Wędrówka duszy, czyli dlaczego “Journey” jest arcydziełem sztuki współczesnej

Wędrówka duszy, czyli dlaczego “Journey” jest arcydziełem sztuki współczesnej

“Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie” mawiał Antoine de Saint-Exupery i słowa te krążą mi po głowie cały czas podczas przeżywania “Journey”. Nie napiszę Wam standardowej recenzji, gdyż najzwyczajniej w świecie, każdy drobiazg, o którym bym wspomniała, popsułby Wasze wrażenia, a zależy mi bardzo na tym, byście tak jak ja, rozchylali usta ze zdziwienia. Ciężkie zadanie sobie wyznaczyłam i prawdopodobnie poczujecie niedosyt, ale mam nadzieję, że gdy usiądziecie już sami, przed ekranem TV, pokiwacie głową ze zrozumieniem przypominając sobie mój artykuł.

Samotność

To pierwsze czym “Journey” mnie uderzyło. Oto jestem Kimś. Stoję pośrodku pustyni białego piasku, wsłuchując się w wiatr, poruszający lekko moją czerwoną tuniką. Jestem kontrastem, a równocześnie czuję, że idealnie tu pasuję. Nie mam dłoni, tylko parę długich nóg, które wręcz proszą się, by ich użyć. Widzę na horyzoncie ciemniejszy, falujący kształt. Zaczynam iść. Dźwięk piasku ustępującego pod stopami jest tak realistyczny, że w oka mgnieniu przechodzę w ten nierealny, oniryczny świat wyjęty jakby z “Tysiąca i jednej nocy” i chłonę go każdymi zmysłami. Oślepiające słońce, nastrojowa muzyka i piasek, ach ten piasek, sprawiają, że moje serce zamiera. Zaczynam czuć to, co mój bohater. Zaczynam być Nim.

Radość

Szarfa migocze delikatnymi, świetlistymi znakami. Oto skaczę. Wzbijam się z największą gracją w powietrze, by za chwilę swobodnie opaść w dół. Dostrzegam ruch. To tylko wiatr porusza krajobrazem, dając mi złudzenie towarzystwa. A jednak… Znajduję po drodze istoty, które choć różnią się ode mnie kształtem, ich barwa mówi, że są mi bliskie. Czuję do nich sympatię, a one swoim zachowaniem również okazuję radość. Dodają mi otuchy samym istnieniem. Czuję, że jestem dla nich ważna, choć nie wiem dlaczego.

Niepewność

Nie wiem też dokąd zmierzam. Nie ma tu drogowskazów, ani mapy. Czuję się bardzo zagubiona, nie jestem w stanie nawet określić jakie brzemię na mnie ciąży, ani gdzie znajduje się kres mojej wędrówki. Czy jestem tylko pielgrzymem szukającym objawienia? Samotnym wędrowcem szukającym towarzystwa? Wybrańcem własnego plemienia? Pustelnikiem szukającym odpowiedzi, na tylko jemu znane pytania? Orędownikiem światła? Dlaczego idąc przed siebie czuję niepokój? Czy to tylko te pustynne otoczenie wypełnione ruinami zamierzchłych czasów mnie tak przeraża, czy podświadomie wiem, że u kresu mojej wędrówki będę musiała zmierzyć się z czymś niepojętym? A jeśli nie dam rady? Przecież potrafię tak niewiele… Przecież światło, które mam w sobie ma tak ograniczoną moc…

Euforia

To fatamorgana czy jednak…? Widzę w oddali kogoś takiego jak ja! Podbiegam do niego. Widzę, że patrzy w moim kierunku bez ruchu. To wirtualny bohater? Stoję obok niego. Mrugam światłem, bo nic innego nie potrafię. Odmruguje. Mrugam szybko dwa razy. Postać powtarza tą czynność. Nie ma nad głową żadnego nicka. Żałuję, że nie znam alfabetu Morse’a, ale po chwili, gdy owa postać oddala się kawałek, przystaje i spogląda na mnie, zaczynam się śmiać jak szalona. Och, jakże byłam głupia wątpiąc w Was, ThatGameCompany… Złamaliście właśnie barierę językową! Biegnę Więc razem, z moim nowym towarzyszem, mrugamy do siebie co jakiś czas. Być może by powiedzieć ” jestem za tobą”, albo ” fajnie, że jesteś”. Surfujemy po złotym piasku z niesamowitą prędkością, a gdy słońce oświetla w pewnym momencie ruiny, między którymi płyniemy, zatrzymujemy się oboje w tym samym momencie… Patrzymy w ciszy na piękno tego świata. Odwracam się do mego towarzysza i niemal widzę, ten sam blask w oczach, który mam teraz ja. Muzyka, która nas otacza jest epicka, wzruszająca i dodająca nam jakiejś takiej chwały, która ściska za gardło. I nie muszę mu mówić, że to czuję. On to wie.

Mrug! Mrug! – Idziemy dalej?

Mrug! – Idziemy!

Monumentalizm

Dzień później jestem znów sama. Przed premierą serwery działają tylko parę godzin. Muszę przemierzyć drogę bez towarzystwa, które jest esencją tej gry. W ciemnych korytarzach sal, czuję znów lęk. Wszystko jest tu takie monumentalne… Kim były istoty, które to zbudowały? Moimi przodkami? Skąd miały siłę, by wznieść tak olbrzymie budowle? Znów czuję się tylko drobinką. Małym, czerwonym wędrowcem, który z obawą stawia kolejny krok. Quo vadis?

Epilog

Opowieść układa się w całość. Emocje sięgają apogeum. Powinnam się cieszyć, że na wiele pytań uzyskałam odpowiedź – choć tak naprawdę nadal nie wiem nic. To tylko interpretacje, które luźno powstają w głowie. Pojawiają się kolejne pytania, na które już nikt mi nie odpowie. Pojawia się przeogromny zachwyt nad koncepcją tego magicznego świata, który przesłaniają mi łzy. Wiem tylko, kim jestem i czuję z tego powodu olbrzymią dumą. I chcę zacząć jeszcze raz. Z innym towarzyszem, który być może tym razem poszerzy moje perspektywy i odpowie na następne pytania. Chcę zacząć podróż do wnętrza siebie od nowa.

Podsumowanie

“Podróż” powinni przeżyć wszyscy. Sterowanie jest na tyle proste, że nawet osoby, które wcześniej nie trzymały w dłoni pada, sobie poradzą. O ile “Flower” niekoniecznie wszystkim mógł się podobać, myślę, że “Journey” swoimi emocjami zmiażdży najbardziej kamienne serce. Można znaleźć w niej tak wiele, że aż trudno mi samej uwierzyć we własne słowa. I wiecie co? Słowa są tutaj zbędne. Niech przekonają Was moje łzy, których nie umiałam powstrzymać przez ostatnie 30 minut rozgrywki.

Plusy:

+ Złamanie bariery językowej

+ Oniryczny, bajkowy klimat

+ Rozległe lokacje o minimalistycznym designie

+ Gra światło-cieni

+ Animacje ruchu

+ Oryginalność!

+ Intensywność emocji

+ Muzyka zmieniająca się pod wpływem naszych działań

+ Losowe przydzielanie towarzyszy w trybie multiplayer

Minusy:

– Losowe przydzielanie towarzyszy w trybie multiplayer;( – bo tak bardzo czekałam z przyjacielem, na wspólne eksplorowanie tego świata…

OCENA:

95/100

Więcej recenzji i newsów znajdziesz na: