King’s Quest: A Knight to Remember – powrót w wielkim stylu (recenzja)

Na szczęście nie mamy do czynienia w tym przypadku ze zremasterowaną wersją gry. To świeża historia, która spodoba się nie tylko fanom serii, ale też osobom zupełnie z nią nie obeznanym. Być może wielu z Was podchodzi nieufnie do gier podzielonych na epizody, ale nie martwcie się – tym razem nie jest to dwugodzinny odcinek, o którym szybko zapomnicie, a całkiem długa, bo ponad sześciogodzinna opowieść rozpisana na 640 stronach scenariusza. Dla porównania scenariusz pierwszego King’s Questa zajmował zaledwie 58 stron. Jeśli kolejne epizody będą równie długie możemy liczyć na ponad 30-godzinną przygodę, co na tle wydawanych współcześnie gier przygodowych jest imponującym wynikiem.
King’s Quest: A Knight to Remember – powrót w wielkim stylu (recenzja)

Gra rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Ta pierwsza to czasy obecne – Graham, król Daventry, spędza jesień swojego życia na snuciu opowieści o przygodach z młodości. Jego słuchaczkom jest spragniona fantastycznych historii wnuczka Gwendolyn. Gdy zdradza dziadkowi, że zamierza stanąć w turnieju szermierczym ze swoim kuzynem, Graham postanawia opowiedzieć jej po raz pierwszy o tym, jak został rycerzem. Narracja przenosi nas do przeszłości, gdzie w skórze młodego wówczas Grahama przejmujemy kontrolę nad wydarzeniami. Posuwając się naprzód z fabułą cały czas słyszymy ubarwiające akcję opisy dziadka i powątpiewające komentarze wnuczki. Już sama narracja wywołuje ciepły uśmiech podczas gry, a to dopiero ułamek wspaniałości, jakie Was tutaj czekają.

Już od prologu dostajemy “epickością po oczach”. W pierwszej przygodzie Grahama nie brakuje pułapek, humoru sytuacyjnego, smoka skrywającego magiczny skarb, sekwencji zręcznościowych, których Nathan Drake i Lara Croft by się nie powstydzili i filmowej pracy kamery. Zmiana mechaniki – z typowego point & clicka na trójwymiarową grę akcji opłaciła się – klimat baśniowej przygody został zachowany, a rozgrywka zyskała na dynamice i oprawie wizualnej.

Spodziewałam się, że cała akcja gry będzie podobna do prologu, który był dość liniowy, ale ku mojemu zdziwieniu później otrzymujemy całkiem duży świat, po którym możemy swobodnie się poruszać. Szybko też zrozumiałam skąd wzięło się tyle stron scenariusza – w wielu miejscach przyjdzie nam dokonać decyzji. Raz będą to wybory chwytające za serce czy też mające swoje konsekwencje w późniejszych odcinkach, a raz będą to detale, które może nie wpływają na postęp fabularny, ale urozmaicają wizualnie akcje (np. zamiast walczyć na miecze będziemy mogli rzucać magicznymi bombami, lub też przyłożyć przeciwnikowi tortem). Dodatkowo każdy nierozważny krok w sekwencjach zręcznościowych skończy się śmiercią – w tych momentach też możemy liczyć na zabawne komentarze Grahama i wnuczki.

Czym byłby scenariusz bez barwnych postaci? Tutaj każdy bohater jest obdarzony oryginalną osobowością, którą podkreślają wspaniale dubbingujący aktorzy (w dodatku z pierwszej ligi jak Christopher Lloyd czy Wallace Shawn). Ze wszystkimi możemy porozmawiać, jednak nie będą to długie dywagacje jak w klasyce gatunku. Tylko w najważniejszych dialogach będziemy mieli większy wybór pytań/odpowiedzi.

Nowego King’s Questa pokochać można za całokształt wykreowanego tu świata. To baśń pełną gębą – na czele z ciamajdowatym bohaterem głównym o dobrym sercu, zapatrzonym w siebie rycerzem, osiłkiem robiącym na drutach, buntującymi się trollami robiącymi za mosty i mniejszymi lub większymi potworami. To świat, w którym dobro wygrywa ze złem, a sprytny umysł z siłą i szybkością. To ten rodzaj opowieści, który można wałkować milion razy, a i tak nigdy się nam nie znudzi.

Dużego uroku dodaje grze strona audiowizualna. Delikatny cel-shading i feeria barw pasuje do fantastycznego świata królestwa Daventry, a praca kamery i efekty dźwiękowe podkreślające komiczne sytuacje sprawiają, że czujemy się trochę jak w centrum filmu animowanego. W najbardziej kluczowych momentach przygrywa też wspaniała muzyka symfoniczna.

W każdej beczce miodu musi się jednak znaleźć i łyżka dziegciu, a w zasadzie trzy. Pierwszym problemem gry jest często nienadążająca za bohaterem kamera. Tak, można się zachwycić jej filmowością, ale można też irytować się jej powolnym tempem. Drugą sprawą są kwestie techniczne. W testowanej przeze mnie wersji komputerowej dwukrotnie wystąpił błąd uniemożliwiający dalszą rozgrywkę – raz jeden z przeciwników podczas turnieju się “zawiesił”, a drugi raz Graham nie mógł dokonać interakcji. Pomogło zamknięcie gry i jej ponowne odpalenie. Trzecią wadą – przynajmniej w moim odczuciu – jest brak możliwości pominięcia dialogów czy filmików. To niepotrzebnie wydłuża czas rozgrywki.

Doświadczenie nauczyło mnie, by nie przechwalać epizodycznych gier już po pierwszym odcinku. Na ten moment jednak trudno mi ukryć entuzjazm. King’s Quest zapowiada się wybornie – to lekka, przyjemna, zabawna gra przygodowa, w którą czuć, że włożono dużo pracy (i ducha starej Sierry!). Mam nadzieję, że studio The Odd Gentlemen nie zawiedzie i w dalszych odcinkach także pokaże klasę.

Ocena: 85/100

Plusy:

+ Baśniowy klimat filmu animowanego

+ Wspaniałe udźwiękowienie

+ Nieliniowy charakter opowieści

+ Dobre wyważenie zagadek, eksploracji, dialogów i scenek QTE

Minusy:

– Drobne błędy techniczne

– Nie nadążająca za postacią kamera

– Brak opcji przeskoczenia dialogu/cutscenki

Tytuł:

King’s Quest – Episode 1: A Knight to Remember

Producent

: The Odd Gentlemen

Wydawca:

Sierra (Activision) / CDP.pl

Platforma:

PC, Xbox One, PS4, Xbox 360, PS3

Data premiery:

28 lipiec 2015

Cena:

41 zł za odcinek, 168 zł za cały sezon (ceny ze Steama)

Język:

angielski (dubbing + napisy)

PEGI:

12

Minimalne wymagania sprzętowe:

  • OS: Windows XP, Windows Vista, Windows 7, Windows 8
  • Procesor: Intel Core 2 Duo E6300 1.86 GHz lub AMD Athlon 64 X2 4800+ @ 2.4 GHz
  • Pamięć: 1 GB RAM
  • Grafika: GeForce 8800 GT or Radeon HD 4770 / 512 MB
  • DirectX: Version 9.0c
  • Dysk twardy: 13 GB wolnego miejsca
  • Karta dźwiękowa: DirectX 9.0c Compatible