E-podręczniki idą do szkoły

We wrześniu uczniowie z 380 podstawówek z klas 4–6 przystąpią do pilotażowego programu “Cyfrowa szkoła“, w ramach którego mają otrzymać bezpłatnie 18 e-podręczników obejmujących zakresem 14 przedmiotów. Pierwsze e-booki powinny pojawić się już w przyszłym roku, a komplet ma być dostępny najpóźniej w czerwcu 2015 r. Pieniądze potrzebne na stworzenie treści multimedialnych oraz platformy e-learningowej (45 mln zł), będą pochodzić z funduszy unijnych. MEN zapowiada, że pod koniec 2014 r. z e-podręczników ma korzystać 40 proc. uczniów.
E-podręczniki idą do szkoły

Jeden z projektów e-podręcnzika firmy GroMar.

Jeden z projektów e-podręcnzika firmy GroMar.

Trzeba przyznać, że wizja darmowego dostępu do cyfrowych podręczników brzmi bardzo obiecująco i nowocześnie. Zwłaszcza, gdy spojrzymy na to z perspektywy rodzica, którego co roku czeka wydatek rzędu kilkuset zł na komplet podręczników. Jednak tradycyjni wydawcy w – było nie było – nowoczesnej inicjatywie MEN widzą same złe strony. I trudno się temu dziwić, bo wartość rynku podręczników szacowana jest na 1 mld złotych i wiążą się z tym gwarantowane przez MEN kontrakty, dofinansowania (w 2012 roku, [ ed.06.08.2012:

jak podała Koalicja Otwartej Edukacji] była to kwota 140 mln zł dla wydawców) itp. [ed.06.08.2012:

Formalnie pieniądze na podręczniki trafiają dla najbiedniejszych rodziców, ale przekłada się to na to, że jest to w pewnym sensie gwarantowana przez rząd, kwota która trafi na konta wydawców, bo jest tylko i wyłącznie na to przeznaczona

].

Czytaj też: Wojna o e-podręczniki.

W efekcie kłótni do konkursu organizowanego przez Ośrodek Rozwoju Edukacji (ORE) nie przystąpiły znane wydawnictwa edukacyjne, a porozumienie wydawców Nowoczesna Edukacja (m.in. WSiP, PWN i Nowa Era) na łamach mediów pyta o luki w rządowym planie, np. o ukryte koszty darmowych e-podręczników, takie jak ceny płyt CD z książkami czy wydruki ćwiczeń, za które najpewniej będzie musiał zapłacić rodzic. Wydawcy idą dalej i piszą do autorów darmowych e-podręczników, by wcofali się oni z projektu. Powodów nagonki na opisywane przedsięwzięcie MEN najpewniej należy upatrywać w obawach przed utratą rynku, który mogą uszczuplić udostępniane na zasadzie licencji typu Creative Commons darmowe podręczniki. Pada też zarzut złej jakość merytorycznej e-podręczników. Trudno z nim dyskutować, ponieważ podręczniki jeszcze nie powstały, a gwarantem ma być przecież to samo MEN, które zatwierdza komercyjne podręczniki.

Jeszcze 23 lipca rano pewne było, że wykonawcą platformy edukacyjnej będzie wrocławska firma Progress Framework (znana np. z realizacji projektu Agory i Centrum Edukacji Obywatelskiej “Szkoła z klasą”), która ma opracować spójną koncepcję informatycznego rozwiązania technologicznego i funkcjonalnego (platformy) do tworzenia i upowszechniania e-podręczników. Niestety, okazało się, że firma, która wygrała w dwukrotnie przeprowadzonym konkursie, będzie musiała stanąć do niego po raz trzeci. Ponieważ pod wpływem “negatywnej kampanii”, jaka towarzyszyła konkursowi, ORE po raz drugi go unieważniło. A już mówiło się, że to decyzja ostateczna…

Na szczęście decyzja ORE nie dotyczy publicznych partnerów, jakimi są ośrodki akademickie, które będą przygotowywać podręczniki od strony merytorycznej. Politechnika Łódzka odpowiada za matematykę i informatykę. Podręczniki do WoS, języka polskiego i historii przygotuje Uniwersytet Wrocławski, a Uniwersytet Przyrodniczy z tego samego miasta ma zadbać o przyrodę, geografię, fizykę, biologię i chemię. Jednak pod znakiem zapytania pozostają treści dla najmłodszych dzieci z klas 1–3, które miała przygotować Grupa Edukacyjna SA.

Tablet firmy ViNCi dedykowany najmłodszym.

Tablet firmy ViNCi dedykowany najmłodszym.

Na razie nie wiadomo, ani jak ma wyglądać cyfrowy e-podręcznik, ani na czym ma być on wyświetlany.I w zasadzie nie stanowi to problemu, bo “Cyfrowa szkoła” na większą skalę ma ruszyć dopiero za trzy lata. A kto trzy lata temu, w 2009 roku, myślał o tablecie za 300 zł czy iPadzie z ekranem Retina? Zgodnie z rekomendacją Koalicji Otwartej Edukacji w sprawie programu “Cyfrowa szkoła” i otwartych podręczników e-podręcznik ma być otwarty technologicznie, dostępny na wszystkie platformy sprzętowe, możliwy do wydrukowania i użytkowania offline. Innymi słowy, ma być to produkt ponadczasowy, nieprzywiązany ani do tabletu, ani do komputera stacjonarnego czy też nawet do Internetu. I trudno się CHIP-owi z tym wszystkim nie zgodzić.

Żeby jednak nie popadać w hurraoptymizm dotyczący e-podręczników, warto zauważyć, że na swoich stronach Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji podaje, że Korea, czyli kraj gdzie jest najgęstsza i najszybsza sieć szerokopasmowa, a narodowym sportem są gry komputerowe, zdecydowała o wycofaniu tradycyjnych e-podręczników (czyli papierowych książek przełożonych 1:1 do formy cyfrowej). Powodem tego była fala obaw przed zbytnim uzależnieniem młodych ludzi od Internetu. Według rządowego badania w tym kraju co 12. uczeń w wieku 5–9 lat zdradza objawy uzależnienia…

Konludując: E-podręcznik źle wykorzystujący możliwości nowoczesnych mediów szybko zostanie zamknięty, a uczeń – zamiast się uczyć – zacznie błądzić po Sieci. Mamy nadzieję, że MEN doprowadzi do przygotowania takich e-booków, od których trudno będzie się oderwać.

Wojna o darmowe e-podręczniki:
Rozmowa z Jarosławem lipszycem

Jarosław Lipszyc prezes Fundacji Nowoczesna Polska (FNP), tworzącej takie otwarte zasoby edukacyjne, takie jak Wolne Lektury i Wolne Podręczniki

Jarosław Lipszyc prezes Fundacji Nowoczesna Polska (FNP), tworzącej takie otwarte zasoby edukacyjne, takie jak Wolne Lektury i Wolne Podręczniki

CHIP:Jak FNP ocenia MEN-owski projekt “Cyfrowa szkoła”?
Jarosław Lipszyc:Uważamy, że jest to pomysł rewelacyjny. Bardzo się cieszę, że Ministerstwo Edukacji Narodowej w końcu się na to zdecydowało. Choć naszym zdaniem jest to decyzja co najmniej o 4 lata spóźniona, ale lepiej późno niż wcale.
CHIP:Mimo że FNP kreuje tak ciekawe i ważne projekty jak Wolne Lektury czy Wolne Podręczniki, to ORE nie wybrało Fundacji na swego partnera technologicznego*. Co to oznacza?
Jarosław Lipszyc: Nasza oferta nie została oceniona na tyle wysoko, żeby wygrać konkurs. Jest nam oczywiście przykro, bo myślę, że to była dobra propozycja, ale nie mamy o to pretensji. Nie składaliśmy jak inne podmioty protestów, bo wierzymy, że ORE podjęło najlepszą możliwą decyzję, kierując się interesem projektu, na sukcesie którego nam bardzo zależy.
CHIP: Wydawcy twierdzą, że wolne, darmowe wydawane przez MEN e-podręczniki zabiją rynek papierowych podręczników. Czy tak się stanie? Czy to tylko walka wydawców o ich własne interesy?
Jarosław Lipszyc:Zadaniem MEN jest dbanie o dobro uczniów i nauczycieli. MEN walczy o wykształcenie przyszłych pokoleń i to jest jego strategiczna rola. Nie jest zadaniem MEN ochrona rynku, który pełni rolę usługową wobec systemu edukacji. Argument, że teraz ktoś mniej zarobi, nie przekonuje mnie. A nawet więcej – to jest argument, który każdy urzędnik ministerstwa powinien potraktować jak sygnał alarmowy, bo oznacza, że dziś mamy sytuację patologiczną. System edukacyjny jest zbyt ważny dla Polski, by pozwolić sobie na kompromisy. Jakość wykształcenia Polaków przekłada się na konkurencyjność kraju w przyszłości. My nie mamy ani ropy, ani taniej siły roboczej. Jedynym naszym dobrem jest wykształcenie i to o nie powinniśmy szczególnie dbać. Dlatego musimy dołożyć jak największych starań, by edukacja była jak najbardziej dostępna, jak najtańsza i jak najwyższej jakości.
CHIP: Dlaczego zatem tyle jest szumu wokół tak rozsądnego i potrzebnego projektu rządowego?
Jarosław Lipszyc: Jest dosyć niezwykłą sytuacją, że projekt – w gruncie rzeczy podobny do wielu innych – znajduje się pod takim obstrzałem, jeszcze zanim na dobre wystartował. I powiedzmy to wprost: stoją za tym interesy kilku wydawców, którzy przestraszyli się, że stracą monopol na podręczniki oraz dostęp do milionowych dotacji z funduszy europejskich. Działania stworzonego przez wydawców Stowarzyszenia Nowoczesna Edukacja i reprezentującej go agencji PR łatwo jest prześwietlić: to oni codziennie usiłują ten projekt na wszelkie możliwe sposoby zdyskredytować poprzez mnożenie wątpliwości, alarmowanie o “potencjalnych nieprawidłowościach” itd. Na razie żaden zarzut się nie potwierdził, ale atmosfera gęstnieje. To dość bezpardonowy atak, ale taki, w którym atakujący nie mówi wprost, o co mu chodzi. Powiedzmy więc sobie kilka słów prawdy: materiały edukacyjne w Polsce są dofinansowane przez państwo, które płaci miliony za podręczniki dla najbiedniejszych dzieci, i równocześnie są przez państwo gwarantowane, bo podręczniki muszą przechodzić procesy akceptacyjne MEN. Innymi słowy, ten system od samego początku był
i jest patologiczny, bo sprzyja tworzeniu oligopolu. Płacimy za to wszyscy w naszych podatkach. Propozycja tworzenia za fundusze publiczne wolnych zasobów edukacyjnych wprowadza tu wreszcie warunki prawdziwej konkurencyjności, wprowadza prostą zasadę, że za publicznymi pieniędzmi idzie publiczna dostępność materiałów edukacyjnych.
* Dzień po przeprowadzeniu tej rozmowy ORE unieważniło po raz drugi konkurs na partnera technologicznego projektu “Cyfrowa szkoła”.
Więcej:trendy