Gdzie się podziała Sonda?

Mówiąc o programach popularnonaukowych nie sposób nie wspomnieć o “Sondzie”, czyli o kultowym programie prowadzonym w latach 1977-1989 przez Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka. “Sonda” była programem niezwykłym, głównie przez specyficzną narrację. W każdym z odcinków obaj prowadzący przedstawiali dwa punkty widzenia na temat danego zagadnienia. Sprzeczki i docinki miały uatrakcyjnić często skomplikowany przekaz i skłonić widza do zastanowienia oraz wyrobienia sobie własnego zdania. W “Sondzie” poruszano tematy z wielu dziedzin nauki takich jak fizyka, biologia, ekologia, a także najnowszych zdobyczy robotyki, elektroniki czy informatyki. Łącznie wyemitowano 469 odcinków “Sondy”. Program zakończył się tragiczną śmiercią autorów. Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński zginęli wypadku samochodowym, do którego doszło 29 września 1989 roku w okolicach Raciborza. Auto prowadzone przez kierowcę rajdowego, Andrzeja Gieysztora, wpadło w poślizg i wjechało pod ciężarówkę, w efekcie czego troje podróżnych zginęło na miejscu.
Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński przyglądają się smartfonowi.
Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński przyglądają się smartfonowi.

—  Problem telewizji tamtego czasu polegał na zupełnie czym innym niż problemy internetowych produkcji. Wtedy to nie była kwestia finansowa — mówi w rozmowie z CHIP-em Tomasz Rożek, autor “Sondy 2”. —  To nie było tak, że technologie leżały na stole, natomiast Telewizji Polskiej nie było na nie stać. Problem polegał na tym, że tych technologii po prostu nie było. W efekcie zrobienie materiału w plenerze było dużym wyzwaniem, zaproszenie większej grupy osób do studia kłopotliwe, a połączenie się z kimś przez komunikator wręcz niemożliwe. Dlatego doceniam pewien rodzaj geniuszu ludzi, którzy musieli w tamtym czasie wyczarować coś z niczego.

Eureka – początki telewizji edukacyjnej

Warto jednak wspomnieć, że “Sonda” była niejako spadkobiercą innego programu popularnonaukowego i to nadawanego na żywo. Od 1957 roku na antenie Telewizji Polskiej emitowano “Eurekę”. To audycja wymyślona przez Marię Korotyńską i Ignacego Waniewicza, w której dziennikarze wchodzący w skład zespołu przedstawiali w studio opracowane przez siebie zagadnienie posiłkując się przy tym wykresami, robiąc eksperymenty i rozmawiając z ekspertami. W skład zespołu redakcyjnego wchodzili między innymi Andrzej Mosz, Rafał Skibiński, Zbigniew Zdanowicz i Teodor Zubowicz, a także Jerzy Wunderlich, który pełnił rolę głównego prezentera i kierownika redakcji. W ostatnim okresie do zespołu dołączył także Andrzej Kurek i Marek Siudym, czyli późniejsi współautorzy “Sondy”.

Spektrum, czyli wszystko o komputerach

Tak jak “Sonda” wywodzi się z “Eureki”, tak program Kurka i Kamińskiego przyczynił się do powstania innych audycji. Jedną z nich było “Spektrum” poświęcone komputerom i informatyce, a prowadzone przez Tomasza Pycia. Przez dwa pierwsze lata współautorem programu był także Bogdan Borusławski, a pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia także Alicja Dawidziuk. Wyemitowano łącznie 183 odcinki “Spektrum”, z których widzowie dowiadywali się o nowościach ze świata PC. Charakterystyczna elektroniczna muzyka z czołówki, to utwór Marka Bilińskiego “Po drugiej stronie świata”.

“Sonda 2” – powrót po latach

“Sonda” po latach na krótko powróciła za sprawą Tomasza Rożka, jednak w nieco zmienionej formie, przystosowanej do współczesnych realiów. Dziennikarz i popularyzator nauki w przeciwieństwie do swoich poprzedników prowadził “Sondę 2” sam, zapraszając do studia ekspertów, którzy tłumaczyli zagadnienia związane z najnowszymi odkryciami naukowymi. Mimo to autor chciał zachować charakter “Sondy”, pozostawiając widzowi ocenę przedstawionych w programie faktów.

Tworząc “Sondę 2” nie miałem złudzeń, że stworzę program kultowy, bo takie programy powstają raz na 50 lat. Program Kurka i Kamińskiego był kultowy m.in. dlatego, że był w tamtym czasie jedynym — mówi w rozmowie z CHIP-em Tomasz Rożek. —  Od samego początku “Sondy 2” założenie było takie, że formuła programu będzie zupełnie inna. Uważam, że świat i odbiorca, a także sama telewizja się mocno zmieniły. Konwencja, w której dwie osoby w zasadzie tylko rozmawiają, jest zbyt niszowa. Obawiałem się, że to byłby program, który nie będzie trafiał do współczesnego odbiorcy. Natomiast zostawiłem wymianę informacji. W ten sposób program nie wygląda jak większość programów popularnonaukowych, czyli ktoś mówi “jak jest”, tylko raczej pyta i próbuje się czegoś dowiedzieć, a kto inny odpowiada. Stąd nie mogłem mieć stałego partnera, ponieważ nie byłoby to wiarygodne, ze względu na to, że nie ma osób, które wiedzą wszystko. Dlatego  w “Sondzie 2” był gość odcinka, który pojawiał się kilka razy — dodaje dziennikarz.

https://www.youtube.com/watch?v=7is5IyjQALU

“I want to believe”

Pod koniec lat 70-tych Jerzy Trunkwalter w niedzielne popołudnia prowadził jeden z najpopularniejszych programów popularnonaukowych, czyli “Kalejdoskop filmowy Kino Oko”. Można w nim było obejrzeć reportaże na temat niewyjaśnionych zjawisk takich jak trójkąt Bermudzki, kręgi w zbożu czy wreszcie U.F.O. I trudno się dziwić popularności tego programu, ponieważ te tematy i dziś rozbudzają wyobraźnię wielu osób i są przyczynkiem teorii spiskowych. Do tematu niewyjaśnionych zjawisk wrócił w latach 90-tych Maciej Trojanowski w swoim programie “Nie do wiary”, który był emitowany najpierw w telewizji Wisła, a później w TVN i TTV.

Podbój kosmosu

Programy popularnonaukowe to zapis historii nauki i techniki. Przez wiele lat autorzy cykli edukacyjnych byli świadkami nowych odkryć, a także – co szczególnie istotne – podboju kosmosu. W tamtych latach wszyscy śledzili z zapartym tchem wyścig kosmiczny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Obie strony “żelaznej kurtyny” wykorzystywały swoje sukcesy w tym zakresie w celach propagandowych, a jak od dawna wiadomo, nie ma lepszego narzędzia propagandy niż kontrolowane przez państwo media. Programy takie jak nadawany z Poznania program “Telewizja młodych Kosmonautów »Orbita«” miały za zadanie zaszczepić, szczególnie w młodszych widzach, wizję odległych światów, nietkniętych jeszcze ludzką stopą. Gościem programu był między innymi Mirosław Hermaszewski. Ciekawostką jest fakt, że wspomniana wcześniej “Eureka”, powstała w roku wystrzelenia pierwszego radzieckiego sputnika.

Po upadku komunizmu wyścig zbrojeń stracił sens, a podbój kosmosu wyraźnie zwolnił. Stany Zjednoczone nie miały przed kim prężyć muskułów i udowadniać swojej mocarstwowej pozycji. Jednak marzenia pozostały. Nawet pomimo cięć budżetowych, z jakimi zmaga się Amerykańska Agencja Kosmiczna (NASA), dziś znowu możemy fascynować się odkryciami, głównie za sprawą robotów, które podbiły już Czerwoną Planetę. Starty rakiet, a nawet lądowania na innych planetach możemy obserwować w internecie, a także na stronach agencji kosmicznych i firm takich jak SpaceX czy Blue Origin.

Telewizyjne laboratorium

Bardzo ważną postacią polskiej telewizji edukacyjnej jest Wiktor Niedzicki, autor kilkuset programów popularnonaukowych i to zarówno tych radiowych jak i telewizyjnych. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje “Laboratorium” emitowane w TVP od 1985 do 2010 roku. Łącznie powstało 511 odcinków. Program kilkukrotnie zmieniał oblicze, ale zawsze skupiał się na pracach polskich naukowców i popularyzacji fizyki. Niestety, program, podobnie jak wiele innych o charakterze edukacyjnym, zdjęto z anteny. Przeciwko tej decyzji zaprotestowało Polskie Towarzystwo Fizyczne. W liście otwartym do ówczesnego prezesa TVP, profesor Bohdan Grządkowski zwrócił uwagę, że był to w tamtym czasie jedyny cykl przedstawiający zagadnienia fizyczne. Te apele nie znalazły jednak posłuchu i w efekcie “Laboratorium” zniknęło, a Wiktor Niedzicki zajął się popularyzacją nauki poza małym ekranem. Obecnie m.in. odwiedza szkoły i organizuje wykłady przybliżając fizykę młodszym i starszym.

https://www.facebook.com/niedzicki/videos/406265923150907/

Schyłek ery telewizji edukacyjnej

W latach 90. ubiegłego wieku powoli pasmo edukacyjne zaczęło tracić na znaczeniu. Kolejne władze TVP odsuwały programy popularnonaukowe na boczny tor, skupiając się na programach typowo rozrywkowych. Te były zdecydowanie tańsze w produkcji i rzecz jasna miały większą oglądalność. Prawdopodobnie z tego powodu zapisana w ustawie o radiofonii i telewizji tzw. misja publiczna, stała się kulą u nogi. Paradoksalnie, transformacja ustrojowa miała pod tym względem negatywny wpływ na media publiczne. Wieczne problemy z finansowaniem publicznego nadawcy zmusiły TVP do rywalizacji o rynek reklamowy z nadawcami komercyjnymi, którzy nie mieli obowiązku spełniać szeregu wymogów wymienionych w ustawie. W efekcie, media prywatne i publiczne praktycznie przestały się od siebie różnić pod względem programowym, na czym szczególnie ucierpiały programy edukacyjne.

Produkcja programu popularnonaukowego nie jest prosta i wymaga z jednej strony nakładów finansowych a z drugiej wiedzy eksperckiej. Na ten problem zwrócił uwagę Piotr Kosek, autor programu internetowego “Astrofaza”:

— Telewizja musiałaby wydać pieniądze na produkcję, a z drugiej strony zwrot z inwestycji jest niepewny. Jeśli telewizja podchodzi na zasadzie kalkulacji, to nie będzie tego robiła. Natomiast jeśli podejdą misyjnie i niekoniecznie te programy będą musiały na siebie zarabiać, ale będą miały na celu misję przekazania pewnej wiedzy i przede wszystkim zainspirowania przyszłych pokoleń naukowców, inżynierów, którzy mogą jakieś nowe technologie opracować, to będzie to tylko i wyłącznie z pożytkiem dla Polski — przekonuje Piotr Kosek.

Oglądalność tego typu programów w naturalny sposób jest zdecydowanie niższa niż wydarzeń sportowych, seriali i programów informacyjnych. W efekcie, po 1989 roku programy popularnonaukowe w TVP były systematycznie przesuwane na późniejsze godziny, a nawet przenoszone do innych kanałów. W ten sposób i tak stosunkowo niewielka widownia tego typu programów, zmniejszała się jeszcze bardziej. W końcu programy autorskie były wypierane nie tylko przez audycje rozrywkowe, ale też przez produkcje amerykańskie, których zakup był tańszy, a do tego nie wymagał aż takiego nakładu pracy.

— Program popularnonaukowy ma kilka wad z punktu widzenia telewizji, która służy przede wszystkim do zarabiania pieniędzy —  stwierdza Wiktor Niedzicki w rozmowie z CHIP-em. — Nie wierzę, aby udało się zarobić na nauce i na jej popularyzacji. Być może gdyby zainwestować bardzo dużo pieniędzy w promocję i reklamę, ale u nas wiadomo, że najlepiej byłoby wszystko zrobić po kosztach. Trzeba też wziąć pod uwagę, że my jesteśmy na uboczu. Jeśli dowolna amerykańska telewizja robi po angielsku program, na dowolnie jaki temat, nawet o nauce, to może liczyć w najgorszym wypadku na 400 milionów widzów. My natomiast maksymalnie na 40 milionów, a w praktyce pewnie 500 tysięcy. Oczywiście tak, jest pewna szansa, gdyby telewizja publiczna chciała, zainwestowała w to i była zainteresowana promocją — dodaje autor “Laboratorium”.

Jak jest teraz?

Z drugiej strony, widzowie programów popularnonaukowych nie zniknęli. To, że nie zabiega o nich tradycyjna telewizja, wykorzystują youtuberzy. Tu też oczywiście kanały z ciekawostkami ze świata nauki i techniki przegrywają z mniej wymagającymi produkcjami. Okazuje się jednak, że grono odbiorców w internecie jest na tyle szerokie, że twórcy mogą się spokojnie rozwijać. Co więcej, ze względu na charakter tworzonych treści, twórcy internetowi mogą liczyć na więcej pieniędzy z reklam niż w przypadku kanałów poświęconych np. grom. Do tego dochodzi budowa społeczności, która pozwala zebrać pieniądze potrzebne na rozwój kanału, a także produkcję pogłębionych i dłuższych filmów.

Najlepszym tego przykładem jest internetowy program Piotra Koska traktujący o astronomii, czyli “Astrofaza”. Obecnie widzowie co miesiąc wpłacają ponad 8 tysięcy złotych na realizację kolejnych odcinków. Na początku jednak, w przeciwieństwie do programów telewizyjnych, “Astrofaza” była tworzona tak jak większość internetowych kanałów, czyli własnym sumptem. Piotr Kosek sam zajmował się przygotowaniem, nagrywaniem i montażem audycji, a ograniczenia budżetowe wiązały się z kompromisami.

— Nie można porównać produkcji telewizyjnej do tego co robimy. Ona się rządzi innymi prawami, tam jest więcej ludzi, tam są dużo większe koszta — stwierdza autor “Astrofazy”. — Możemy z racji tego, że to jest internet je ciąć dość mocno, choć pracujemy na wysokiej klasy sprzęcie, myślimy przyszłościowo pod 4K, ale jednak dużo mniej ludzi potrzebujemy do zrealizowania programu. Dla widza wygodne jest to, że może obejrzeć “Astrofazę’ kiedy tylko zechce, o każdej porze dnia i nocy. Co prawda na Patronite nie zakładaliśmy konkretnych godzin i dni publikacji, ale i tak staramy się trzymać nieoficjalnej ramówki. To jest bardzo dobra rzecz, ponieważ ludzie się przyzwyczajają i co ciekawe, jesteśmy w stanie dzięki temu obejść algorytm YouTube’a, który może z jakiegoś powodu przestać proponować nasze filmy widzom. Natomiast jeśli ludzie są przyzwyczajeni do konkretnego dnia i pory, to sami przyjdą.

Dziś coraz więcej kanałów popularnonaukowych na YouTube ulega profesjonalizacji. Poza “Astrofazą” warto wymienić takie internetowe programy jak “Nauka. To lubię” Tomasza Rożka,  “Uwaga. Naukowy Bełkot” Dawida Myśliwca, czy “SciFuna” Dariusza Hofmana. Tych możliwości, które dziś istnieją, mogą pozazdrościć autorzy programów popularnonaukowych sprzed kilkudziesięciu, czy nawet kilkunastu lat. Jeśli spojrzymy na pierwsze odcinki nagrywane przez wspomnianych youtuberów, bez trudu dostrzeżemy postęp jakiego każdy z nich dokonał w ciągu kilku lat. To też pokazuje, że reinwestowanie w rozwój kanału jest słusznym krokiem i może przynieść nie tylko zwiększenie liczby widzów, ale przede wszystkim bardziej dopracowane produkcje.

— Mam ten luksus, że wcześniej zajmowałem się filmowaniem, fotografią, montażem, a także rozumiałem jakie są potrzeby sprzętowe. Głównym problemem było finansowanie, natomiast na początku trzeba było “szyć” na zapałki i taśmę klejącą. W ciągu pierwszych 3 lat wszystko co zarabiała “Astrofaza” inwestowałem w sprzęt, w studio. Dzięki temu dziś nie musimy się martwić, że w domu się życie rodzinne toczy i nie ma kiedy nagrywać, tylko można w godzinach pracy wejść i nagrać wszystko co jest potrzebne — opowiada Piotr Kosek.

Podsumowanie

Wszystko wskazuje na to, że czas programów edukacyjnych w polskiej telewizji minął bezpowrotnie. Reality show i inne programy rozrywkowe coraz częściej dominują ramówki także zagranicznych telewizyjnych kanałów poświęconych szeroko pojętej nauce. Oczywiście, rachunek ekonomiczny i słupki oglądalności są bezlitosne. Jednak czy aby na pewno niczego nie tracimy w ten sposób? | CHIP