Mobilny Linux i jego (krótka) kariera

Smartfon i Android – obecnie słyszymy jedno i myślimy od razu drugie. W naszej ojczyźnie te słowa są niemal synonimami, a dominacja systemu giganta z Moutain View jest odczuwalna. Posiadać telefon z zielonym robotem to obecnie standard. W tym samym czasie linuksiarze się cieszą, bo w końcu mamy jakiegoś mainstreamowego Linuksa. Ja też się cieszyłem. Sam posiadam telefon z androidem – Samsung Spica i5700. I radość z posiadania pingwina na telefonie coraz częściej się zmienia w rozczarowanie.

Dlaczego? Dlatego ze mając LG KU990i nie musiałem czekać na odblokowanie się ekranu czy ponowne uruchomienie launchera. Dlatego, że KU990i nie rwał dźwięku w odtwarzaczu mp3. Dlatego, ze KU990i działa jak działał, ale kaprysów nie miał. Obecnie parę razy dziennie widzę okienko, które się pyta czy zamknąć aplikację, która się zawiesiła. W przeważającej większości przypadków jest to launcher. Frustracja narasta. Zmiany ROMów to już codzienność – na oficjalnym nie da się siedzieć, a nieoficjalne to loteria, której mam dość.

Dlaczego smartfon który ma 800 MHz procesor, 256 MB RAM i akcelerację 3D, tak muli? Dlaczego iPhone 3G sprzed niemal 3-ch lat działa lepiej, sprawniej niż dzisiejsze jednogigaherzowo-półgigabajtowe smartfony. Dlaczego coraz częsciej to przypomina Symbiana czy WM 6.5 swoja topornością? Odpowiedź jest prosta.

Google śpi, nie zwraca uwagi na konkurencję, ma nas, użytkowników, daleko w… no nie wazne gdzie. Próbowałem znaleźć eufemizm, na to co robi ta firma. Nie udało się – muszę powiedzieć, że oni po prostu się opier*alają. Argumenty takie jak fragmentacja wersji, brak centralnego systemu aktualizacji, brak odpowiedzialności Google za ich własne dzieło czy w końcu wątpliwe wydajność i stabilność systemu – są powtarzane jak litania. I słusznie – może w końcu coś dotrze do tych ludzi, że nie tędy droga.

Do kolekcji błędów w budowie systemu dorzucę jedną poważną wadę. Jest to Java (co prawda zmodyfikowana i ukryta pod nazwą Dalvik, ale nadal Java). Ja wiem, że ten język jest naprawdę popularny, znany, lubiany i poważany. Ale mam jedno zasadnicze pytanie: Po co mi język i technologia,  z założenia zorientowana na wieloplatformowość i uniwersalność w ściśle określonym środowisku? Wszyscy wiemy jakie konsekwencje pociąga za sobą maszyna wirtualna, jaką jest Java. Tracimy zasoby sprzętowe na całkowicie zbędne rzeczy i osiągamy znacznie niższą wydajność. I to nam wyjaśnia dlaczego ten Android tak “muli”.

MeeGo miało być cudownym antidotum na problemy androida, ostatecznym zaspokojeniem linuksiarzy i rynku głodnego następcy Windows Mobile 6.5, który nie byłby toporny w obsłudze, a nadal bardzo funkcjonalny. Współpraca z Intelem zapowiadała się obiecująco. Dokładając do tego biblioteki Qt, mogliśmy otrzymać platformę, na którą można by przenosić aplikacje bezpośrednio z komputerów PC, bez przepisywania większości kodu – wystarczyłoby dostosować interfejs. System ten odziedziczyłby wszystkie przymioty Linuksa: łatwość aktualizacji, szerokość dostępnych technologii, języków, frameworków, bibliotek. Nokia miała być istną opoką, na której Linux zbuduje swój mobilny sukces. Niestety pojawiły się problemy, opóźnienia… Nokia konserwowała Symbiana – trupa, łożąc na to grube miliardy i zaniedbując MeeGo. To doprowadziło do sytuacji, gdzie fiński potentat komórkowy obudził się z przysłowiową ręką w nocniku. To spowodowało zachowanie typowej dziewczyny, która sobie przypomniała że musi na siebie zarabiać. Niektóre panny rozwiązują to w sposób, że idą na galerię, zaczepiają pierwszego bardziej nadzianego typa i się mu sprzedają. Jest to decyzja nie do końca przemyślana, pochopna, wywołująca kaca moralnego… ale też często cholernie opłacalna. I tak właśnie postąpiła Nokia. Wypięła się na wszystkich i wszystko, łącznie z partnerami biznesowymi (Intel o zdradzie dowiedział się z prasy…) i uciekła do Redmond. Jakie będą tego efekty? To “małżeństwo na szybko” prawdopodobnie będzie bardzo płodne, a dzieci będą bardzo udane. Oczywiście MeeGo w tym momencie jest martwe, jak Samsungowy BadaOS. Z jednej strony się cieszę, że konkurencja nabiera tempa, a z drugiej strony czuję żal, ze Linux kolejny raz zrypał sprawę.

Jednak nadzieja umiera ostatnia i możemy takową mieć po spojrzeniu na Androida 3.0 – świetny system na tablety. Jeżeli Google wyciągnie odpowiednie wnioski z tej lekcji, to Android może stanąć na nogi, doznając cudownego uzdrowienia – choć będzie to niebywale skomplikowane i trudne.

Dla jasności: nie udziela mi się redakcyjna choroba podniecenia mobilnymi okienkami MS w wersji 7-mej – po prostu jako linuksiarz z powołania martwię się o los Linuksa. I WP7 nie zamierzam kupić – po podłączeniu telefonu do komputera chcę móc coś więcej niż wrzucić parę utworów i go naładować…