Z punktu widzenia użytkownika wybór pomiędzy płatnością w systemie Tindera, a tą dokonywaną przez Google Play wydaje się oczywisty. W polskiej (a zapewne także w innych) wersji aplikacji występują różnice w cenach pomiędzy obiema formami płatności na korzyść Tindera. Zazwyczaj wynoszą one kilka złotych (wysokość abonamentu jest dostosowywana do konkretnego użytkownika) w skali miesiąca. Jednak dłuższe opłacanie subskrypcji sprawi, że będą to kwoty odczuwalne.
Po jednorazowym wprowadzeniu danych karty płatniczej w systemie Tindera, program zapamięta je, a także usunie możliwość zmiany sposobu zapłaty. Powiadomienia dotyczące subskrypcji będą pojawiać się wyłącznie w aplikacji. Dzięki tym zmianom Tinder ominie kosztowne pośrednictwo Google’a. W przypadku abonamentów wynosi ono 30% przez pierwszy rok korzystania z usługi przez danego użytkownika i 15% w kolejnych latach. Są to bardzo duże kwoty, jeśli weźmiemy pod uwagę, że z Tindera korzysta 50 milionów użytkowników na całym świecie. Po tym ruchu, cena akcji Match Group (właściciela serwisu randkowego) wzrosła niemal o 5%.
Tinder jest pierwszym serwisem, który zmienił metodę płatności wewnątrz aplikacji. Inni producenci podejmowali już podobne próby, jednak zwykle wiązało się to z wprowadzaniem informacji na stronie internetowej (jak w przypadku aplikacji Spotify), lub z całkowitym pominięciem sklepu Play. Tę ostatnią możliwość wykorzystało Epic Games poprzez stworzenie własnego instalatora „Fortnite”. | CHIP