TEST: warto wydać na statyw 550 złotych?

Statyw to nie tylko podpora, by unieruchomić aparat na tę jedną chwilę, gdy chcemy dłużej naświetlić zdjęcie. To akcesorium, które przydaje się podczas męczących sesji, zdejmuje z fotografującego konieczność ciągłego trzymania aparatu w dłoniach przy sesjach plenerowych, a w przypadku aparatu z obiektywem o długiej ogniskowej jest niezastąpione, gdy oczekujemy najwyższej jakości zdjęć. O powtarzalnych kadrach (na przykład potrzebnych do złożenia zdjęcia) czy filmach timelapse nie ma co wspominać, to oczywista oczywistość.
TEST: warto wydać na statyw 550 złotych?

Niewielki Vanguard VEO 2 235AB kosztuje około 550 złotych. Kwota wydaje się całkiem spora, ale zobaczmy, co dostajemy w zamian.

Vanguard z bliska

Statyw należy do kategorii sprzętu przeznaczonego dla mniejszych konfiguracji sprzętowych (więcej w części “Maksymalne obciążenie – z tym trzeba ostrożnie”). Jest to kompaktowy trójnóg o wadze 1,4 kg i długości 41 cm po złożeniu (główna kolumna jest obracana o 180 stopni), z pięciosekcyjnymi nóżkami i głowicą kulową z regulacją w dwóch osiach oraz regulacją siły docisku. Vanguard ma zakręcaną regulację długości wysuwanych nóg, a ich ostatnia sekcja dysponuje gumową nasadką dla zmniejszenia tarcia względem powierzchni.

Minimalna robocza wysokość statywu to około 45-48 cm (zależnie od kombinacji rozłożenia nóg i położenia kolumny). Maksymalna wysokość statywu plus głowica (z wysuniętą kolumną) to 145 cm. Po wsunięciu kolumny mamy wysokość 120 cm. Gdy kolumna jest odwrócona (głowica jest zainstalowana do góry nogami) aparat możemy umieścić w odległości około 10 cm od podłoża (szczegóły zależą od rozmiarów aparatu i jego orientacji – portretowa, krajobrazowa). Obracając obiektyw w kierunku podłoża i regulując wysunięcie kolumny, można zmniejszyć odległość fotografowania motywu praktycznie do zera.

Położenie nóżek regulowane jest zatrzaskowo (mamy dwie pośrednie pozycje: 20 i 45 stopni), ale istnieje możliwość rozłożenia podstawy jeszcze szerzej – do 80 stopni (elementem stabilizującym położenie w tych przypadkach będzie główna kolumna).

Statyw wykonany jest z lotniczego aluminium oraz stopu magnezu, co daje dobre połączenie lekkości z wytrzymałością. Gumowe, oprócz końcówek nóżek, są również elementy zaciskające poszczególne ich sekcje. Nasadkę na jednej z nóg wykonano z TPU, natomiast przyciski zatrzaskowego systemu blokowania położenia nóg – z dobrego plastiku. Ostatnim elementem konstrukcji wartym wspomnienia jest przelotka, która pozwala zawiesić dodatkowy woreczek z materiałem dociążającym statyw. Wtedy można próbować zainstalować nawet masywniejszy aparat.

Maksymalne obciążenie – z tym trzeba ostrożnie

Vanguard, podobnie jak wielu innych producentów, chwali się dużym udźwigiem statywu pomimo niewielkiej masy całej konstrukcji. Jak zwykle musimy podejść do tego z ostrożnością, ba, nawet darować sobie, bo udźwig 6 kilogramów w tym przypadku jest niemożliwy. Tyle waży, wyobraźmy sobie, profesjonalna lustrzanka z 500 mm obiektywem i być może jeszcze lampa na dodatek. Pomijając problem odpowiedniego wyważenia takiego zestawu, szans na stabilność nie ma żadnych.

Nie oznacza to jednak, że statyw należy spisać na straty. Gdy obniżymy maksymalną wagę instalowanego zestawu do, powiedzmy, 3 kilogramów, zaczyna się robić ciekawiej. Przy lżejszych sprzętach, a takim może być na przykład pełnoklatkowa lustrzanka za standardowym zoomem, jest jeszcze lepiej. Możemy skorzystać z oryginalnych konfiguracji, które zapewnia głowicowe mocowanie kolumny i kulowa głowica.

Statyw osiąga maksymalną wysokość 145 cm, jednak w tym momencie wysunięte są maksymalnie wszystkie nóżki. Ostatnie dwie sekcje mają niewielką średnicę i należy pamiętać, że jedynie w sytuacji gdy aparat jest zainstalowany na kolumnie, która nie jest w żaden sposób przechylona, ich wysuwanie ma sens. Lepszym rozwiązaniem, gdy chcemy podwyższyć statyw, będzie wysunięcie kolumny (dodamy w ten sposób około 25 cm). Wsunięta maksymalnie zapewnia największą stabilność mocowania, ale nawet po jej wysunięciu do góry będzie dobrze.

Dla jakiego aparatu?

Stosowanie solidnego statywu do ważących niewiele aparatów, a z takimi kojarzą się kompakty, wydaje się być przerostem formy nad treścią. Ale do czasu. Po pierwsze, w przypadku ultrazoomu stabilne mocowanie pozwoli uzyskać ostre ujęcia przy wynoszących kilkaset, tysiąc i więcej mm ogniskowych, których nie zapewni nawet wbudowana stabilizacja obrazu (swoją drogą, tę należy wyłączyć na czas korzystania ze statywu o ile aparat nie ma specjalnego statywowego trybu pracy).

Po drugie, mamy przecież rosnącą w siłę kategorię zaawansowanych kompaktów, takich jak Sony RX100 IV. Ten super-zoom ucieszy się z możliwości pracy na statywie, a jego spory już sensor typu 1 cal pozwoli uzyskać naprawdę niezłe zdjęcia. Dlatego nie tylko niewielka lustrzanka czy bezlusterkowiec (ten drugi de facto potrafi być równie mały jak kompakt) są odpowiednim sprzętem dla Vanguarda.

Trzeba oczywiście odpowiednio wyważyć koszty, bo zakup rzeczonego statywu jedynie dla stabilizacji zdjęć smartfonowych nie ma większego sensu. Ale jeśli dysponujemy innym aparatem, na przykład bezlusterkowcem Sony A7 III (na zdjęciach w tym teście), wykorzystanie statywu przy okazji do fotografii smartfonowej nie będzie grzechem. Szczególnie że statyw Vanguard jest dość lekki i wygodny w transporcie.

Vanguard VEO 2 235AB w praktyce

Kto nie używa często statywu, nie porusza się ze sporą ilością sprzętu – nie wie jak niewygodnym może być transport tego akcesorium i jak istotne są nawet dziesiątki zaoszczędzonych gramów. By jednak być uczciwym, trzeba przyznać, że 1,4 kilograma to nadal całkiem pokaźna masa.

By przysposobić statyw do pracy, wystarczy kilka chwil. Dosłownie kilka, bo konieczne jest jedynie obrócenie kolumny do pozycji roboczej. Jeśli często sięgamy po statyw, w trakcie wędrówki możemy zachować kolumnę w pozycji niezłożonej. Statyw będzie tylko minimalnie dłuższy. Następnie musimy rozłożyć nóżki. Zaciskowe mocowanie poszczególnych sekcji pozwala na bardzo dużą swobodę podczas ustawiania statywu. Kulowa głowica wprowadza oczywistą swobodę regulacji płaszczyzny fotografowania. A ruchoma kolumna pozwala doprecyzować jej wysokość.

Kulowe mocowanie kolumny w połączeniu z głowicą kulową umożliwia umieszczenie aparatu w pozycji “żaby”, do fotografowania elementów blisko powierzchni. Konfiguracja z maksymalnie rozłożonymi nóżkami również jest dostępna, ale wtedy dodatkową wysokość dodaje kolumna – plusem takiej konfiguracji jest natomiast duża stabilność. Możemy też umieścić kolumnę w pozycji takiej jak na poniższym zdjęciu. Sprawdzi się to jedynie w przypadku mało masywnych sprzętów, ale daje kolejną swobodę podczas ustawiania urządzeń.

Ogromną zaletą Vanguarda jest łatwość rozkładania (z drobnym wyjątkiem), choć muszę przyznać że wolałbym, by zaciski poszczególnych sekcji nóg odkręcały się jednak swobodniej i miały pewniejsze graniczne położenia. Wspomniany wyjątek to mocowanie szybkozłączki. Niestety nie jest ono zatrzaskowe, co oznacza, że musimy odkręcić blokadę, wsunąć aparat z zamocowaną szybkozłączką i zacisnąć całość. Zajmuje to chwilę, ale z czasem nabierzemy praktyki. Pomijając ten mankament, wyposażenie statywu w głowicę kulową jest dobrym rozwiązaniem. Na płaszczyźnie mocowania mamy poziomnicę, która zapewni nam wypoziomowanie statywu – szkoda, że nie widać jej dobrze po zamocowaniu większego aparatu, ale z drugiej strony wiele aparatów dziś ma wbudowaną elektroniczną poziomnicę pełniącą tę rolę równie dobrze, a może i lepiej.

Zaciski głowicy kulowej działają pewnie, a możliwość dostosowania stopnia oporu, jaki stawia głowica podczas poruszania aparatem jest dużą zaletą. Cała konstrukcja nie tylko sprawia wrażenie, ale też sprawuje się jak sprzęt wysokiej jakości, odporny na ewentualne uszkodzenia w trakcie transportu i użytkowania. Oczywiście wąziutkie ostatnie sekcje statywowych nóg wymagają pewnej troski, ale to przypadłość każdego sprzętu tej klasy.

Podsumowanie – co z tego wynika

Recenzowany Vanguard VEO 2 235AB jest statywem wartym uwagi. Ma oczywiście wady, które omawiałem, ale mobilność, funkcjonalność, łatwość obsługi i wygoda transportu (w zestawie otrzymujemy torbę) przeważają nad niedostatkami.

Zwykle w przypadku statywów z wielosekcyjnymi nogami wysuwanie ostatnich sekcji jest ostatecznością (bez wysuwania dwóch ostatnich sekcji wysokość statywu to około 110 cm i taką uznałbym za w pełni użyteczną). Podobnie jest w przypadku bohatera tego testu. Muszę jednak przyznać, że nawet całkowicie rozłożone i zablokowane nogi zapewniają zaskakująco stabilny montaż – przydatny w praktyce, w przeciwieństwie do podobnych, ale kompletnie zabawkowych statywów wykonanych z plastikowych elementów.

Model VEO 2 235AB warto wybrać, gdy fotografowanie jest dla nas przygodą, która wiąże się z przemieszczaniem, a wtedy waga i wymiary są kluczowe. Nie jest to statyw studyjny, a także taki, który można swobodnie zostawić bez opieki na dłuższy czas. To sprzęt z wygodną instalacją w przypadku fotografowania w terenie (zarówno plener jak i pomieszczenia), gdy fotografujący znajduje się w pobliżu. Kulowa głowica, ruchoma kolumna i pięciosekcyjne niezależnie regulowane nogi zapewniają swobodę doboru pozycji aparatu podczas fotografowania – i co najważniejsze: stabilność.

Statywu nie polecę użytkownikom bardzo dużych lustrzanek z dużymi obiektywami. I to nawet nie ze względu na obciążenie a kompaktowość podstawy, jaką daje Vanguard. Ale już w przypadku bezlusterkowca Sony A7 III czy pełnoklatkowego Nikona D750 taki statyw jest doskonałym uzupełnieniem. W przypadku niecałkowicie rozłożonych nóg można pokusić się o fotografowanie nawet przy użyciu lustrzankowego obiektywu 70-200 mm f/2,8. | CHIP