Deszcz, przyjaciel fotografa

Deszcz, przyjaciel fotografa

Im więcej samobójców, tym mniej samobójców – to powiedzenie w przypadku fotografii ma jeszcze krótszą formę i brzmi: im gorzej, tym lepiej. Może nieco mniej komfortowo, może chlupie w butach i ziębną paluszki, może trzeba nockę zawalić lub wstać jeszcze przed świtem, ale to najprawdziwsza prawda. I przekona się o tym każdy, kto zacznie przeglądać wakacyjne ujęcia. Plaża i błękitne niebo, góry i błękitne niebo, zabytki i błękitne niebo – właśnie taki kolor ma nuuuuda. A potem, trochę przypadkiem, jakieś zdjęcie wykonane w czasie burzy, która złapała nas w trakcie wycieczki, więc już nie dało się zostać w domu czy hotelu i trzeba było zwiedzać i fotografować. I następuje ożywienie: Rany, jakie świetne niebo! Ale super chmury ci wyszły na tym zdjęciu! Przy tej pogodzie to miejsce wygląda niesamowicie!

Jeśli kogoś ogarniają w tym momencie wątpliwości, to jest to zupełnie zrozumiałe. Na pierwszy rzut oka błękitny błękicik rzeczywiście wydaje się lepszy niż szaro-bura kolorystyka deszczu, mgły czy burzy. Kolorowy, radosny i błękitny. Ale co z tego, skoro słońce powoduje powstawanie tak głębokich kontrastów, że pod nosem robi nam się wąsik, oczy zmieniają się w ciemne jamy, a w kadrze mamy siekaninę przepalonych białych plam i nieprzeniknionych czerni.

Jeśli ktoś martwi się kolorystyką, to jest na to prosty sposób: balans bieli. Wystarczy zejść na chwilę z wygodnego ustawienia automatycznego (AWB) i wybrać “chmurkę” lub nawet “cień”. Nagle okaże się, że aparat zaczyna widzieć i rejestrować świat w znacznie cieplejszych, żywszych barwach – trochę takich, jakie kiedyś lubili fotografowie, wybierając negatywy Kodak Gold. O tym też rozmawialiśmy w czasie naszego ostatniego Fotospaceru z firmą Panasonic.

O ile jednak kolorystyka rzeczywiście jest problemem, który można pokonać, o tyle chmury i deszcz są prawdziwymi przyjaciółmi fotografa! To wprawdzie światło “rysuje” fotografie, ale chmury to światło zmiękczają, działając jak wielka płaszczyzna rozpraszająca, jak gigantyczny softbox. Poza tym są zdecydowanie ciekawszym motywem na tych wszystkich kadrach, na których widać niebo. Niebo z chmurami jest znacznie ciekawsze, a niebo z groźnymi chmurami burzowymi to jest dopiero widok!

Kiedy dopinaliśmy nasz ostatni Fotospacer, zadzwoniła do mnie przedstawicielka Panasonica z zapytaniem, czy nie lepiej byłoby go odwołać i przesunąć na inny termin. Prognozy pogody były wyjątkowo nieciekawe – miało lać niemal przez cały czas. I naprawdę lało! Mało tego, wiem też, że inny fotospacer, który miał odbyć się dokładnie tego samego dnia, rzeczywiście został odwołany.

Odpowiedziałem wtedy dokładnie w ten sposób, w jaki teraz opisuję brzydką pogodę. Odwołać? Przecież to szansa na wykonanie naprawdę niepowtarzalnych, oryginalnych ujęć! Ale w głębi serca miałem trochę stracha: czy na nasz Fotospacer przyjdą uczestnicy? Czy będzie udany?

Przyszli. Z sześćdziesięciu zaproszonych osób przyszło ponad pięćdziesiąt – i większość doszła z nami aż do końca trasy prowadzącej uliczkami Śródmieścia Południowego. Okazali się niezwykle dzielni i niezwykle “napaleni” na fotografię! A przede wszystkim swoimi zdjęciami rzeczywiście udowodnili to, o czym pisałem powyżej. Wielu ich zdjęć nie dałoby się wykonać przy ładnej pogodzie. Albo inaczej: oczywiście dałoby się, ale wyglądałyby po prostu banalnie. Zresztą oceńcie proszę sami, przeglądając

galerię zdjęć z tego Fotospaceru

.

Nie zawiedli ludzie, nie zawiodły też aparaty. Tu też miałem stracha, bo wśród świetnych bezlusterkowców Panasonica, jakie mieliśmy do naszej dyspozycji, mniej niż połowa należała do zaawansowanych modeli z uszczelnionymi korpusami, nieźle zabezpieczonymi przed deszczem. Tymczasem jedynym aparatem, który pod sam koniec odmówił posłuszeństwa, był wyjątkowo ostro katowany przeze mnie dość tani Lumix G6 – na głównym wyświetlaczu zaczęły pojawiać się dziwne paski. Po wysuszeniu aparat działał już jak trzeba, podobnie jak wszystkie inne aparaty i obiektywy.

Oprócz fotografowania przy brzydkiej pogodzie (który to temat “narzucił nam się” niejako sam), po raz drugi testowaliśmy niesamowitą szybkość pracy autofokusu aparatów Panasonica. Szczególną uwagę zwracaliśmy na tryb wyzwalania migawki poprzez dotknięcie wybranego miejsca na ekranie – dosłownie w tym samym momencie aparat ustawiał we wskazanym miejscu kadru ostrość, dobierał odpowiedni poziom ekspozycji i wykonywał zdjęcie. Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć.

Wyzwaniem dla autofokusu był pokaz parkouru w wykonaniu Arka “Ogi” Gajewskiego, należącego do grupy Parkour United. Arek ma chyba jakieś fory u grawitacji, bo wyraźnie działała na niego znacznie słabiej, niż na nas wszystkich.

Przede wszystkim jak zawsze na naszej trasie nie zabrakło ciekawych uliczek, podwórek, klatek schodowych, bram i placów. W kilka miejsc weszliśmy jedynie dzięki znajomościom naszych genialnych przewodniczek z Warszawskiej Fabryki Spacerów, a kilka innych jest ogólnie dostępnych, tylko… trzeba o nich wiedzieć. Często są to podwórka czy klatki schodowe, obok których przechodzimy tysiące razy, nie wiedząc, jakie niezwykłe klimaty kryją się tuż obok.

Następny Fotospacer, tym razem po warszawskiej Pradze, już 21 września, zapisy ogłosimy wkrótce na naszym profilu. A jeśli ktoś chce dokładniej wyobrazić sobie, jak deszczowo było podczas ostatniego Fotospaceru, zapraszamy do tej fotorelacji.