Koniec ery odkrywców, początek ery komercji

Program wahadłowców kosmicznych (STS – Space Transportation System) właśnie się zakończył. Zapowiadał się niesamowicie i wniósł bardzo wiele w podbój kosmosu. Czym właściwie był? Wahadłowiec kosmiczny to jedyny pojazd zbudowany przez człowieka i aktywnie przez niego wykorzystywany, który po locie w kosmos jest w stanie powrócić na ziemię wraz z załogą, wylądować i zostać ponownie wykorzystany do następnej misji.
Koniec ery odkrywców, początek ery komercji
STS-135 - ostatnia misja

STS-135 – ostatnia misja

To właśnie wahadłowce kosmiczne umożliwiły umieszczenie międzynarodowej stacji kosmicznej ISS na orbicie. To właśnie dzięki ich misjom teleskop Hubble’a wciąż działa, zapewniając nam wiedzę o otaczającym nas wszechświecie. To miał być kolejny wielki krok w podboju kosmosu, po misji Apollo.

Pojawił się jednak pewien szkopuł. Podbój kosmosu był stymulowany przez Zimną Wojnę. Pochłaniał miliardy dolarów, a korzyści ekonomiczne z niego czerpane były znikome. Naukowe – owszem. Prestiżowe? I to jak! Ale loty w kosmos przestały się opłacać. Wahadłowce zostały tak zaprojektowane, by wytrzymać dziesięć lat, lub sto startów. Jesteście w stanie wymienić choć jeden? Jesteście w stanie wymienić z imienia i nazwiska, z pamięci, jakąkolwiek załogę po tej, która wylądowała na księżycu? Armstrong, Aldrin i Collins okazali się ostatnimi bohaterami. Program kosmiczny po Apollo 11 przestał interesować publiczność. Wyborców. Stał się niewygodny i niewyobrażalnie drogi. Wahadłowce, jak już pisałem, miały starczyć na dziesięć lat. Jednak brak inwestycji wydłużył ich żywot o kolejne trzy dekady. Media umilkły, przestając donosić o ich wspaniałych, nieraz heroicznych misjach. Przypomniały sobie o nich dwukrotnie: po katastrofie Challengera i Columbii w, odpowiednio, 1986 i 2003 roku.

W piątek wystartowała ostatnia misja wahadłowca kosmicznego. Atlantis wyruszył w ostatnią podróż. Od tej pory, w myśl projektu prezydenta Obamy, podbój kosmosu jest w rękach prywatnych inwestorów. I tak jak nie pałam sympatią do obecnego prezydenta USA, tak jego decyzja jest uzasadniona. Nie ma najmniejszego powodu, by podatnicy płacili wbrew swojej woli za cudze marzenia (cały koszt programu wyniósł łącznie niecałe dwieście miliardów dolarów). Jestem liberałem i w pełni zgadza się to z moim światopoglądem. Ale jakaś część mnie, dzieciaka, którego wyobraźnię ukształtowali Arthur C Clarke i Carl Sagan protestuje, wiedząc, że bardzo możliwe, że już nie dożyje transmisji na żywo z lądowania pierwszego człowieka na Marsie.

– The only way of finding the limits of the possible is by going beyond them into the impossible – Arthur C Clarke


P.S.: przyzwoitość nakazuje poinformować o mojej przygodzie z T-Mobile.pl, o której pisałem dwa tygodnie temu. Dla przypomnienia: tuż po rebrandingu konsultanci nie mieli pojęcia o nowej ofercie, przez co miałem olbrzymie problemy z roamingiem. W poprzedniej notce wyraziłem przekonanie, że to tylko pomyłka i że zmiana Ery w T-Mobile nie wpłynęła na jakość obsługi klienta i że błędy zdarzają się każdemu. Reklamacja została uznana. Nie myliłem się więc, co mnie bardzo cieszy.