Udało się! Nakręcono wreszcie znakomitą ekranizację gry!

W piątek, wraz z Michałem z online’u, Tomkiem i Piotrkiem, naszym grafikiem, udaliśmy się na ekranizację Prince of Persia. Na film szedłem z dużą ilością rezerwy, bo, nie oszukujmy się, jak dotąd kino na podstawie gier wideo było takie sobie. Albo mieliśmy szmiry, jak Doom czy produkcje Uwe Bolla, albo mieliśmy filmy przeciętne (jak np. Silent Hill, nie rozumiem fascynacji tym filmem), albo takie całkiem spoko, ale bez rewelacji (Tomb Raider, Resident Evil). Książe Persji to zupełnie inna bajka.
Książe i Księżniczka - bardzo fajna, filmowa para

Książe i Księżniczka – bardzo fajna, filmowa para

Film wygląda po prostu ślicznie. Koniec z amatorskimi ujęciami, słabymi kadrami i efektami specjalnymi rodem z pierwszego Mortal Kombat. Mamy tu pełen profesjonalizm i doświadczoną ekipę filmowców. Scenografia, zdjęcia, kolorystyka, efekty specjalne – wszystko to wygląda tak, jak powinno. Nie ma absolutnie żadnej tandety, a wręcz należy to z pewnością do czołówki.

Ale nie samymi technikaliami człowiek żyje. Na szczęście Piaski Czasu mogą się pochwalić czymś więcej, niż dużym budżetem. Nie jest to kolejna Mumia czy Król Skorpion – Prince of Persia to bardzo oldschoolowy film przygodowy. Logiczny, konsekwentny z akcją, która nie nuży i nie wywołuje błogiego uśmiechu zażenowania. Marketingowe porównania do Piratów z Karaibów są tu bardzo trafne – jest to ten sam (lub bardzo zbliżony, bo Piratów znam na pamięć, Księcia widziałem raz) poziom. Obsada również jest świetnie dobrana – tytułowy Książe jest nie tylko podobny do swojego wirtualnego odpowiednika, ale również świetnie gra i jest przesympatyczny, widz od razu zyskuje do niego sympatię. I łatwo się zauroczyć Księżniczką;)

Książe Persji to jeden z najfajniejszych filmów ostatnich czasów. Lekkostrawny, wciągający, świetnie zrobiony i nie pozwalający się nudzić nawet przez chwilę. Nie jest też zbyt brutalny, więc można śmiało pójść całą rodziną (tak, powiedzmy, od 11 roku życia). Jeżeli ktoś lubi kino w stylu Indiany Jonesa czy Piratów z Karaibów, to gorąco polecam. I nie trzeba znać gry – ja wiem o niej tyle (film oparty jest na nowej serii, nie tej klasycznej), ile widziałem na YouTube’ie, troszeczkę pograłem i słyszałem od kolegów. To po prostu fajowy, wakacyjny film. Gratuluję twórcom i liczę na trylogię:)

Kontynuujemy nasz nowy zwyczaj – jeżeli jakieś komentarze przykują moją uwagę, będę je publikował w następnej notce. Ważna uwaga: komentarze do komentarzy (sic!) umieszczamy pod odpowiednią notką (czyli tam, skąd one pochodzą).  Mam nadzieję, że dzięki temu trochę postymuluję jeszcze dyskusję, zwłaszcza, że niejednokrotnie komentujący mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia, niż ja sam;)

Z notki pt. Metallica zmieniła świat muzyki, w tym cyfrowejwybrałem komentarz anonimowy (Gość IP:77.236.0.* 2010.06.11 18:27, czyli znajomego mi Reva):

Lars Ulrich nie był pierwszym, który pozwał do sądu napstera:) I to w sumie nie on najdłużej walczył o to co mówisz. Pierwszy proces został wytoczony przez Recording Industry Association of America w grudniu 1999 r. i to on trwał najdłużej. Sam Lars wygrał tylko tyle, że poblokowali konta użytkowników Napstera, którzy ściągali piosenki Mety. Dr. Dre wystosował taki sam proces co Lars, korzystając z tej samej firmy, której zlecił monitorowanie serwisu przez weekend. Także to RIAA wykończyła Napstera. Aczkolwiek Lars był twarzą procesu z powodu agresywnego charakteru całej tej jego krucjacie.
Pozdro,
Rev:)