Łamanie DRM-ów jest legalne?

W Europie przywyknęliśmy już do tego, że regulacje prawne wprowadzane, lub proponowane przez instytucje Unii Europejskiej dotyczące technologii mało kiedy stoją po stronie użytkownika. Tymczasem po drugiej stronie Atlantyku bywa różnie. Dwie instytucje: Bibliotekarz Kongresu (tak, to osobna, szanowana funkcja istniejąca od 1800 roku, obecnie sprawowana po raz pierwszy przez kobietę: Carlę Hayden) i Amerykański Urząd ds. Praw Autorskich zaproponowały wspólnie nowe zasady, które pozwolą konsumentom i niezależnym ekspertom zajmującym się np. naprawami, uzyskać pozwolenie na legalne zhakowanie oprogramowania wbudowanego na ich urządzeniach, w celu ich naprawy lub konserwacji. To zwolnienie z praw autorskich dotyczy smartfonów, samochodów, inteligentnych urządzeń domowych i wielu innych urządzeń.
Łamanie DRM-ów jest legalne?

Umożliwienie łamania zabezpieczeń cyfrowych (DRM) i wbudowanych blokad oprogramowania w celu “utrzymania urządzenia lub systemu (…) aby działało zgodnie z jego pierwotnymi specyfikacjami” lub “naprawy urządzenia lub systemu (…) i przywrócenie go do stanu pracy zgodnego z pierwotnymi specyfikacjami”. Rząd federalny orzekł, że konsumenci i specjaliści zajmujący się naprawami mają prawo do legalnego włamywania się do oprogramowania legalnie nabytych urządzeń w celu “konserwacji” i “naprawy” tego urządzenia. Podobne możliwości uderzą szczególnie w producentów, którzy nad wyraz “troskliwie” podchodzą do systemu zabezpieczeń swoich urządzeń. Nietrudno o skojarzenie z Apple, amerykańską firmą znaną z bardzo zamkniętego podejścia do oprogramowania. Wcześniej w tym miesiącu Apple zamieściło w oprogramowaniu MacBooków Pro specjalny mechanizm, który w chwili wykrycia naprawy przez osoby trzecie (tj. inne niż autoryzowany serwis Apple’a) może pozbawić komputer możliwości dalszego działania. Zabezpieczenie to wykorzystuje BIOS komputera, wymagając połączenia się z serwerami Apple w celu sprawdzenia, czy naprawa jest “autoryzowana” czy nie.

Carla Hayden, mianowana w 2016 roku Bibliotekarką Kongresu opowiada się przeciw DRM’om (fot. Baltimore Sun)

Istnieje także druga strona medalu. Ponownie posłużę się tu przykładem Apple’a, tym razem niejako broniąc firmy z Cupertino. Producenci wydają olbrzymie pieniądze na opracowanie urządzeń i badania, inwestują miliony dolarów w marketing, by sprzedać finalny produkt. Rzecz w tym, że konsumentom często wystarczą urządzenia kupione kilka lat temu. I chociaż brzmi to niezbyt przyjemnie, to producenci mogą albo iść drogą Apple’a i blokować niezależne naprawy (samemu czerpiąc zyski z napraw poserwisowych), albo celowo postarzać produkt, który po okresie gwarancji często ulega awariom, a naprawianie go staje się nieopłacalne. Może okazać się, że jeśli podobne do wyżej omawianych regulacji wejdą w życie w większej liczbie krajów, to jedynym co będą mogli robić wszyscy producenci będzie właśnie ta druga opcja. | CHIP