Australia zagwarantowała służbom backdoory w aplikacjach

Największe kontrowersje wzbudza tzw. Technical Assistance Request, który wprowadza obowiązek współpracy twórców aplikacji z australijskimi służbami. Po wejściu przepisów w życie instytucje będą mogły zażądać od twórców aplikacji i operatorów dostępu do zaszyfrowanych danych zapisanych na urządzeniu podejrzanego. Śledczy nie muszą zwracać się do sądu o nakaz w tej sprawie, jednak żądanie musi zostać uargumentowane na piśmie, najpóźniej w ciągu 48 godzin. Nie jest jasne, w jaki sposób władze chcą egzekwować przepisy, zwłaszcza że w ustawie nie ma mowy o konsekwencjach w przypadku odmowy ze strony np. autora aplikacji.
wojskowy piszący na klawiaturze
wojskowy piszący na klawiaturze

Australijskie służby dostały nowe kompetencje (fot. Ridge Shan)

Uchwalone przepisy co prawda obowiązują jedynie na terenie Australii, ale potencjalnie mogą dotyczyć wszystkich internautów. Trudno spodziewać się, że firmy technologiczne stworzą kilka wersji swojego oprogramowania. Jest duże prawdopodobieństwo, że backdoory pomogą też przy okazji przestępcom – zwłaszcza że australijskie służby mogą domagać się osłabienia lub usunięcia szyfrowania. Co prawda teoretycznie furtki mają być zabezpieczane dodatkowym hasłem, ale w praktyce oznacza to ograniczenie ochrony użytkowników.

Zwolennicy nowego prawa argumentują konieczność jego wprowadzenia walką z terroryzmem. Co ciekawe, rząd w Melbourne usunął instytucje walczące z korupcją z listy tych, którym wolno ubiegać się o dostęp do zaszyfrowanych danych. Wprowadzone zmiany są też sprzeczne z europejskimi i amerykańskimi przepisami o ochronie danych osobowych. Na ten aspekt wcześniej zwracało uwagę już Apple, o czym pisaliśmy w październiku. | CHIP