Android, iOS i wojna polsko-polska

Nigdy nie przypuszczałem że użytkownicy urządzeń mobilnych tak bardzo poróżnią się i to w kwestii zupełnie drugorzędnej. To jeszcze nie ustawki ale już regularne utarczki. Całe szczęście tyko na słowa ale czekać kiedy jedni obrzucą drugich swoimi smartfonami.
Wojna polsko-polska
Wojna polsko-polska

Jestem użytkownikiem urządzeń jednej z dużych firm komputerowych. Dodam że zadowolonym użytkownikiem. Boję się jednak o tym pisać na głos. Boję się zrównania z błotem i nazwania mnie wyznawcą sekty, idiotą lub co najmniej osobą niemyślącą. Moje obawy są uzasadnione.Wystarczy spojrzeć na komentarze pod artykułami różnych portali. Jeśli ktoś nie używa Androida w swoim smartfonie lub tablecie, jest przynajmniej podczłowiekiem. Nie pomogą merytoryczne argumenty przemawiające za moim wyborem ale od początku.

Kiedyś wybór był mniej skomplikowany. W zasadzie ograniczał się do Nokii. Siemens, Ericsson czy Sagem były ciekawostką. W dobrym tego słowa znaczeniu. Pamiętam jakie pozytywne wrażenie na otoczeniu robiła polifonia mojego My X-5m. Dziś już tak nie jest. Nie powinienem ujawniać że używam iPhone. Nie wypada. To telefon dla fanatyków i nie ma on prawa być komukolwiek przydatny. Problem nabrzmiał szczególnie mocno w ostatnim czasie kiedy Świat co chwila obiegała kolejna plotka dotycząca spodziewanego iPada 2. Jako osoba zainteresowana tematem zaglądałem tu i ówdzie. Zawsze po zapoznaniu się z treścią artykułu czytałem komentarze, które szybko studziły mój entuzjazm. Wynikało z nich zwykle że Apple to samo zło. Postanowiłem przyjrzeć się temu bo obawiałem się że mogę popełniać jakiś błąd. Użytkownicy Androida przekonywali wszystkich dookoła że tylko ten system jest właściwym wyborem. Jest otwarty i nie ma ograniczeń. Wydało mi się to niezwykle interesujące wszak mam ogromny sentyment do wolnego oprogramowania. Używałem go już od 1997 roku z powodzeniem przez kilka lat. W ruch poszła wyszukiwarka. Czytałem o Androidzie co tylko się dało. Dowiedziałem się że jest oparty o jądro Linux. Brzmi wybornie wszak byłem bardzo zadowolony z Debiana. Wiedziony zaletami postanowiłem zgłębić temat jeszcze bardziej i przyjrzałem się urządzeniom.

Dawniej znajdowałem mnóstwo czasu i energii na ustawianie, konfigurowanie i szukanie rozwiązań problemów. Dziś gdy nie jestem już uczniakiem a o chleb muszę zatroszczyć się sam sprawdziłem, jak wygląda wsparcie urządzeń. Tutaj mój początkowy entuzjazm odrobinę zmalał. Przeczytałem tu i ówdzie że urządzenia są wspierane przez producentów stosunkowo krótko i aby mieć aktualny system z załatanymi błędami muszę radzić sobie sam. Z pomocą przychodzi społeczność i zawsze mogę poszukać modyfikacji dla swojego telefonu. Chcąc być szczerym powiem wprost, nie mam na to czasu. Uruchomienie aktualizacji iPhone zajmuje mi 10 sekund i ogranicza się do podłączenia telefonu do komputera. Dosłownie, bo iTunes sam sprawdzi dostępność nowej wersji. Mam również pewność że mój iPhone będzie dostawał uaktualnienie przez długie trzy lata. Dla mnie to jednak bez znaczenia, bo w tym czasie na pewno wymienię go na nowszy model.

Telefon wyjęty z pudełka nie różniłby się niczym od budki telefonicznej gdyby nie dodatkowe aplikacje. Postanowiłem przyjrzeć się zatem sklepom z dodatkami. Tutaj różnic jest niewiele. W zasadzie sprowadza to się do polityki dwóch firm. Apple selekcjonuje aplikacje i nie wpuszcza do swojego sklepu programów kłócących się z wyznaczonymi zasadami. Autor nie może opublikować aplikacji która według Apple nie oferuje wystarczającego poziomu rozrywki. Firma wydała wojnę kolejnym latarkom i programom imitującym odgłos pierdzenia. Google dopuszcza wszystko. Tu jest pies pogrzebany. Okazało się bowiem, że ta otwartość przyniosła szkodę użytkownikom. Mogli oni pobrać na swoje telefony programy z ukrytymi trojanami. Firma zareagowała bardzo szybko i zdalnie usunęła szkodliwe oprogramowanie z telefonów oraz powiadomiło właścicieli mailem. Co?!? Google może grzebać w moim telefonie i w dodatku zna mój mail? Oj nie. Coś takiego w Apple nie ma miejsca. Owszem firma może usunąć jakiś program lub grę ze swojego sklepu ale nie ingeruje w zawartość urządzenia. Jeśli mam kopię zapasową w iTunes, mogę taki program używać jak długo chcę pomimo wycofania ze sklepu.

Postanowiłem przyjrzeć się funkcjonalności zarówno Androida jak i iOS w kontekście sprzętu na jakim pracują. Pominę kwestie designu i estetyki bo to sprawa gustu, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Swój typ mam. Skupię się na cechach urządzeń na zasadzie porównania wraz z krótkim komentarzem. Najczęściej pojawiającym się zarzutem w kierunku urządzeń Appla jest brak slotu na karty SD i portu USB. O ile brak wejścia na SD w ogóle mi nie przeszkadza bo w lustrzance używam karty typu Compact Flash o tyle USB to już pozorna wada. Jak Steve Jobs każe nam sobie radzić z tym problemem? Wszystkie urządzenia mobilne od Apple mają zwartą konstrukcję i są niezakłócone zbędnymi otworami. Wszelkie czynności jak ładowanie, czy synchronizacja z komputerem, odbywa się poprzez jedno 30-to pinowe złącze. Jeśli chcemy podłączyć aparat fotograficzny do iPada, możemy wykorzystać specjalną przejściówkę Camera Connection Kit. Takie rozwiązanie w komentarzach krytycznie ocenili zwolennicy Androida. Bo niby po co dodatkowe akcesoria które można przecież zgubić. Postanowiłem zbadać sprawę i sprawdzić jak się to odbywa u konkurencji? Urządzenia z Androidem posiadają z reguły miniaturowe złącza USB więc żeby móc podłączyć mój aparat muszę… zastosować przejściówkę. To samo tyczy się podłączenia pamięci typu pendrive. Steve Jobs stworzył pewien ekosystem. Zaoferował sklep z elektronicznymi mediami. Jednym kliknięciem użytkownik może kupić muzykę, film czy aplikację. Gdy tylko zapłaci za produkt, ma do niego nieograniczony dostęp w każdym momencie. Apple uważa zatem że dodatkowe karty pamięci są zbędne, bo gdy legalnie zakupisz piosenkę lub grę, nie musisz jej dogrywać z zewnętrznego źródła. Apple przechowuje ją dla ciebie na swoim serwerze i w każdym momencie bez dodatkowej opłaty możesz pobrać w kilka sekund na swoje urządzenie. W związku z tym nie potrzebujesz podłączać karty pamięci, pendrive czy innego nośnika. To ma sens. Wystarczy przypomnieć sobie jak niedawno Steve Jobs zachęcał wszystkich do rezygnacji z dyskietek. Cała branża grzmiała. Teraz jest podobnie, Świat się burzy a pewnie już niedługo takie rozwiązanie będzie standardem. Brak złącza HDMI był kolejną wytykaną wadą. Tutaj sytuacja już się tak mocno nie komplikuje w urządzeniach z Androidem. Jest jedno standardowe złącze i nie potrzeba żadnych przejściówek. Jak wygląda to w przypadku urządzeń z jabłuszkiem na obudowie? Taką funkcję można zrealizować za pomocą kolejnej przejściówki. Po dłuższym przemyśleniu uznałem że to w gruncie rzeczy to wszystko ma głębszy sens. Jak często podłączam do urządzenia przenośnego kartę pamięci, aparat fotograficzny czy telewizor? Czy na prawdę aż tak często aby był sens robienia w telefonie trzech dodatkowych otworów, przez które do środka dostaje się brud i kurz? Rozwiązanie Apple dużo bardziej przypadło mi do gustu. Jest jakoś tak ładniej, nic nie skrzypi a urządzenie i tak nie traci na funkcjonalności.

Flash od Adobe to kolejna cecha która wyróżnia dwa systemy. Android pozwala użytkownikowi zainstalować wtyczkę do jego obsługi. Steve Jobs nigdy do tego nie dopuści. Jak to wyglądam z punktu widzenia przeciętnego użytkownika. Tu zdania są podzielone. Osobiście uważam że Flash w ostatnim czasie został zdeprecjonowany do roli nośnika reklam i filmów porno. Dodatkowo obciąża baterię i utrudnia korzystanie z telefonu. Nie wyobrażam sobie szukania małego krzyżyka do zamknięcia natarczywej reklamy. Problemem jest spora ilość stron, których menu przygotowano w tej technologii. Tego w Apple nie zobaczymy. To jednak efekt lenistwa programistów bo nie ma żadnych przeszkód w przygotowaniu wersji uniwersalnej. Androidowcy uważają że nie mam możliwości wyboru. Brak Flasha to wybór dokonywany w chwili zakupu urządzenia. Apple mocno optuje za odejściem od Flash na rzecz HTML5. Należy sobie jasno powiedzieć że Apple ma w tym partykularny interes. Poza reklamami i filmami porno Flash oferuje jeszcze możliwość oglądania normalnych nagrań i grania w gry. O ile coraz częściej portale przechodzą na HTML5 – ostatnio zrobił to tvn24.pl – o tyle gry to już konkurencja dla iTunes App Store. W tym miejscu rozumiem Apple. Jak każda spółka prawa handlowego, liczy on na zyski.

Są jeszcze inne cechy które odróżniają te dwa systemy. Android umożliwia dostosowanie wyglądu do indywidualnych potrzeb. Są widgety i wszelkiej maści dodatki. Apple przygotował niemal ascetyczny interfejs z jasno określonymi regułami. Twórcy aplikacji muszą się tych zasad trzymać, dzięki temu każdy użytkownik będzie w stanie intuicyjnie poruszać się po ekranie. W iOS nie ma widgetów. Ich rolę przejmują programy z funkcją powiadomienia. Zatem jeśli dzieje się coś wartego uwagi, zamiast wyświetlać to na ekranie, urządzenie powiadamia użytkownika sygnałem dźwiękowym i komunikatem. To się sprawdza i nie obciąża telefonu.

Wszelkie pozostałe funkcje są bardzo do siebie zbliżone, klient poczty czy przeglądarka stron internetowych nie wymagają komentarza. To czego nie ma w standardzie realizowane jest poprzez dodatkowe programy.

Na zakończenie pokuszę się o śmiałe stwierdzenie że w gruncie rzeczy zarówno urządzenia Apple jak i te z Androidem na pokładzie, są do siebie bardzo podobne i oferują podobne funkcje. Różnią się zasadniczo tylko i wyłącznie filozofią. Po głębszym zastanowieniu się pozostanę przy iPhone. Nie wymienię również iPada na żaden tablet z Androidem. Platformy oferują podobne funkcje, po co zatem zmieniać swoje przyzwyczajenia. Będę również z podniesioną głową brał udział w dyskusji. Uważam że nie mam się czego wstydzić. Steve Jobs nie podejmuje za mnie decyzji gdyż to ja wybrałem co jest dla mnie bardziej przydatne. Wybrałem iOS, szanuję Androida ale nie będę nikogo na siłę przekonywał do wyższości jednego nad drugim. Tego samego oczekuję od innych.

Nota ode mnie, czyli Maćka.

Adres [email protected] jest do waszej dyspozycji. Jeżeli chcecie coś opublikować na Siećpospolitej Polskiej, nie widzę przeszkód. Warunek jest tylko jeden: tekst musi być dobry… Autorem powyższego, przypominam, jest Lestek (a ilustracji grafik, z którym współpracuje), za który raz jeszcze chcę mu podziękować:) Mimo, iż nie we wszystkim się z nim zgadzam. Ale polemikę zostawiam(y) wam.