Gra o Tron, Epizod 2: The Lost Lords – recenzja gry

Gra o Tron, Epizod 2: The Lost Lords – recenzja gry

Z moich obserwacji wynika, że Telltale Games robi najlepsze pierwsze odcinki w swoich grach przygodowych, by oszołomić graczy i skłonić do zakupu pełnego sezonu, a następnie wydaje kilka średniaków, by w finale zrekompensować graczom wszystkie niedostatki. Nie inaczej było w przypadku The Walking Dead i Wolf Among Us i nie inaczej jest z Grą o Tron. Pierwszy epizod trzymał niesamowicie w napięciu, przy drugim spoglądałam z obojętnością w ekran.

The Lost Lords ocieka stagnacją. Niby pojawia się ciekawy wątek Ashera, wygnanego syna Forrestera, który poczyna sobie ze swoją towarzyszką w Yunkai, żółtym miastem rządzonym przez łowców niewolników. Od razu widać, że to najbardziej buntownicza i obdarzona poczuciem humoru postać z rodu, w którym wszyscy są do przesady prawi, przyjaźni, szlachetni i bez wyjątku – nudni. Niestety scen z Asherem jest mało, ale ten wątek jest przynajmniej intrygujący.

Reszta historii z poprzedniej części bardzo wolno się rozwija. Mira znów prosi Margaery o pomoc i układa się z Tyrionem, konflikt z Whitehillami w Ironwood tymczasowo schodzi na dalszy plan z powodu nieoczekiwanego powrotu pewnej postaci, a Gared dociera na Mur i jak można było przewidzieć rozpoczyna tam szkolenie i raczy fanów krótką pogawędką z Jonem Snow. Nie dzieje się absolutnie nic, co wywołałoby okrzyk zgrozy, czy chociażby przykuło do ekranu na dłużej. Owszem, tak jak poprzednim razem są tu dwie sceny walki, dość ładnie rozrysowane, ale nic poza tym. Bez sensu wprowadzano także wybór w QTE – bez względu na to, czy przykładowo spróbujecie zaatakować wroga z lewej czy z prawej strony efekt będzie ten sam. Zabrakło także ważnych wyborów. Tylko raz zawahałam się chwilę przed podjęciem decyzji – cała reszta wydawała się oczywista.

Wkurzające są za to sekwencje, które ociekają zbędnymi dłużyznami. Kroczenie do skraju Muru, czy przechadzka po Ironwood miałyby więcej uroku gdyby można było dokonać jakiejkolwiek interakcji. Nie lubię takich zapchaj dziur, bo ma się wrażenie, jakby twórcy szatkowali krótką historię na jeszcze krótsze kawałeczki. Nie podobały też mi się nowe, poboczne bohaterki. Oprócz partnerki Ashera reszta panien jest zrobiona na jedno kopyto – identyczne fryzury, bardzo podobne rysy twarzy… Po dwu miesięcznej przerwie miałam miejscami problem z rozpoznaniem kto jest kim jeśli chodzi o damską płeć.

Na plus zaliczyć mogę wzruszający finał i piękną jak poprzednio malarską oprawę wizualną. Choć drugi odcinek nie powalił na kolana, by poznać całą historię i tak będziecie musieli przez niego przejść – takt to wada gier pociętych na epizody. Pozostaje mieć nadzieję, że następne 4 części będą miały wyższy poziom. (Muszą mieć! W końcu w trzecim epizodzie po raz pierwszy zobaczymy smoki!)

Ocena: 50/100

Plusy:

+ Oprawa audio-wizualna

+ Nowe miejscówki + Jon Snow

Minusy:

– Ślamazarne tempo

– Brak istotnych wyborów

– Słabo zaprojektowane kobiece postacie

– Brak zaskakujących i chwytających za serce zwrotów akcji

Tytuł:

Game of Thrones: The Lost Lords

Producent:

Telltale Games

Wydawca:

Telltale Games

Platforma:

PC, PS4, Xbox One, PS3, Xbox 360, Android, iOS

Data premiery:

03.02.2015 (PC), 4.02.2015 (PS4, Xbox One, PS3, Xbox 360), 05.02.2015 (iOS, Android)

Cena:

około 21 zł za epizod, około 81 zl za sezon 6 odcinków (ceny z PlayStation Store)

Język:

angielski

PEGI: 18