Brandowanie otwartego oprogramowania: podsumowanie awantury

O tym, jakim problemem otwartego oprogramowania dla komórek są ingerencje producentów oprogramowania a także operatorów pisałem w zeszłym tygodniu. Tematu na nowo nie będę wałkował, chyba wszystko zostało już powiedziane (a kto nie czytał, niech po prostu kliknie w linka do poprzedniej notki). To, co tu warto dorzucić, dla sprawiedliwości “oskarżanych” stron, to ich odpowiedzi. Uaktualniałem co prawda notkę o każdą nową korespondencję, ale notka z głównej CHIP.pl zniknęła dużo prędzej, niż zaczęły się pojawiać odpowiedzi.
Zły branding! Zły!
Zły branding! Zły!

Z problemem brandingu zmagamy się już od lat. Jednak wcześniej nie miałem konkretnego egzemplarza telefonu, wokół którego mógłbym wywołać awanturę. Zmyślać nie chciałem. A moja Nokia 5800 XpressMusic została odbrandowana dość łatwo (zmiana product code za pomocą jednego programiku i dwóch klików myszki (product code decyduje o tym, czy telefon jest brandowany, czy też nie – jego zmiana oszukuje mechanizmy aktualizacyjne, pozwalając na update dla wersji niebrandowanej). Z kolei mój Desire był w wersji retailowej. Teraz dostałem Galaxy S z Product Code

ERA

(jestem abonentem tej sieci). I systemem Froyo 2.2. Tymczasem Samsung opublikował już 2.2.1 (wbrew pozorom, istotna aktualizacja, znacznie przyspieszająca pracę smartfona), a także pojawiają się pierwsze plotki o Gingerbread. Spróbowałem się więc dowiedzieć czy i jakie szanse (jako użytkownik, nie jako dziennikarz) mam na aktualizację systemu. Metoda “na Odina” może i jest łatwa, ale ma kilka wad. Po pierwsze, jest równoznaczna z wymazaniem wszystkich danych i wgrania od nowa całego systemu (tracimy wszystkie ustawienia telefonu i aplikacji). Po drugie, nie wiadomo który ROM wybrać. Wersji różnych a zarazem ponoć oficjalnych wersji 2.2.1 znalazłem cztery. Nie ufam żadnej: z telefonu łączę się z Allegro, bankiem, i tak dalej. Nie chcę ryzykować podrobionych certyfikatów czy innych snifferów. Po trzecie: procedura instalacji jest łatwa, ale czasem “jak coś nie zabangla” trzeba coś dopisać, czasem trzeba zrobić Wipe Data, i tak dalej. Sorry, ale nie mam na to czasu, na tego typu analizy i zabawy. Po czwarte: telefon z tego typu firmware’em i w ten sposób odbrandowany nie chce się potem oficjalnie aktualizować. Czyli co update, to zabawa od nowa. Nie, dzięki.

Oto zatem, raz jeszcze, co udało mi się dowiedzieć.

Samsung:

Szanowny Kliencie

W imieniu firmy Samsung, serdecznie dziękujemy za kontakt.
W odpowiedzi na zgłoszenie pragniemy poinformować:

W chwili obecnej takiej aktualizacji nie ma, natomiast Pańska sugestia odnośnie pojawienia się OS Android w wersji 2.2.1 dla Galaxy GT-i9000 zostanie przekazana do odpowiedniego działu. Aktualizacji docelowo będzie można dokonać poprzez program KIES lub w najbliższym autoryzowanym serwisie. Adresy serwisów znajdują się na naszej stronie internetowej. Jednocześnie pragnę poinformować, że wszelkie nieautoryzowane zmiany oprogramowania zgodnie z zapisem w karcie gwarancyjnej zakończą się utratą gwarancji.

Z chęcią udzielimy odpowiedzi na ewentualne następne pytania.

Niestety, mimo dalszych pytań, odpowiedzi od działu pomocy technicznej już nie uzyskałem.

PTC ERA

W odpowiedzi na Pana zapytanie informuję, że na chwilę obecną nie mamy informacji o terminie udostępnienia aktualizacji oprogramowania Samsunga Galaxy S do wersji 2.2.1. W celu weryfikacji dostępności nowego oprogramowania należy podłączyć telefon do komputera z zainstalowaną na nim aplikacją Kies.

Mam nadzieję, że powyższe informacje są wystarczające.

Nie były. Odpisałem, zadając kilka pytań “pomocniczych”. Era sprawiła wrażenie, że wzięła sobie do serca całą sprawę. Zadzwoniła do mnie miła pani, z informacją, że do 1 marca udzieli mi pełnej odpowiedzi. Zgodnie z obietnicą, oddzwoniła i poinformowała mnie o sytuacji. Otóż, jak zostałem poinformowany, na razie nie wiadomo czy zostanie przeprowadzona aktualizacja. Era ponoć nie otrzymała jej od Samsunga i prowadzi z nim negocjacje, by ją otrzymać. Samsung mnie ignoruje. Zwróćcie uwagę na wyróżnione zdanie. Ktoś tu kłamie. Samsung niedawno zapewniał, że nie pobiera opłat za serwisowe aktualizacje i udostępnia je od razu operatorom i ewentualne opóźnienia wynikają z opieszałości telefonii. Era twierdzi co innego, wskazując Samsunga za winnego.

To koniec tej historii. Po części dzięki wam ma szanse ona przynieść jakąś zmianę na lepsze (szczególne dzięki za wrzucenie notki na Wykop.pl, trafiła na główną, co na pewno bardzo pomogło). Idzie (ponoć) Gingerbread. Zobaczymy, co zrobi Era. Aczkolwiek, obawiam się, że szybko sprawa rozejdzie się po kościach. To już jednak od was zależy. Jeżeli wasz operator blokuje aktualizacje, wysyłajcie do niego zapytanie. Róbcie to co ja. Pytajcie grzecznie: “czy i kiedy państwo opublikujecie aktualizację do mojego telefonu”. Generujcie zapotrzebowanie. Popyt generuje podaż. Zawsze.

Raz jeszcze chciałbym podkreślić, że to nie jest tak, że sytuacja ta dotyczy tylko Samsung Galaxy S i tylko Ery. Użyłem tej telefonii i tego smartfonu jako obiekty testowe. Mnóstwo sieci komórkowych na całym świecie, a więc nie tylko w Polsce, jest, delikatnie mówiąc, niechętna aktualizowaniu smartfonów, ale bardzo chętna w modyfikowaniu ich oprogramowania. Jeżeli to jest Windows Phone lub iOS, nie mają takiej możliwości. Jednak Symbianowi i Androidowi dostaje się przez to po nosie. I raz jeszcze: nie jestem przeciwnikiem otwartego oprogramowania. Miałem dwa Symbiany, a Galaxy S to już mój drugi Android. Masochistą więc nie jestem, a Androida bardzo lubię (Symbiana jednak już nie). Jednak pozwolenie każdemu w tym grzebać to nie zawsze jest najlepszy pomysł…