Zapodajesz Internetem z przeglądarką Microsoftu

“Zapodajesz Internetem z przeglądarką Microsoftu, co pieniędzy ma najwięcej, bogatego lotu więcej” to słowa Kazika Staszewskiego, które usłyszymy w piosence “Wiek XX”, pochodzącej z płyty “Melassa”. Album ukazał się w roku 2000. Był to czas, kiedy “adidas” był synonimem słowa “but”, zaś niebieska ikona z literą E nie oznaczała nic innego jak cały Internet. Z tej bowiem aplikacji korzystalo 80 proc. wszystkich internautów, a w roku 2004 – blisko 95 proc.
Zapodajesz Internetem z przeglądarką Microsoftu

W tym samym czasie w Mozilli chyba komuś puściły nerwy, dzięki czemu świat ujrzała nowa przeglądarka – Mozilla Firefox, która wyznaczyła zupełnie nowe standardy. Była dużo szybsza, mniej skomplikowana i bardziej funkcjonalna od miłościwie panującego IE. Użytkownicy, nie w ciemię bici, szybko to zauważyli – na początku 2009 r. Firefox stał się najpopularniejszą aplikacją do surfowania po Sieci, jeśli nie na całym świecie, to przynajmniej w Polsce.

Kolejna ważna data to 11 grudnia 2008 r. Wtedy właśnie zadebiutował Google Chrome w wersji 1.0, aplikacja jeszcze szybsza niż Firefox, miała bardziej przemyślany interfejs, lecz brakowało jej funkcjonalności – w tym obsługi rozszerzeń. Jednak zespół Google’a uczy się szybko i nowe funkcje zaczęto systematycznie dodawać do kolejnych wersji, a te pojawiały się z coraz większą częstotliwością.

Firefox wciąż pozostaje najpopularniejszy, ale jego przewaga powoli maleje.

Firefox wciąż pozostaje najpopularniejszy, ale jego przewaga powoli maleje.

Mozilla Firefox 4.0

Mozilla w dokumencie przygotowanym dla recenzentów opisuje cudowne zmiany, jakie zaszły w interfejsie. Znajduje się w nim dużo zwrotów zawierających słowo “inteligentny”, zaś cały materiał brzmi całkiem przekonująco. Cóż z tego, skoro większość osób i tak ujmie rzecz następująco: “O, to wygląda jak Chrome!”. Nic dziwnego, że Firefox upodobnił się do Chrome’a. Pomysł Google’a na przeglądarki jest jednym z lepszych, na jaki wpadli projektanci w ostatnich latach. Teraz Firefox jest lekki i zajmuje mniej cennego miejsca na ekranie. Swoją drogą, nowa Opera, jak również Internet Explorer 9 wyglądają niemal identycznie.

Z istotnych zmian w Firefoksie 4.0 należy wymienić wygodniejszy dostęp do Ulubionych, a także przeniesienie kart na górę ekranu. Nie do końca potrafię wytłumaczyć, dlaczego jest to lepsze miejsce, musicie mi uwierzyć. Sprytnym rozwiązaniem okazuje się też opcja »Przełącz na kartę«. Gdy zaczniemy wpisywać adres strony, która jest otwarta na innej karcie, przeglądarka zaproponuje przełączenie się na nią. Proste… i genialne.

Warto wspomnieć także o »Kartach aplikacji«, czyli możliwości przypinania kart na stałe. Po co? Ja codziennie sprawdzam pocztę Gmail i chciałbym, aby ta karta (zmniejszona do samej ikony) uruchamiała się wraz ze startem przeglądarki. Przydatne? To kolejny pomysł chłopców z Google’a.

Wystarczy rzucić okiem na poniższą grafikę, która w skrócie pokazuje co zmieniło się w interfejsie.

Grupowanie kart

Jest to funkcja skierowana do osób, które lubią mieć jednocześnie otwarte kilkanaście lub więcej kart. Można je posegregować według kategorii i zapanować nad całym chaosem. Jeżeli zatem jednocześnie masz otwarte maksymalnie kilka kart, możesz śmiało przejść do kolejnego akapitu. Aby rozpocząć grupowanie, wystarczy kliknąć odpowiednią ikonę w prawym górnym rogu przeglądarki. Od tego momentu możesz w dowolny sposób aranżować otwarte strony. Mnie osobiście ta funkcja jest raczej zbędna – jeszcze nigdy jej nie użyłem.

Synchronizacja danych

Z przeglądarki internetowej korzystamy na wielu różnych komputerach. Ja używam trzech: w pracy oraz w domu, stacjonarnego oraz notebooka. Wszędzie chciałbym mieć te same zakładki, hasła, ustawienia, historię oraz otwarte karty. I właśnie po to został stworzony Firefox Sync. Co istotne, gdy mamy telefon z Androidem i używamy Firefoksa, nasze dane zostaną zsynchronizowane także z komórką. Dla mnie to prawdziwa rewelacja!

Oczywiście wcześniej ta funkcja pojawiła się w… Google Chrome oraz Operze. Ten pierwszy potrafi także synchronizować rozszerzenia, czego brakuje w Firefoksie.

Mnóstwo niewidocznych nowości

W Firefoksie 4.0 zaszły także duże zmiany pod maską, niewidoczne dla użytkownika. Mozilla znów zwiększyła możliwości HTML5, dzięki czemu przeglądarka lepiej obsługuje wideo, audio oraz funkcję przeciągnij i upuść. Mowa tutaj o obsłudze natywnej, a nie z użyciem technologii takich jak Flash.

Co ważne, dodano też obsługę akceleracji GPU, podobnie jak w Internet Explorerze 9. W systemach Windows jest ona realizowana przez technologie Direct2D oraz Direct3D, zaś na komputerach Mac – OpenGL. W przeciwieństwie do aplikacji Microsoftu Firefox obsługuje WebGL, co znacznie zwiększy możliwości programistów tworzących trójwymiarowe aplikacje internetowe.

Wydajność JavaScript w Firefoksa 3.6 była dużym problemem. Dlaczego? Bowiem pojawił się Chrome i wyznaczył zupełnie nowe standardy w tej kategorii. Mozilla musiała błyskawicznie zareagować i stworzyła zupełnie nowy silnik JS o nazwie JägerMonkey.

Popularność Firefoksa rosła do końca 2009 roku. Był to ostatni tak dobry wynik przeglądarki.

Popularność Firefoksa rosła do końca 2009 roku. Był to ostatni tak dobry wynik przeglądarki

To nie wszystkie nowości. Mozilla obsługuje także nowy format wideo – WebM. Poprawiono obsługę CSS3, co w znacznym stopniu wpłynie na możliwości tworzenia animacji bez wykorzystywania Flasha. Dodano obsługę czcionek OpenType, co z kolei umożliwia większą kontrolę nad fontami (m.in. definiowanie kerningu i ligatury). Co ciekawe, nowy Firefox obsługuje także multitouch, ale tylko w przypadku systemów Windows.

Internet Explorer 9

Przeglądarce Microsoftu ostatnio nie wiedzie się najlepiej. Zła passa zaczęła się w 2001 roku, wraz z premierą systemu operacyjnego Windows XP. Właśnie wtedy zadebiutowała też szósta edycja IE. Wówczas wszystko wyglądało bardzo dobrze, bowiem w tamtym momencie aplikacja radziła sobie przyzwoicie i nie miała żadnej poważnej konkurencji. W pewnej chwili korzystało z niej ponad 95 proc. internautów, a to jest wynik co najmniej imponujący. Wydaje się, że ktoś w Microsofcie stwierdził wtedy: “Jesteśmy tacy zaje…fajni, mamy cały rynek, więc olejmy rozwój przeglądarki internetowej. Zatrzymajmy rozwój Sieci, bądźmy źli!”.

Firefox – pierwsze zagrożenie dla IE

Mam wrażenie, że jedynym powodem, dla którego Microsoft musiał stworzyć IE7, było pojawienie się Firefoksa w 2004 roku. Z tym że firma z Redmond zbytnio się nie spieszyła – finalna wersja siódmego IE pojawiła się dopiero w październiku 2006 roku. Co poprawiono? Niestety, niewiele. Wprawdzie pojawiła się obsługa kart i zoom stron internetowych, ale działanie tych funkcji (zwłaszcza powiększania) pozostawiało wiele do życzenia. Jeżeli chodzi o silnik, podobno coś poprawiono, jednak IE wciąż daleko było do możliwości Firefoksa.

Po premierze IE7 Microsoft wyraźnie przejął się poczynaniami konkurencji, gdyż Firefox zaczął zdobywać rynek w coraz szybszym tempie. Odpowiedzią na działania Mozilli był Internet Explorer 8, który zadebiutował w marcu 2009 roku. Trzeba przyznać, że Microsoft przyłożył się do pracy bardziej niż w przypadku poprzedniej edycji. Niewiele to jednak pomogło, ponieważ pojawienie się Google Chrome i ciągłe usprawnienia Firefoksa powodowały, że powolny IE8 nie nadążał za konkurentami. Do teraz.

IE9 – zupełnie inny poziom

Ponieważ efekty taktyki polegającej na lekceważeniu internautów nie nie były korzystne, Microsoft postanowił ją zmienić i zaprojektować przeglądarkę niemal od początku. Już pierwsze uruchomienie nowego Internet Explorera wyraźnie sugeruje, że zmiany są olbrzymie. I tak jest naprawdę.

Szybkość jest czymś, czego brakowało poprzednim wersjom Internet Explorera. To zasługa zupełnie przeprojektowanego silnika oraz akceleracji sprzętowej, która wykorzystuje moc karty graficznej. Rezultat? Jak zobaczycie w testach, zwrot “Internet Explorer” przestał być synonimem powolnego działania.

Przeprojektowany interfejs

Zmienił się także interfejs użytkownika, czyli element, którego w ósmej odsłonie IE zupełnie nie rozumiałem. Obecnie mamy do dyspozycji jedynie Pasek adresu, który jednocześnie stał się paskiem wyszukiwania, oraz pasek kart. Gdyby miejsca było za mało, można je ustawić jeden pod drugim.

Zupełnie przekomponowana została nowa karta. Teraz po jej otwarciu zobaczymy listę najczęściej odwiedzanych witryn wraz z ikoną strony i jej podstawowym kolorem. Trzeba przyznać, że pomysł jest niezły, a całość wygląda zgrabnie. Wyczuwam tu silną inspirację Operą, w której podobna funkcja pojawiła się już dawno temu.

Microsoft pozbył się także wyskakujących okienek z powiadomieniami, które nie były najpraktyczniejszym rozwiązaniem. Okna zastąpiono wygodnym paskiem, który wyświetla się na dole ekranu. W tym miejscu przeczytany wszystkie komunikaty czy też informacje o pobieranych plikach. Świetne rozwiązanie.

Do tej pory adresy stron należało wprowadzać w jednym pasku, zaś zapytania do wyszukiwarki w drugim. Nie było to zbyt komfortowe, więc Microsoft rozwiązał problem, integrując obydwa paski. To znacznie poprawia wygodę obsługi, jednak wydaje się, że ta funkcja wcześniej pojawiła się w Chromie.

Równie ciekawym rozwiązaniem jest możliwość “zakotwiczania” witryn bezpośrednio w Pasku zadań. Oznacza to, że nie trzeba uruchamiać przeglądarki, a następnie wchodzić na ulubioną stronę. Wystarczy kliknąć jeden raz.

Chrome 10

Pierwsza stabilna wersja aplikacji została wydana we wrześniu 2008 roku. Wtedy królował Firefox, który nieustannie podbierał użytkowników przeglądarce Microsoftu. Podczas gdy pryszczaci specjaliści z branży IT przyodziani we flanelowe koszule głosili, że teraz Firefox stanie się światowym liderem, nagle pojawił się Chrome. Oczywiście absolutnie nikt nie przejął się nowym graczem, a mądre głowy wymyślały kolejne teorie, jak bardzo bez sensu jest tworzenie zupełnej nowej aplikacji do przeczesywania Sieci.

Rewolucja od Google

Chrome jest dla przeglądarek tym, czym iPhone dla telefonii komórkowej. Gdyby nie premiera tego gadżetu Apple’a, wciąż zachwycalibyśmy się telefonami Nokii z wyświetlaczem 320×240 pikseli, gdzie gołym okiem można liczyć piksele. Tak jak iPhone zmobilizował m.in. Google’a do stworzenia Androida, a także Microsoft do zaprzestania rozwoju koncepcji Windows Mobile (swoją drogą, jak można było używać telefonu z rysikiem?), tak Google Chrome wpłynął na Operę, Mozillę i Microsoft.

Zamiast pisać wam o możliwościach Google Chrome proponuję obejrzenie nieco długiego, ale interesującego filmu o możliwościach tej przeglądarki.

Charakterystyczną cechą przeglądarki Google’a są bardzo częste wydania. W grudniu opisywaliśmy świeżo wydaną wersję 8.0, zaś teraz przyglądamy się edycji 10. Całkiem możliwe, że gdy będziecie czytać te słowa, do pobrania będzie już 11 edycja Chrome’a.

Chrome dobija do dziesiątki

Co nowego wnosi “dziesiątka”? Niemal jak zawsze – poprawiono wydajność. Włączono funkcję o nazwie Crankshaft, która znacznie podnosi wydajność JavaScript. Co to oznacza dla użytkownika Chrome’a? Gmail i Facebook będą działały szybciej. Ponadto wprowadzono zupełnie nowe okno preferencji, które zasadniczo nie jest już oknem. Uruchamia się w nowej zakładce, a każda opcja ma swój… adres. Po co? Dzięki temu można wysłać komuś link do odpowiedniej opcji, którą ma zmienić. Bardzo rozsądne posunięcie.

Poprawiono również akcelerację GPU (wspomaganie wideo) oraz włączono domyślnie synchronizację haseł. Oznacza to, że wystarczy podać swoje główne hasło Google, a będziemy mieli dostęp do wszystkich witryn bez konieczności ponownego wpisywania hasła. To bardzo wygodne, chociaż nieco niebezpieczne. Dlatego dbajcie o swoje hasło główne, nie udostępniajcie go nikomu i starajcie się, aby nie brzmiało ono przykładowo “dupa1234”.

Opera 11

Oto ona. Piękna, nowa, błyszcząca – Opera 11! Producent wprowadził w przeglądarce wiele zmian. Pojawiły się widoczne usprawnienia dotyczące obsługi kart, poprawiono gesty myszy oraz – uwaga… podobnie jak Chrome oraz Firefox – Opera obsługuje rozszerzenia!

Zabrakło jednak obsługi GPU, co oferuje obecnie Internet Explorer 9 Beta, Firefox 4 Beta, a także Google Chrome 8.0 (trzeba ją uaktywnić ręcznie). Czy to spowoduje, że nowa przeglądarka polegnie w testach wydajności? Oczywiście postanowiliśmy to sprawdzić. Przejdźmy jednak do dokładnego opisu poszczególnych nowości zawartych w nowej Operze.

Tab Stacking, grupowanie kart

To z pewnością jedna z ciekawszych funkcji nowej Opery. Cóż bowiem zrobić, gdy kończy nam się pasek kart? Teraz można je zgrupować. To bardzo proste: wystarczy jedną kartę przesunąć na drugą… i gotowe. Dzięki temu zachowamy porządek w oknie przeglądarki. Cały proces odwrócimy, klikając strzałkę (zrzut poniżej) i przeciągając kartę na sąsiednie miejsce.

Nie wszyscy wiedzą, ale to właśnie Opera wprowadziła karty do przeglądarek internetowych i z wersji na wersję je poprawiała. Obecnie już każda przeglądarka korzysta z kart. Poniższa infografika pokazuje, jak zmieniały się karty w Operze.

Od wprowadzenia pierwszej Opery minęło już 15 lat.

Gesty myszy

Kolejną funkcją znaną przede wszystkim z Opery są gesty myszy. Dla osób, które nie miały z nimi styczności, może być to nieco nienaturalne. Jednak wystarczy kilkanaście minut używania gestów i nie można się od nich odzwyczaić. Opera 11 wprowadza wizualizacje do gestów, co pozwoli przyswoić je o wiele szybciej. Pełna lista gestów obsługiwanych przez przeglądarkę dostępna jest pod tym adresem.

Opera obsługuje rozszerzenia!

Ktoś w Opera Software w końcu zmądrzał, co bardzo nas cieszy. Opera do tej pory nie obsługiwała rozszerzeń, co moim zdaniem powodowało, że przeglądarka miała dosyć ograniczone grono użytkowników. Wszyscy konkurenci stwierdzili, że rozszerzenia są dobre. Pierwszy był Firefox, potem cała reszta z Safari włącznie. Opera nie mogła dłużej pozostawać obojętna: “jedenastka” wreszcie obsługuje upragnione rozszerzenia.

Obecnie Opera ma 500 (stan na połowę kwietnia) różnego rodzaju dodatków, czyli bardzo mało w porównaniu z Chrome’em, nie wspominając już o Firefoksie, ale to z pewnością tylko kwestia czasu. Wszystkie rozszerzenia można pobrać wprost ze strony addons.opera.com/addons/extensions.

Opera Turbo

Ciekawą i niedocenianą funkcję Opery jest Turbo. Dzięki temu strony są przesyłane przez serwery producenta, które kompresują strony internetowe. Co dzięki temu uzyskamy? Szybkość. Korzystając z wolnych połączeń 3G, czy też Wi-Fi można nawet 2-krotnie zmniejszyć czas ładowania strony. Jest to szczególnie przydatne w miejscach, gdzie z zasięgiem nie jest najlepiej.

W wersji Opera 11.10 usprawniono funkcję Turbo dodając m.in. obsługę WebP. Jest to format zdjęć uważany za następce JPG. Przy zachowaniu takiej samej jakości fotografie i grafiki są mniejsze od oryginalnych nawet o ok. 40%. Uruchomienie funkcji Turbo to zaledwie jedno kliknięcie, czasami warto o tym pamiętać.

Pozostałe zmiany

Zmiany dotknęły nawet Pasek adresu, który obecnie jest kolorowany oraz wyposażony w odpowiednią ikonę. Wszystko zależy od tego, czy strona jest zabezpieczona, czy też nie. Tak drobne ulepszenie może nas uchronić np. przed zalogowaniem się na sfałszowanej stronie banku.

Nie wszyscy wiedzą, że Opera ma wbudowanego klienta poczty elektronicznej. Jak twierdzą programiści, również ten element przeglądarki został znacznie usprawniony. Jednak klienta poczty w dobie webmaili osobiście uważam za pomysł nieco nietrafiony. Kolejne modyfikacje i ulepszenia dotyczą opcji automatycznej aktualizacji przeglądarki. Od teraz funkcja nie tylko aktualizuje program, ale także zainstalowane rozszerzenia.

Opera 11 to przede wszystkim silnik przeglądarki o nazwie Presto, który został zaktualizowany – z wersji 2.6.3 do 2.7. Poza obsługą rozszerzeń oraz WebSockets (zapewnia dupleksową komunikację przeglądarki i serwera) poprawiono obsługę CSS3 oraz HTML5. Ponadto, choć producent wcale się tym nie chwali, nowa Opera działa jeszcze szybciej.

Warto też wspomnieć o wbudowanej funkcji, która umożliwia blokowanie reklam flash. Jednak nie następuje to całkowicie, bo przecież nie wszystkie animacje muszą być blokowane. Gdy chcemy jedną z nich obejrzeć, wystarczy… na niej kliknąć, podczas gdy reszta animacji nie będzie nam przeszkadzać. Funkcja znajduje się w zaawansowanych ustawieniach przeglądarki [Ctrl] + [F12], na zakładce »Zawartość«.

Safari 5

Gdybym pominął ten akapit, nikt nie zwróciłby na to uwagi. Powód jest prosty – nikt nie używa Safari. Na początku 2007 roku z Safari korzystało… 0,1 proc. polskich internautów. Jednak do końca 2010 roku przeglądarka zanotowała ponad 8-krotny wzrost popularności! Teraz używa jej 0,85 proc. osób w naszym kraju…

Safari Reader jednym kliknięciem zamienia treść wiadomości w czytelny tekst na białym tle. Koncepcja zacna, jednak ów czytnik często gubi kawałki tekstu, albo obrazki. W tym przypadku bez wieści przepadł lead (wstęp) oraz ilustracja.

W czym tkwi przyczyna? Safari jest proste. Dobrze wyświetla strony i – jeśli się skupię – to znajdę jeszcze trzeci atut programu. Niestety, dużo łatwiej jest wymieniać wady przeglądarki. Po pierwsze intuicyjność na poziomie zerowym. Po drugie Safari wcale nie jest szybkie. Choć dziarsko radzi sobie z testami, interfejs działa dosyć mozolnie. Do tej pory brakowało także rozszerzeń, które pojawiły się w jednej z ostatnich aktualizacji. Niestety, dodatków jest jak na lekarstwo i nie sposób odnaleźć rozszerzenia, które przydadzą się polskim internautom.

Wygląda nieźle? Tak, ale tylko na komputerach Apple. Wersja Windows jest po prostu brzydka, zaś podgląd ulubionych widoczny na powyższym zrzucie działa dosyć wolno.

Safari 6 jedyną nadzieją

Drogi wujku Steve, chociaż jestem fanem Apple’a, miałem iPhone, mam MacBooka, zaś logo jabłka powoduje u mnie zauważalnie szybsze bicie serca, to Safari nie nadaje się do niczego. Niech ktoś w Apple’u dobrze przyłoży się do pracy i sprawi, że przeglądarka będzie wygodna. Bez tego raczej trudno będzie przeskoczyć magiczny próg 1 proc.

Bezpieczeństwo

Sprawdzając bezpieczeństwo użytkownika, zdaliśmy się na ocenę profesjonalistów z firmy Secunia, badających bezpieczeństwo aplikacji. Firma zbiera informacje o wykrytych błędach i podaje dane na temat luk zamkniętych oraz tych wciąż niebezpiecznych. Poniższy wykres przedstawia liczbę groźnych luk w przeglądarkach, które już zostały usunięte.

W tej kategorii najgorszy okazuje się Internet Explorer 8. Wykryto w nim aż 19 dziur, z czego 6 jest wciąż niezabezpieczonych. Dla porównania podajmy, że w Firefoksie 3.6 wykryto aż 12 luk, ale żadna nie stanowi już zagrożenia. Minusa dostaje także Safari 5.0.4. Na 5 wykrytych błędów jeden wciąż jest niebezpieczny. Pozostałe przeglądarki mają bardzo niewielką liczbę luk, z czego wszystkie zostały już odpowiednio zabezpieczone. Czy to oznacza, że Firefox 4.0 oraz Internet Explorer 9 są najbezpieczniejsze? Nie, po prostu zostały wydane niedawno, więc jeszcze nie znaleziono w nich błędów. Ale to tylko kwestia czasu.

Powyższy wykres jest dużo bardziej istotny. Są to odnalezione błędy, które wciąż nie zostały usunięte. Jak widać wszystkie przeglądarki radzą sobie nieźle. Wyjątkiem jest Safari 5, które ma jeden groźny błąd. Internet Explorer 8 jest chyba poza całą konkurencją. Nie dość, że wolna, to jeszcze niebezpieczna.

Wykorzystanie zasobów

Przeglądarki internetowe w ostatnim czasie przeszły ogromną metamorfozę. Niegdyś były to proste aplikacje, które musiały wyświetlić proste fragmenty kodu HTML i kilka lekkich obrazków. Obecnie są to potężne aplikacje, w których programiści uruchamiają swoje bardzo zaawansowane aplikacje internetowe, jak Gmail, czy Facebook. W związku z tym zapotrzebowanie na zasoby – w szczególności pamięć RAM mocno się zmieniło. Jest to istotne tym bardziej, że przeglądarki wykorzystują zakładki, a to oznacza że mogą wyświetlić więcej niż jedną stronę jednocześnie.

Po uruchomieniu jednej karty ze stroną internetową w czołówce jest Google Chrome oraz stary Firefox. Najsłabiej – przynajmniej w teorii – prezentują się Firefox 4.0 oraz Opera 11.

Uruchomienie 10 różnych stron (oczywiście za każdym razem dokładnie tych samych) nieco zmienia sytuację w rankingu. Firefox 3.6 na miejscu pierwszym. Ale to jedna z niewielu zalet tej przeglądarki. Najsłabiej wypadają Opera 11 oraz Internet Explorer 8, ale…

W przypadku Opery łatwo to wyjaśnić. Ta aplikacja to prawdziwy mistrz, gdy korzystamy w dziesiątek kart jednocześnie. Dzięki stosunkowo dużemu obciążeniu pamięci RAM aplikacja potrafi działać na prawdę niesamowicie szybko. Tego nie można powiedzieć o IE8. Program pomimo pożerania ogromnych zasobów zupełnie nie radzi sobie z przełączaniem pomiędzy kartami.

Analizując powyższe wykresy pamiętajcie, że obecne komputery mają zainstalowane zazwyczaj 4 GB pamięci RAM. Właśnie dlatego nie należy się szczególnie przejmować tym, że Opera 11, czy też Firefox 4.0 potrzebuje więcej pamięci od Firefoksa 3.6. Cóż bowiem nam po aplikacji, która pomimo niskiego wykorzystania zasobów jest dosyć wolna?

Wydajność i czas uruchomienia

Aby zbadać wydajność wszystkich przeglądarek wybrałem kilka popularnych benchmarków przeglądarek. Jednak na początek przyjrzyjmy się pomiarowi czasu uruchamiania aplikacji.

Na początku dodam, że jest to tzw. zimny start. Czyli pierwsze uruchomienie aplikacji po starcie systemu, oczywiście zaraz po tym jak system w pełni zakończy uruchamianie. Warto zaznaczyć, że wyniki były wyjątkowo powtarzalne. Miejsce pierwsze należy bez dwóch zdań do Opery. Tylko ona potrafiła wystartować w mgnieniu oka. Cała reszta aplikacji zbierała się do tego nieco dłużej. Prawdziwym rekordzistą jest Safari 5.0.4 – ponad 9 sekund to stanowczo za dużo. Również Firefox 4.0 w tej kategorii okazał się wyjątkowo irytujący. Mozillo, zrób coś z tym!

A co, gdy zamkniemy przeglądarkę i po jakimś czasie zechcemy uruchomić ją ponownie? Oczywiście bez restartu komputera po drodze. Jak się okazało wtedy wszystkie aplikacje uruchamiają się niemal momentalnie, dlatego tworzenie osobnego wykresu nie miało większego sensu.

Czas uruchamiania został zmierzony po przeprowadzeniu wszystkich testów wydajności, jak i wykorzystania zasobów systemowych. Dzięki temu można było odwzorować bardziej naturalne warunki korzystania z przeglądarek, czyli profil nie był zupełnie pusty – jak przed testem wydajności.

Wydajność w benchmarkach

Zaczynamy od testu FishIE Tank, który bada możliwości wykorzystania procesora GPU (czyli karty graficznej) podczas wyświetlania stron internetowych.

Liderem jest Firefox 4.0, który w tym teście radzi sobie najlepiej. Internet Explorer i Google Chrome depczą mu po piętach. Z przeglądarek nie wspierających GPU wyróżnia się Opera, która jest faktycznie szybka. Tak czy inaczej brak możliwości wykorzystania karty graficznej wyraźnie odbija się na wynikach.
GUIMark2 również jest zależny od obsługi GPU. Wyniki są zbliżone do tych uzyskanych w FishIE Tank. Tutaj dla odmiany liderem został IE. Opera radzi sobie dobrze, jak na aplikację nie wspierającą kart graficznych. Safari i stary Firefox – zupełnie z tyłu.

WebGL cytując Wikipedię jest “internetowym językiem, zapewniającym dostęp do trójwymiarowego API w przeglądarce internetowej. WebGL bazuje na OpenGL ES 2.0 i dostarcza programistom interfejs grafiki 3D. Korzysta z występującego w HTML5 elementu Canvas i udostępnia dostęp do modelu DOM.” Problem w tym, że obsługa WebGL została zaimplementowana jedynie w Google Chrome 10 oraz Firefox 4.0. Pozostałe przeglądarki po prostu tego jeszcze nie wspierają. Szkoda, bowiem WebGL oferuje zupełnie nowe możliwości w tworzeniu stron internetowych.

LucidChart to aplikacja internetowa służąca do tworzenia wykresów i diagramów. Jest to więc konkretne narzędzie używane przez internautów, a nie specjalnie stworzony benchmark. Najlepiej prezentuje się przeglądarka… Apple Safari. Wyjątkowo słabo radzi sobie Google Chrome 10, który działał z włączoną akceleracją sprzętową. Co ciekawe po wyłączeniu tej funkcji Chrome… przyspiesza. Widać, że programiści mają jeszcze dużo pracy przed sobą.
Kraken Benchmark jest testem JavaScript. A JavaScript stoi m.in. za Gmailem, czy też Facebookiem. Im sprawniejszy jest silnik JS, tym aplikacje internetowe ładują się szybciej. Wszystkie przeglądarki radziły sobie nieźle. Wyjątkiem jest Firefox 3.6, którego wydajność nie należy do najlepszych. A co z Internet Explorer 8? Był tak wolny, że nie zdążył ukończyć testu.
Na koniec SunSpider, jeden z najpopularniejszych testów JavaScript. Test wykazuje, że wszystkie przeglądarki z obsługą JS radzą sobie dobrze. Firefox 3.6 zauważalnie wolniej, zaś Internet Explorer 8… No cóż, czas na update;)

Co wybrać?

Jeżeli spędziliście dużo czasu na analizowaniu przeprowadzonych testów wydajności, bardzo mnie to cieszy – włożyłem w nie dużo pracy. Niestety, wydaje się, że to zupełnie stracony czas. Dlaczego? Nowe wersje przeglądarek Internet Explorer 9, Firefox 4, Chrome 10 oraz Opera 11 są po prostu bardzo szybkie. Założę się, że nie odczujecie różnicy w surfowaniu przy użyciu tych przeglądarek.

Zupełnie odrębną historię stanowi Internet Explorer 8, który nie był w stanie ukończyć większości testów. Dlaczego? Aplikacja jest tak wolna, że benchmarki sądziły, iż przeglądarka po prostu się zawiesiła. Trochę lepiej radzi sobie Firefox 3.6, jednak i do niego można już przypiąć plakietkę “dinozaur Internetu”. Rozczarowuje także Safari 5. Ta aplikacja jeszcze nie tak dawno była wymieniana pośród najszybszych. Jednak od tego czasu Apple nie zrobił zbyt wiele, aby poprawić jej wydajność, a konkurenci nie spali.

Cały ten wywód sprowadza się do jednego wniosku: wybierając przeglądarkę, patrz na interfejs. Chociaż wszystkie programy na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie – różnią się w ogromnym stopniu. Moim faworytem jest Google Chrome 10 oraz Mozilla Firefox 4.0. Czy to oznacza, że Opera 11 oraz Internet Explorer 9 są złe? Nie – zwyczajnie nie przypadł mi do gustu interfejs użytkownika.