Wielki Brat patrzy – czy ma odpowiedników wśród Gringo?

Krótko dziś, bo robota goni, czas goni a i tak bardziej liczę na waszą dyskusję, niż chcę coś ciekawego od siebie dodać. Dziś rano wielce zbulwersowany doniosłem o nowym projekcie w Meksyku (koniecznie kliknijcie) który polega na inwigilacji obywateli. Cyfrowej, biometrycznej, permanentnej. Władza może śledzić każdy twój ruch, wszystko co robisz. Wie, gdzie robisz zakupy, gdzie jadasz i kiedy ostatnio robiłeś siusiu w miejscu publicznym.
George Orwell (1903-1950)

George Orwell (1903-1950)

Wszystko to oczywiście w imię naszego dobra. Bo przecież praworządny obywatel nie ma się czego obawiać. Co więcej, to przecież ma być tylko dla nas korzyść. Skuteczniejsze łapanie bandytów oznacza nasz komfort i bezpieczeństwo. I to jest wszystko prawda.

Tylko kto mi zagwarantuje, że systemem nie będzie się opiekować inny bandyta? Nie ufam władzy. Daleko mi do anarchii i, co więcej, wierzę w utopijne państwo prawa. Utopijne. Tymczasem wystarczy, że w drugiej karcie otworzycie jakiś inny portal, o informacjach z kraju i ze świata. Afera taka, śmaka, owaka, wszystko u władzy, z polityki. Siły porządkowe i politycy to takie samo środowisko, jak każde inne. I w każdym środowisku są zarówno ludzie normalni, prawi, honorowi jak i zwykłe szuje. Dlatego też nigdy władza absolutna, państwo opiekuńcze, kontrolowanie obywateli w takim stopniu, jak w Meksyku, nie będzie dla mnie niczym dobrym. Bo nie wierzę, że kontrolować mnie będą tam tylko prawi ludzie.

Chcę, by piractwo zniknęło. Chcę, by wszyscy bandyci poszli siedzieć. Chcę się nie martwić o swoje pieniądze i życie a pieniacze z serwisów typu Paranormalne.pl (sorry chłopaki) mnie śmieszą. Ale meksykańskiemu eksperymentowi życzę wszystkiego, co najgorsze. Bo Orwellowi to się nawet nie śniły takie rzeczy.