Nasz rząd zacznie walczyć z pornografią w Sieci

Minister Michał Boni przyjął projekt Solidarnej Polski z entuzjazmem, udzielił nawet krótkiego komentarza:
Jeżeli do newsa przyciągnęła cię ta fota, to znaczy, że znasz witrynę o której mowa...
Jeżeli do newsa przyciągnęła cię ta fota, to znaczy, że znasz witrynę o której mowa...

“Ograniczenie dostępu do pornografii dla dzieci i młodzieży uważam za rzecz niesłychanie ważną. Dlatego tak istotne jest poszukiwanie realnych i istotnych rozwiązań w tym zakresie.”

Optymizm ministra to jedyne, o czym możemy napisać w tej sprawie, albowiem jakiekolwiek rozwiązania, które pozwoliłby dostawcom internetowym, na życzenie rodziców zablokować dostęp do treści pornograficznych nie zostały jeszcze przedstawione.

Boni zapowiedział, że Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji chce rozszerzyć współpracę z dostawcami usług telekomunikacyjnych i organizacjami pozarządowymi. Owocem tej współpracy miałby być zespół, który pod kierownictwem naszego Rządu opracowałby uniwersalny program kontroli rodzicielskiej, który mógłby być zainstalowany i obsługiwany przez osoby (rodziców) nie posiadające zaawansowanej wiedzy o komputerach.

Mam teraz dylemat. Z jednej strony mógłbym napisać, że inicjatywa jest jak najbardziej słuszna i, co logiczne, popieram ją bez żadnych “ale”. Z drugiej strony oczami wyobraźni widzę już tego potworka do kontroli rodzicielskiej, napisanego za pieniądze podatników, mniej elastycznego od komercyjnych rozwiązań, a jeśli fantazja pozwoli, z zaszytym narzędziem do inwigilacji obywateli, którzy dadzą się nabrać i zainstalują to u siebie na komputerze. Całkiem możliwe, że ten pesymizm napędzany jest pogodą za oknem.