“Wygrany” – sukces polskiego kina, który docenią nieliczni

Oliver (Paweł Szajda), młody amerykański pianista polskiego pochodzenia, nie wytrzymując presji matki i wyrachowanego agenta, po rozstaniu z żoną przyjeżdża do Polski, gdzie zrywa europejskie tournee. Traci wszystko: miłość, uznanie i świetnie zapowiadającą się karierę, ma przy tym do spłacenia olbrzymi dług. W hotelowym barze spotyka Franka (Janusz Gajos), byłego profesora matematyki, namiętnego gracza i znawcę wyścigów konnych. Dzięki niemu pianista poznaje Kornelię (Marta Żmuda Trzebiatowska), piękną, nieco tajemniczą kobietę, która staje mu się coraz bliższa.
“Wygrany” – sukces polskiego kina, który docenią nieliczni
'Wygrany'

‘Wygrany’

Między młodym i starym bohaterem rodzi się bezinteresowna, chwilami szorstka, męska przyjaźń. Frank wprowadza Olivera w świat swojej pasji, pokazuje, że można żyć po swojemu. Dzięki Frankowi chłopak odzyskuje wiarę w siebie.

W czasie pobytu na wyścigach w Baden-Baden młody Amerykanin spotyka światowej sławy jurora konkursów pianistycznych, prof. Karloffa (Wojciech Pszoniak). Juror informuje Olivera, że zabrał mu zwycięstwo w Konkursie Chopinowskim w Warszawie. Zszokowanemu chłopakowi proponuje układ, który wyniesie go na pianistyczne szczyty. Czy młody pianista ulegnie pokusie? I czy kogokolwiek to powinno obchodzić?

Mamy tu dość typową historię, schemat wręcz. Upadek wielkiego artysty, jego kryzys, i powrót do nieuchronnego sukcesu, jak sugeruje sam tytuł. A skoro sam tytuł mówi nam o tym, jak się ten film skończy, to czy warto go w ogóle oglądać?

To zależy od waszego gustu. Jeżeli nie lubicie filmów nieco do przesady wzniosłych, poruszających problematykę walki z własną porażką, darujcie sobie to kino i idźcie na kolejną komedię. Tu wracamy do pewnej “starej szkoły” polskiego kina. W której nie jest ważna sama intryga, a obserwowanie postaci i ich przemian. Do tego trzeba dobrych aktorów, a tu mamy Gajosa i Szajdę. Do tego trzeba dobrego kadru, a tu zdjęcia i scenografia nie zawodzą.

“Wygrany” to film opowiadający banalną historię w niebanalny sposób. Warto obejrzeć w kinie lub zdobyć płytę DVD. Po ośmiu milionach wybuchów podczas Transformersów 3 i trzech milionach czerstwych żartów w kolejnej polskiej komedyjce to dość niespodziewana odmiana.