TEST PORÓWNAWCZY: Wakacje z zoomami

TEST PORÓWNAWCZY: Wakacje z zoomami

Postęp widoczny w segmencie aparatów cyfrowych kojarzy się nam zwykle ze stale wzrastającą (choć ostatnio na szczęście wolniej) liczbą megapikseli na matrycach światłoczułych. Zdecydowanie bardziej imponujące okazuje się jednak to, co działo się w ciągu kilku ostatnich lat z zoomami optycznymi wbudowanymi w aparaty. Na przykład obecny zwycięzca testu, czyli Panasonic FZ200, to duchowy spadkobierca znakomitego modelu FZ20, który w 2004 i 2005 roku zdobywał większość nagród w tej kategorii sprzętu. Zresztą FZ20 nawet wyglądał podobnie do FZ200 – spory uchwyt, kształt zbliżony do lustrzanki i potężny obiektyw z przodu aparatu. Różnica polega na tym, że ten “potężny obiektyw” dysponował zoomem 12x, podczas gdy w obecnym teście nawet płaskie, kieszonkowe kompakty oferują co najmniej 20x. Rozwój optyki okazał się niebywały.

Dwa sposoby użytkowania

Może się to komuś wydać dziwne, ale wybieranie aparatu z długim zoomem najlepiej rozpocząć od zastanowienia się, w jaki sposób będzie się go… nie używać. Bo podczas fotografowania wszystko wygląda podobnie – bierzemy aparat do ręki i uwieczniamy to, co chcemy. Różnica polega właśnie na tym, co robimy później.

Jeśli nie przeszkadza nam to, że aparat będziemy musieli nosić w specjalnej torbie fotograficznej lub przynajmniej powieszony na stałe na szyi albo ramieniu, dobrym wyborem będzie klasyczny megazoom. Gdy wybierzemy tego typu konstrukcję, odwdzięczy się nam dużym, wygodnym uchwytem dla prawej dłoni a często także innymi pożądanymi cechami, takimi jak ruchomy wyświetlacz albo wbudowany wizjer elektroniczny. Taki aparat z reguły wygodniej się też obsługuje, ponieważ ma więcej przycisków i pokręteł. Można zaryzykować stwierdzenie, że tego typu modele są także nieco bardziej zaawansowane, chociaż akurat od tej reguły jest sporo wyjątków.

Jeśli natomiast szukamy dyskretnego i lekkiego towarzysza podróży, który będzie sobie spokojnie spoczywał w kieszeni i nie zwracał na siebie uwagi, lepiej zdecydować się na kupno mini-megazoomu. Tego typu modele mają z reguły około 3–4 cm grubości (choć zdarzają się nawet konstrukcje zaledwie nieco ponad 2-centymetrowe) i ważą ok. 200–300 gramów, podczas gdy klasyczne megazoomy to już obciążenie rzędu 500–600 gramów i grubość 8–10 cm. Oczywiście coś za coś. Mikrusy z długim zoomem mają ekrany umocowane na stałe, brakuje im wizjerów elektronicznych, a uchwyty są znacznie bardziej symboliczne, o ile w ogóle istnieją.

W skrócie: megazoomami wygodniej się fotografuje i filmuje, natomiast mini-megazoomy wygodniej się nosi. Wybór przedstawiciela którejś z tych dwóch kategorii zależy zatem wyłącznie od upodobań użytkownika. My w tym teście przyznaliśmy dwa zestawy wyróżnień: dla najlepszego i dla najbardziej opłacalnego megazoomu oraz to samo dla mini-megazoomów.

Jak długi zoom optyczny ma sens?

Pierwsza odpowiedź na to pytanie brzmi: od przybytku głowa nie boli. Jeśli za kilka lat pojawi się aparat z zoomem 100x, to fajnie, będzie z tym sporo zabawy. Już teraz podczas zmiany ogniskowej z najkrótszej na najdłuższą w Canonie SX50 HS ma się wrażenie uczestnictwa w starcie rakiety z misją na Marsa – wciska w fotel.

Warto sobie jednak uświadomić, że tak naprawdę dalsze wydłużanie ogniskowych obiektywu coraz mniej przekłada się na uzyskany wynik, a nawet wiąże się z kilkoma zagrożeniami. Im dłuższe ogniskowe, tym mniejsze różnice w kącie widzenia obiektywu, nawet jeśli zwiększamy ogniskową aż o kilkaset milimetrów. Dlatego choć zmiana oznaczenia z 20x lub 30x na 50x wydaje się imponująca, to w rzeczywistości podobny efekt może dać… lekkie skadrowanie zdjęcia w programie komputerowym.

Ten cały szereg zdjęć (zwężonych, ale niekadrowanych w pionie) został wykonany JEDNYM APARATEM - Canonem SX50 HS. Fot. Tomasz Kulas

Ten cały szereg zdjęć (zwężonych, ale niekadrowanych w pionie) został wykonany JEDNYM APARATEM – Canonem SX50 HS. Fot. Tomasz Kulas

Szczerze mówiąc, to nawet trochę bezpieczniejsze rozwiązanie. Każde dwukrotne wydłużenie ogniskowej równocześnie o połowę skraca bezpieczny czas naświetlania zdjęcia bez ryzyka zarejestrowania poruszonego obrazu. Przy najdłuższych ogniskowych okazuje się, że tego “bezpiecznego” czasu robi się beznadziejnie mało – nawet fotografowanie na zewnątrz przy pełnym słońcu staje się ryzykowne, a każde pogorszenie warunków oświetleniowych to duży kłopot. Oczywiście z pomocą przychodzi nam stabilizacja obrazu, ale nawet współczesne mechanizmy tego typu mają ograniczoną wydajność.

Do torby lub do kieszeni Każde rozwiązanie ma wady i zalety, więc wybierając aparat z potężnym zoomem optycznym, dobrze jest przemyśleć sposób, w jaki chcemy go przenosić. Klasyczne

Do torby lub do kieszeni
Każde rozwiązanie ma wady i zalety, więc wybierając aparat z potężnym zoomem optycznym, dobrze jest przemyśleć sposób, w jaki chcemy go przenosić. Klasyczne “długie zoomy” mają duże uchwyty, więcej przycisków, często ruchome ekrany czy wizjery elektroniczne, ale… do kieszeni raczej się nie zmieszczą. Mini-megazoomy trzyma się może mniej wygodnie, ale za to są lżejsze, dyskretniejsze i autentycznie kieszonkowe.

Do tego dochodzi jeszcze kwestia jakości obrazu. Z jednej strony kadrowanie w programie komputerowym wiąże się z utratą rozdzielczości, ale z drugiej w pewnym sensie podobne zjawisko obserwujemy w przypadku długich zoomów. Tutaj chodzi jednak o realną szczegółowość obrazu, często słabą lub bardzo słabą przy najdłuższych ogniskowych.

Na co zwrócić uwagę, patrząc na obiektywy

Po pierwsze na krótką ogniskową: im mniejsza liczba, tym lepiej. Dobry wynik to 24–25 mm (w przeliczeniu na format małoobrazkowy), a w naszym teście znalazły się nawet obiektywy, których ogniskowa zaczynała się od 22–23 mm. Im krótsza ogniskowa, tym szerszy kąt widzenia obiektywu – i tym łatwiej zmieścimy w kadrze to, co chcemy fotografować lub filmować.

Liczy się początek, nie koniec W naszym teście wzięły udział aparaty nawet z zoomem 50x (Canon SX50 HS), z maksymalną ogniskową 1200 mm. To imponujący wynik, który w przełożeniu na uzyskane efekty jest jednak... mało istotny. Dobrze pokazuje to powyższy schemat – zmiana z 600 mm na 1200 mm (a więc aż o 600 mm) przekłada się na kąt widzenia węższy raptem o 2 stopnie. Co innego krótka ogniskowa – tu każdy milimetr bardzo wpływa na kąt widzenia obiektywu.

Liczy się początek, nie koniec
W naszym teście wzięły udział aparaty nawet z zoomem 50x (Canon SX50 HS), z maksymalną ogniskową 1200 mm. To imponujący wynik, który w przełożeniu na uzyskane efekty jest jednak… mało istotny. Dobrze pokazuje to powyższy schemat – zmiana z 600 mm na 1200 mm (a więc aż o 600 mm) przekłada się na kąt widzenia węższy raptem o 2 stopnie. Co innego krótka ogniskowa – tu każdy milimetr bardzo wpływa na kąt widzenia obiektywu.

Po drugie liczy się jasność obiektywu, czyli maksymalny stopień otwarcia jego przysłony. Im jaśniej, tym lepiej dla jakości zdjęć, ich plastyki, a także pośrednio dla sprawności autofokusu. Tu na szczególną uwagę zasługuje zwycięzca testu – Panasonic FZ200. Jako jedyny oferuje maksymalny stopień otwarcia przysłony f/2,8 w całym zakresie ogniskowych.

Zoom optyczny
Dysponując aparatem z długim zoomem, możemy sfotografować niemal wszystko, nie ruszając się z miejsca. Należy jednak pamiętać o tym, że perspektywa na zdjęciu nie zależy od ogniskowej, ale wyłącznie od naszej odległości od fotografowanego motywu. Aby uzyskać ciekawy efekt, warto czasem pospacerować…

To samo, ale inaczej – perspektywa zależy od odległości Oba zdjęcia wykonano tym samym aparatem trzymanym na tej samej wysokości. Różnica polegała wyłącznie na zmianie odległości od fotografowanego motywu. 1 Odległość ok. 50 m (i dłuższa ogniskowa obiektywu). 2 Odległość ok. 2 m (i krótsza ogniskowa).

To samo, ale inaczej – perspektywa zależy od odległości
Oba zdjęcia wykonano tym samym aparatem trzymanym na tej samej wysokości. Różnica polegała wyłącznie na zmianie odległości od fotografowanego motywu. (1) Odległość ok. 50 m (i dłuższa ogniskowa obiektywu). (2) Odległość ok. 2 m (i krótsza ogniskowa).

No i po trzecie, stabilizacja. To już obowiązkowy element wyposażenia aparatów z długim zoomem, ale nie każdy wie, że w ciągu ostatnich lat także na tym polu dokonał się spory postęp. Wydajność stabilizacji takich modeli, jak aparat fotograficzny Nikon P510/P520, Canon SX50, Sony HX200V czy zwycięski Panasonic FZ200, jest niesamowita. Bezpieczny czas naświetlania zdjęć może być wydłużany 16-, 32-, a nawet 64-krotnie, ale jeszcze lepiej widać to podczas rejestracji wideo z aparatem trzymanym w dłoniach. Po prostu powstaje wrażenie, że nagrania dokonano ze statywu.

Bezprzewodowość totalna: GPS i Wi-Fi

Nie tylko doskonalsza teraz stabilizacji zachęca do tego, by nabyć najnowszy aparat z długim zoomem – nawet jeśli kilka lat temu dokonaliśmy już podobnego zakupu. Inne sposoby producentów na skuszenie klientów obejmują całą gamę dodatków, które bezpośrednio nie mają wiele wspólnego z fotografią czy nagrywaniem wideo. Mimo to warto się nimi zainteresować.

Pierwszy dodatek to moduł GPS, obecnie spotykany w coraz większej liczbie modeli, nie tylko tych z najwyższej półki. To rozwiązanie ma jedną wadę – zwiększa zużycie energii. Pół biedy, jeśli GPS używany jest tylko do automatycznego geotagowania zdjęć, bo obecnie stosowane rozwiązania nie obciążają aż tak mocno akumulatora aparatu. Gorzej, jeśli włączymy funkcję, która cały czas śledzi trasę przemieszczania się aparatu (nawet gdy jest wyłączony). To ciekawa opcja, pozwalająca dokładnie zrekonstruować później trasy wakacyjnych wycieczek, ale… trzeba liczyć się z tym, że już po godzinie czy dwóch aparat przestanie działać. Mimo to, jeśli kupujemy aparat do zastosowań turystycznych, GPS stanowi wyposażenie obowiązkowe.

Bezprzewodowa łączność ze światem Współczesne aparaty, takie jak Panasonic FZ40 (2 miejsce w kategorii mini- -megazoomów), coraz częściej wyposażone są we wbudowany moduł GPS i złącze Wi-Fi. Oba dodatki faktycznie się przydają, choć oczywiście można się też bez nich obejść.

Bezprzewodowa łączność ze światem
Współczesne aparaty, takie jak Panasonic FZ40 (2 miejsce w kategorii mini-megazoomów), coraz częściej wyposażone są we wbudowany moduł GPS i złącze Wi-Fi. Oba dodatki faktycznie się przydają, choć oczywiście można się też bez nich obejść.

Trochę innym typem dodatku jest wbudowane łącze Wi-Fi. Oczywiście może przydać się w czasie wakacji, ale znacznie ważniejsza jest możliwość błyskawicznego podzielenia się zarejestrowanymi zdjęciami czy nagraniami ze znajomymi – dzięki niej na przykład łatwo przegramy je na smartfon lub szybko wyświetlimy na przystosowanym do tego telewizorze. Bardziej sprawdzi się u cioci na imieninach, ale podczas całodniowej wycieczki po Paryżu również się przyda. Pamiętajmy, że w połączeniu ze smartfonem (a w przypadku Samsunga Galaxy Camera nawet bez niego) z dowolnego miejsca na świecie w prosty sposób wrzucimy zdjęcia z aparatu chociażby na Facebooka. Aha, przyda się jeszcze zasięg sieci komórkowej…

Dla początkujących i zaawansowanych

Wróćmy jednak do fotografii. Niewątpliwą zaletą aparatów kompaktowych z długim zoomem jest ich uniwersalność, czyli dostępność dla osób o różnych stopniach zaawansowania. Z jednej strony wszystkie oferują tryb automatyczny (wraz z jego różnymi odmianami “inteligentnymi”), a z drugiej – większość modeli udostępnia pakiet tradycyjnych trybów fotograficznych: program, preselekcje przysłony, czasu, oraz pełną regulację manualną.

Uchwyć właściwy moment Trzeba przyznać, że – choć zdarzają się wyjątki – szybkość ustawiania ostrości we współczesnych aparatach kompaktowych jest zwykle co najmniej dobra.

Uchwyć właściwy moment
Trzeba przyznać, że – choć zdarzają się wyjątki – szybkość ustawiania ostrości we współczesnych aparatach kompaktowych jest zwykle co najmniej dobra.

Pełna automatyka oraz programy P, A, S i M to jednak tylko pewne skrajności. Prawdziwym żywiołem kompaktów z długim zoomem jest mnóstwo półautomatycznych opcji kreatywnych. W niemal każdym nowoczesnym modelu znajdziemy takie opcje, jak obrazy HDR (choć nadal w części przypadków wymagające fotografowania ze statywu), zdjęcia panoramiczne czy 3D. Przede wszystkim jednak w każdym z aparatów znajdziemy wiele “stylów kreatywnych”, “filtrów artystycznych” i innego rodzaju określeń, za którymi kryją się opcje nadające zdjęciom niepowtarzalny charakter. Trzeba przyznać, że stają się one coraz ciekawsze, coraz mniej tandetne i banalne.

Naładuj raz na całą wycieczkę Zasilanie współczesnych aparatów zaczyna być coraz większym problemem (Wi-Fi, GPS, duże wyświetlacze), dlatego zdecydowanie warto zwrócić uwagę na tę kwestię.

Naładuj raz na całą wycieczkę
Zasilanie współczesnych aparatów zaczyna być coraz większym problemem (Wi-Fi, GPS, duże wyświetlacze), dlatego zdecydowanie warto zwrócić uwagę na tę kwestię.

Nadal niewiele jest natomiast “fajerwerków” związanych z nagrywaniem wideo – pod tym względem producenci wciąż skupiają się na kwestiach technicznych (rozdzielczość Full HD, jak najwięcej klatek na sekundę itd.), a nie na dodatkowych opcjach zmieniających styl obrazu. Zgaduję jednak, że zmieni się to niebawem, na czele z wprowadzeniem nagrywania filmów typu HDR.

Z wizytą w laboratorium

Można powiedzieć przewrotnie, że jeśli ktoś szuka aparatu oferującego jak najlepszą jakość zdjęć, to od długich zoomów powinien się trzymać z daleka. Dwie rzeczy, które mają na wspomnianą jakość najlepszy wpływ, to stałoogniskowy obiektyw i duża powierzchnia matrycy. Cóż, zoomy z definicji nie są stałoogniskowe, ale wręcz przeciwnie – bardzo, bardzo zmiennoogniskowe. Do tego, ponieważ projektanci nie chcąc tworzyć obiektywów wielkości armaty, wsadzają do korpusów zazwyczaj najmniejsze matryce, jakie spotykamy w kompaktach. Ale to jeszcze nie wszystko – warto mieć świadomość, że zaprojektowanie niezwykle długiego zoomu zawsze wiąże się z daleko idącymi kompromisami – słabszą realną ostrością, winietowaniem, potężnymi zniekształceniami geometrycznymi obrazu, aberracją chromatyczną.

Jeśli kogoś udało mi się w tym momencie zmusić do zastanowienia, to dobrze, bo należy mieć świadomość, w co się pakujemy, kupując tego typu aparat. Mam też nadzieję, że nikogo nie udało mi się zniechęcić, ponieważ kompakty z długim zoomem należą mimo wszystko do najbardziej zaawansowanych i zadziwiających konstrukcji fotograficznych świata. Kiedy człowiek bierze do ręki aparacik o grubości nieco ponad 2 cm i wysuwa się z niego 20-krotny zoom, od razu nasuwa się pytanie: gdzie się to wszystko w ogóle mieści? Jednak najważniejszą zaletą kompaktów z długim zoomem jest przede wszystkim ich ogromna, totalna wręcz uniwersalność.

A jeśli chodzi o jakość nagrań wideo i zdjęć, ta jest co najmniej dobra. Zdecydowanie lepsza niż w przypadku większości telefonów komórkowych, do tego dochodzi szybsze ustawianie ostrości, o niebo wygodniejsza obsługa i jeszcze bardziej rozbudowane możliwości. A gdyby jakiś użytkownik smartfonu miał mimo wszystko wątpliwości, czy warto fotografować normalnym aparatem, najlepiej po prostu wysunąć obiektyw do pozycji jego maksymalnej ogniskowej i zaproponować, żeby spróbował zrobić coś podobnego.

To się może przydać
To człowiek wykonuje zdjęcia, nie aparat, ale… aparat może mu w tym pomóc. Pokazujemy kilka dodatków, które zwiększają wygodę korzystania i skuteczność kompaktów z długim zoomem.

Wizjer elektroniczny i gorąca stopka Wizjer przydaje się, jeśli fotografujemy w bardzo jasnym otoczeniu, kiedy widoczność na dużym wyświetlaczu jest słaba. Natomiast dzięki gorącej stopce możemy podłączyć zewnętrzną lampę błyskową, znacznie lepszą od flesza wbudowanego w aparat.

Wizjer elektroniczny i gorąca stopka
Wizjer przydaje się, jeśli fotografujemy w bardzo jasnym otoczeniu, kiedy widoczność na dużym wyświetlaczu jest słaba. Natomiast dzięki gorącej stopce możemy podłączyć zewnętrzną lampę błyskową, znacznie lepszą od flesza wbudowanego w aparat.

Ruchomy ekran Najlepiej, jeśli jest umieszczony na przegubie (tak jak na zdjęciu) – możemy go wtedy niemal dowolnie ustawić i złożyć na czas transportu wyświetlaczem do wewnątrz. Ale dobre są także ekrany odchylane, bo też oferują wygodne kadrowanie z trudnych pozycji.

Ruchomy ekran
Najlepiej, jeśli jest umieszczony na przegubie (tak jak na zdjęciu) – możemy go wtedy niemal dowolnie ustawić i złożyć na czas transportu wyświetlaczem do wewnątrz. Ale dobre są także ekrany odchylane, bo też oferują wygodne kadrowanie z trudnych pozycji.

Przycisk chwilowego rozszerzenia kadru Bardzo przydatny drobiazg! Szukanie czegoś w kadrze przy maksymalnych ogniskowych to loteria – znacznie łatwiej na chwilę błyskawicznie rozszerzyć kąt widzenia obiektywu, wycelować, a następnie automatycznie wrócić do długiej ogniskowej.

Przycisk chwilowego rozszerzenia kadru
Bardzo przydatny drobiazg! Szukanie czegoś w kadrze przy maksymalnych ogniskowych to loteria – znacznie łatwiej na chwilę błyskawicznie rozszerzyć kąt widzenia obiektywu, wycelować, a następnie automatycznie wrócić do długiej ogniskowej.

ZMiana ogniskowej pokrętłem na obiektywie Co tu dużo mówić – nie istnieje szybsza i bardziej precyzyjna metoda regulacji ogniskowej obiektywu, ale w aparatach kompaktowych spotyka się ją rzadko. Królują przyciski na tylnej ściance lub dźwignia wokół spustu migawki.

Zmiana ogniskowej pokrętłem na obiektywie
Co tu dużo mówić – nie istnieje szybsza i bardziej precyzyjna metoda regulacji ogniskowej obiektywu, ale w aparatach kompaktowych spotyka się ją rzadko. Królują przyciski na tylnej ściance lub dźwignia wokół spustu migawki.

Podsumowanie

Panasonic Lumix FZ200 Najbardziej dojrzały i dopracowany aparat w naszym teście. Nie góruje nad konkurentami w jakiejś szczególnej kategorii, ale po prostu robi wszystko na bardzo wysokim poziomie. Świetny obiektyw, świetna stabilizacja. Miejsce POWER: 1 Cena: 1840 zł

Panasonic Lumix FZ200
Najbardziej dojrzały i dopracowany aparat w naszym teście. Nie góruje nad konkurentami w jakiejś szczególnej kategorii, ale po prostu robi wszystko na bardzo wysokim poziomie. Świetny obiektyw, świetna stabilizacja.
Miejsce POWER: 1 Cena: 1840 zł

Sony Cyber-shot DSC-HX20V Kieszonkowa, metalowa cegiełka, z której wysuwa się nagle przepotężna lufa 20-krotnego zoomu. Szybki autofokus, wysoka jakość zdjęć, mnóstwo funkcji, GPS. I ergonomia – zadziwiająco dobra jak na tak mały aparat! Miejsce POWER: 6 Cena: 1190 zł

Sony Cyber-shot DSC-HX20V
Kieszonkowa, metalowa cegiełka, z której wysuwa się nagle przepotężna lufa 20-krotnego zoomu. Szybki autofokus, wysoka jakość zdjęć, mnóstwo funkcji, GPS. I ergonomia – zadziwiająco dobra jak na tak mały aparat!
Miejsce POWER: 6 Cena: 1190 zł

Jeden z producentów aparatów zrobił ostatnio badanie rynku, z którego wynikają dwa ciekawe wnioski. Po pierwsze smartfony coraz chętniej wykorzystywane są do codziennego pstrykania, ale jeśli przychodzi do trochę ważniejszych tematów (ślub, impreza rodzinna, fotografowanie własnych dzieci, zaplanowana wycieczka wakacyjna itp.), ludzie nadal zdecydowanie wolą fotografować prawdziwymi aparatami. Po drugie smartfonów do wykonywania zdjęć używają najchętniej osoby młode i samotne, natomiast jeśli ktoś korzysta z aparatu, to w obecnych czasach albo realizuje swoją pasję, albo pozostaje w szczęśliwym związku (niekoniecznie od razu z dziećmi), albo jest profesjonalistą. Tak czy inaczej, zaliczenie do którejś z wymienionych kategorii to raczej miła sprawa.

Olympus SZ-14 Tak naprawdę to aparat środka – z kształtu podobny trochę do rasowych

Olympus SZ-14
Tak naprawdę to aparat środka – z kształtu podobny trochę do rasowych “długich zoomów”, ale z nieco mniejszym uchwytem i bez wizjera. Najważniejsze, że oferuje 24-krotny zoom optyczny i można go kupić nawet za mniej niż 500 zł. Opłaca się!
Miejsce POWER: 28 Cena: 490 zł

Samsung WB850F Jeśli chodzi o stosunek liczby

Samsung WB850F
Jeśli chodzi o stosunek liczby “fajerwerków” do ceny zakupu, WB850F nie ma sobie równych w całym teście. To bardzo dobrze wyposażony (m.in. w GPS i Wi-Fi), świetnie działający aparat z 21-krotnym zoomem w bardzo przyzwoitej cenie.
Miejsce POWER: 21 Cena: 750 zł

Sprzedaż aparatów cyfrowych na świecie spada – to fakt. A jednak wbrew tej ogólnej tendencji kilka kategorii aparatów rozwija się niezwykle dynamicznie i rok do roku w ich przypadku odnotowuje się sprzedaż większej liczby egzemplarzy. Jedną z takich kategorii są właśnie długie zoomy. To także stanowi odpowiedź na pytanie, czy warto kupić taki aparat. Zdecydowanie warto. Mniejsza o to, czy wydamy na niego 1500 czy 500 zł – za każdym razem otrzymamy potężne możliwości fotograficzne, których nie oferuje nic innego.