnie, a do tego na pełnych detalach w rozdzielczości HD (1366 x 768/1280 x 720) płynnie działa nawet na nie najmocniejszym sprzęcie – Core i3-330M + Radeon HD 5650.

Największym rozczarowaniem natomiast jest dla mnie klimat. Jest nieźle, ale do Undergrounda jednak nieco brakuje. Barierki na trasach, znikome natężenie ruchu na drodze czy brak uczucia “wgniatania w fotel” przy prędkościach ponad 200 km/h – to nieco ogranicza miodność gry.

Niestety, gra jest również dość krótka, ale NFS-y nigdy nie należały do najdłuższych gier. Jest za to niesamowicie grywalna i nawet po przejściu całej, będziesz chciał wrócić do niej co jakiś czas, aby rozwalić kolejny super-radiowóz, czy przejechać się swoim własnym Lamborghini.

Jednym słowem, Need for Speed: Hot Pursuit jest jedną z lepszych gier z całej serii, która na pewno przypadnie do gustu fanom NFS-a, a pozostali, po kilku godzinach spędzonych na trasach rajdów w DIRT 2 też powinni wieczorem odprężyć się przy wieczornych pościgach Hot Pursuit.